Szpieg (Cooper, 1829-30)/Tom I/Rozdział III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor James Fenimore Cooper
Tytuł Szpieg
Podtytuł Romans amerykański
Tom I
Rozdział III
Wydawca A. Brzezina i Kompania
Data wyd. 1829
Druk A. Gałęzowski i Komp
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz J. H. S.
Tytuł orygin. The Spy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ III.

Zwiędłe listki, blade cienia,
Zielony trawnik usłały,
A niskie słońca promienia
Koniec roku oznaymiały.
Widziałem kramarza, który
Zamyślony i ponury,
Z hucznego miasta wychodził.

Wilson.

Burza, która od gór Hudsonskich z wiatrem zachodnim przychodzi, rzadko kiedy trwa króciéy nad dwa dni: deszcz téż z gradem połączony, spływał ieszcze po oknach domu, i cały horyzont zaciemniał, — gdy się mieszkańcy Szarańcz na zaiutrz dzień zebrali, niepodobna było, aby który z podróżnych o dalszéy drodze zamyślał. Harper przybył ostatni, a wybadawszy wprzód porę czasu, oświadczył Panu Warthon, iż zniewolonym zostaie korzystać z iego gościnności, któréy gdyby nie taki czas słotny, nigdyby nadużywać nie śmiał. Warthon odpowiedział grzecznie, lecz troskliwość rodzicielską na pierwszym maiąc względzie, z całéy duszy wymówić mu się pragnął. Henryk przybrał na siebie pierwszą swą postać, chociaż myśląc i czuiąc otwarcie, nawet z potrzeby zdradzać siebie nie umiał, i iedynie co naleganiom oyca dał się do tego namówić. Pozdrowili się oni oboiętnie z Harperem, nie przemówiwszy ani słowa do siebie. Franciszce tylko zdawało się dostrzedz złośliwy uśmiech na ustach cudzoziemca, lecz i ten nie miał trwać iak chwilę, i ustąpił mieysca łagodnym rysom dobroci, które oznaczały iego charakter i uczucia.
Zasiedli iuż byli wszyscy do stołu, kiedy Cezar położył przed Panem swoim małą paczkę, i stanął za nim opieraiąc się o poręcz iego krzesła, z nieiaką poufałością lecz razem z naywiększém poszanowaniem.
— Co to iest, cóżeś mi ty przyniósł Cezarze? zapytał się Warthon, z niespokoynością trudną do opisania.
— Tytuń Panie: bardzo dobry tytuń: Harwey Birch przyniósł go dla Pana z New-Yorku.
— Nie przypominam sobie czym go o to prosił, rzekł Warthon spoglądaiąc pilnie na Harpera, ale kiedy kupił go dla mnie, rzecz słuszna żebym mu zapłacił.
Harper przerwał tymczasem swoie śniadanie, i ciągle mierzył okiem to Pana, to sługę, naymnieyszego iednak nie okazuiąc po sobie pozoru, któryby mógł iaki dawać powód, do różnych domysłów.
Nowina o przybyciu Bircha mocno ucieszyła Sarę, zerwała się od stołu, i zaleciła Cezarowi, iżby go do pokoiu zaprosił, lecz w tym momencie przypomniawszy sobie obecność cudzoziemca, aby mu i w tém nieuchybić: ieżeli Pan Harper, dodała, zechce pozwolić, biednemu kramarzowi weyść do nas i chwilę z nami zabawić.
Harper odpowiedział tylko lekkiém skinieniem głowy, lecz iego uprzeymość maluiąca się w twarzy i ta słodycz w spoyrzeniu, co często iest duszy zwierciadłem, lepiéy go tłómaczyła, co myślał w téy chwili.
W pokoiu gdzie się znaydowali, stały pod oknami małe sofki, które piękne z adamaszku firanki do połowy zasłaniały. Kapitan Warthon zaiął był z nich iednę, tak iż krzyżowo założona firanka, całkiem go zakrywała. Franciszka zaś usiadła na drugiéy, przybieraiąc na siebie równie poważną iak smutną postać, co przy iéy żywém ułożeniu dziwnie sprzeczném się zdawało.
Harwey Birch od początku młodości swoiéy handlem się trudnił. Mówił mało, lecz że nikogo nie oszukał, zyskiwał więcéy, niżeli inni nad niego bogatsi, a mniéy rzetelni. Zpodania tylko wiedziano o nim, iż się urodził w iednéy ze wschodnich prowincji: wiadomości zaś iego oyca, obszerna nauka iaką był zbogacony, i szczególnieysza przytomność umysłu, w tak sędziwym zachowana wieku, to wszystko wnosić kazało, iż Nestor ten téy okolicy nie był z rzędu pospolitych ludzi, i że musiał bydź szczęśliwszym w poranku dni swoich. Co do syna nic go nic odznaczało, nad biegłość w iego rzemiośle, i nad niedocieczoną skrytość we wszystkich iego działaniach. Nie miał on ieszcze lat 10ciu iak z oycem w te strony przybył, i iak obydwa zamieszkali w owéy nedznéy lepiance, do któréy Harper zakołatał, prosząc o przytułek wśród nocy i burzy. Żyli oni w tém ustroniu spokoynie, mało znani od kogo, mało szukaiący znaiomości, nigdy względów i łaski nad sobą: i ieżeli Harwey tułał się po świecie, i krwawym potem czoła na życie zarabiał, niemniéy i iego oyciec, ani dnia bez pracy nic stracił; to uprawiał swóy ogródek, to zasiewał dzikie pola; zgoła potrzeby swoie do możności stosuiąc, nigdy o wsparcie ręki nie wyciągnął; lecz z wiekiem i siły opuszczać go zaczęły, a owa rześkość ciała, co prace iego krzepiła, nieużytecznym stała się mu ciężarem; uczuł on iż towarzystwo pierwszym iest węzłem życia ludzkiego, i trzydziesto-pięcio letnia Abizay, obięła wkrótce rządy domu i staranie starcu. Róże niegdyś na licach Katy Haynes kwitnące, od lat kilku iuż były powiędły; w kolei swego wieku miała ona czas przypatrzyć się, iak tylu iéy znaiomych płci oboyga wchodziło w związki małżenskie, których tém wiecéy pragnęła, im bardziéy z każdym rokiem utracała ich nadzieię. Weyście iéy iednak do famili Birchów, ożywiło iéy zamiary. Wprawdzie dość była ieszcze przystoyna, przemyślna, poczciwa, dobra gospodyni, ale z drugiéy strony plotka, zabobonna, trochę ieszcze zalotna, a nadewszystko ciekawa. Zamiast coby się miała starać o zjednanie sobie względów w tym ostatnim przytułku, lat pięć ieszcze nie ubiegło, iak iuż pochlubić się mogła znaiomością tak oyca iak syna taiemnicy Źródło tych iéy wiadomości pochodziło z częstego pode drzwiami podsłuchiwania, o czén ią późnieysze dopiéro zdarzenie wydało, i pozbawiło ufności starego Bircha, który chociaż przekonany, ze Katy zdradzała go skrycie, nie mógł iednak przenieść na sobie iżby miał się rozstać z tą, która można powiedzieć była stróżem gasnącéy iego życia pochodni. Mimo wszelkich przedsiębranych przez nią ostrożności, złapaną przecież została, iak to mówią na gorącym uczynku, to iest: z przyłożoném uchem do drzwi, gdzie rozumiała iż oyciec zamknął się z synem. Lecz ten nie był wszedł ieszcze, i przechodząc znalazł ią na podsłuchach. Pogroził iéy zatem, iż ieżeli tego ochydnego nie zaniedba zwyczaiu, natychmiast iéy mieysce, inną iaką młodszą kobiétą zastąpi: co téż naybardziéy ukarało iéy ciekawość, bo od tego czasu nie miała iuż co dodać do zbioru wiadomości swoich, o życiu i czynach obydwóch swych Panów. Ale za to dowiedziała się o iednéy rzeczy, która w iéy oczach większéy wagi nad wszystkie inne się zdawała. Uważała ona iż za każdą razą, kiedy Harwey do oyca przychodził, wstawał regularnie w nocy, i po godzinie lub więcéy przebywał w małéy sąsiedniéy izdebce służącéy razem za kuchnię, i salę iadalną. — Przyzwyczaiona do szpiegowania, wypatrzyła go wreszcie wyważaiącego z pod komina kamień, na którym zwykle wszystkie swe czynności kuchenne odbywała. Ledwie wyszedł z domu, korzystaiąc z niedołężności iego oyca więcéy łóżkiem się bawiącego, postanowiła dochodzić, coby mogło ukrywać się pod tym kamieniem i obrawszy sobie na to dzień cały, po długiéy pracy, stukaniu, narzekaniach, dokopała się z resztą żelaznego garnka, w którym świecące się różnéy wielkości złoto, niesłychanie miłe na niéy uczyniło wrażenie. Z niemnieysza pracą, ułożyła potem ów kamień, tak iak wpród leżał, zacieraiąc tym sposobem poszlakę swych nawiedzeń, których mimo serdecznych chęci, powtórzyć iuż nie śmiała. Wprawdzie życzyła sobie, iżby ów szacowny wynalazek, przeszedł w iéy posiadanie, lecz w formie prawnéy, to iest przez związek z Harweyem, na którego odtąd wszystkie swe widoki zwróciła.
Woyna nie przerwała bynayimniéy wędrówki handlarza. Zatamowanie stałego handlu, i ztąd bankructwo znakomitych kupców, było właśnie dla niego okolicznością nader korzystną. Nie szczędził on dla zysku swych trudów i pracy, zwłaszcza téż w pierwszych dwóch leciech powstania, zarabiał w dwóynasób na swoich towarach, bez żadnéy w działaniach swych przeszkody. Z tą dopiero epoką, spekulacye iego upadać zaczęły: owa albowiem skrytość iaką stosunki swoie pokrywał, podała go w podeyrzenie u władz cywilnych, które nowo przez rząd Amerykański zaprowadzone, często go zatrzymywały, badały, więziły, i tylko co przytomności umysłu, iako też mocy charakteru swego, winien był szczęśliwą ze wszystkiego wykręcenia się sposobność. Powziąwszy iednak wiadomość, iż procedura woyskowa krótsza i surowsza od cywilnéy, nie bardzo iuż odtąd zapędzał się w okolice, gdzie tylko woyska Amerykańskie obozem rozłożone stały. Rzadko téż kiedy uczęszczał do Szarańcz, po roku nie widział oyca, z wielkiém nieukontentowaniem Katy, która iego oboiętnością, zamiary swoie zniszczone widziała. Można z tém wszystkiém przyznać, iż nic nic zrażało tego niezmordowanego człowieka, który przeciwności równo ze szczęściem na kole fortuny ważył, i innego nie miał na celu, iak tylko zyskowną sprzedaż swoich towarów, na które wiedząc iż pomiędzy bogatszemi iedynic familiami znaydzie kupca, do domu Pana Warthona wśrzód naywiększéy ulewy przyszedł.
W kilka chwil po odebraniu rozkazów od młodéy swéy Pani, Cezar wprowadził do pokoiu nowego przychodnia, który wszystkich uwagę zwrócił na siebie. Człowiek to był dość słusznego wzrostu, chudy, lecz przy tém zdrów i silny. Zdawał on się uginać pod skrzynką iaką dźwigał na sobie, z tem wszystkiém przerzucał nią na wszystkie strony, iak gdyby puchem iedynie napełnioną była. Siwe zapadłe iego oczy, przelatywały ustawnie z iednego przedmiotu na drugi, iakby spoyrzeniem chciał przeniknąć od kogo i na czém mógłby więcéy zarobić: w wyrazach twarzy, w ruchu i w saméy nawet postawie, widać było kupiecką przebiegłość z pospolitym charakterem złączoną. Kiedy mówił o rzeczach ściągaiących się do iego handlu, każdy któby go widział, osądziłby go za naychciwszego lichwiarza: iego bowiem wówczas zapał malował się we wszystkich iego rysach; oczami, uśmiechem i całém swém poruszeniem zdawał się chciéć przydać wartości towarowi swemu, i kredką w głowie obliczać od razu korzyści iakieby mu z owéy sprzedaży przypaść mogły. Mówiąc z nim o rzeczach oboiętnych, udawał roztargnionego, niecierpliwego, i mało na co odpowiadał; ieżeli przypadkiem zaczepił go kto o rewolucyi i stosunkach kraiu, można go było wziąść wówczas za trzymaiącego ster w rządzie, z taką słuchał uwagą, i tak długo iak kto chciał. Unikał on ile mógł mówić co o woynie, chyba gdy tego nieuchronną widział potrzebę, wyłączając to wszystko, co tylko dotyczyło iego oyca, o którym chociażby naybardziéy zapytywany, nigdy ani słowa nic wspomniał.
Wchodząc do pokoiu Harwey, zdiął z siebie swą skrzynkę, którą na plecach nosił, pozdrowił całą familią z uszanowaniem, Harpera skromnie, z spuszczonemi oczyma, nie spostrzcgaiąc Henryka, który ukryty za firanką siedział. Sara zaraz zaczęła plądrować po skrzynce, i wraz z kramarzem rozmaite rozkładać towary po stołach i krzesłach, kiedy Cezar obydwoma rękami trzymał wieko od skrzynki, i tym sposobem wydobycie z niéy każdego przedmiotu ułatwiał.
— Ale tyżeś mi ieszcze nic nic powiedział Harweiu, rzekła Sara przebieraiąc w niektórych iedwabnych materyach, które sobie upatrzyła do gustu. Lord Korwallis pobił téż powstańców?
Kramarz mógł nie słyszeć tego zapytania, gdyż głowę w skrzynkę spuścił, dobywaiąc z niéy pudełka z pięknemi koronkami, które rozłożył na stole, zachęcaiąc damy aby się przypatrzyły iak rzadkiéy były cienkości, iak delikatny miały deseń po sobie, że prawdziwie były Brabandzkie. Miss Peyton zbliżyła się wówczas do stołu, i wspólnie ze swą siostrzenicą wybrała sobie te, które się iéy podobały, do czego i Franciszka iuż była się podniosła, lecz usłyszawszy iż iéy siostra powtórzyła swe zapytanie, wróciła do okna i biegowi chmur przypatrywać się zdawała?
— Biedny Kramarz nie miesza się w publiczne sprawy Miss Warthon, rzekł Harwey widząc iż nie mógł się uwolnić od odpowiedzi; słyszałem tylko mówiących, iż Tarleson pobił Generała Sumpter, niedaleko rzeki Tygru.
Henryk na tę odpowiedź wychylił mimowolnie głowę z zafiranki; Franciszka zaś dostrzegła iż Harper zasłaniając się książką i udaiąc czytaiącego, ani oka nie spuścił z kramarza, iakby go chciał wybadać, czyli iego wiadomości nie są fałszywe.
Doprawdy zawołała Sara tryumfuiącym tonem, Sumpter! któż iest ten Sumpter? ani iednéy szpilki od ciebie nie kupię, ieżeli wszystkich mi nowin nie powiesz, i rzuciła mu na ramię sztukę muślinu, którą targować zaczęła. Harwey zatrzymał się chwile, spoyrzał na Harpera, który się ciągle w niego wpatrywał, i oboiętnym odpowiedział tonem: nic nie wiem, mówią iż przyszedł od wysp południowych, i że miał utarczkę z pułkownikiem Tarleton.
— W któréy pobitym został, rzekła Sara, to właśnie co powinno było nastąpić.
— To téż to wszystko com słyszał, w Morrysiana, dodał kramarz.
— Ależ ty sam, cóż mówisz przecie, zapytał Warthon iąkaiąc się i tak cicho, iż ledwo go było można zrozumieć.
— Nie mogę więcéy powiedziéć nad to, com słyszał od innych, odpowiedział Harwey spoglądając z boku na Harpera; zaś około Białéy równiny, mówią przeciwnie, iakoby woyska Amerykańskie odparły nieprzyiaciela, i że dla tego iedynie zawieszono ogłoszenie zwycięztwa, iż Sumpter ranionym został.
— Nie zupełnie tedy się sprawdza, rzekła Sara, iżby woyska królewskie przed powstańcami pierzchnąć miały.
— Masz leszcze takie koronki, z iakich sobie moia siostra wybrała? zapytała Franciszka dla przerwania téy politycznéy rozmowy.
Kramarz okazał iéy różne do wyboru, i gdy z drugiego pudełka dobywał iakich żądała, Henryk zwrócił rzecz do pierwszego przedmiotu.
— Nie słyszałeś więcéy co nowego móy przyiacielu? zapytał go, wychylaiąc powtórnie głowę z zafiranki.
— Wiem tylko, że Majora Andrzeia powieszono, odpowiedział zimno Harwey. — Zadrżał na te słowa Henryk, a ich obydwóch spojrzenia spotkały się z sobą, iakby sobie wzaiemne powierzyć chcieli swe myśli.
— To stara wiadomość, zawołał kapitan Warthon, udaiąc, ze go nibyto mało obchodzi.
— Nic ma temu pięć tygodni iak się to zdarzyło, rzekł Kramarz.
— I ta exekucya czyż iuż tak iest głośną? zapytał stary Warthon lękliwym głosem.
— Alboż to mówić ludziom, można zabronić? odpowiedział Harwey układaiąc swoie towary.
— Prawdaż to, że poruszenia woysk, czynią trudne i niebezpieczne przeprawy dla podróżnego? zapytał Harpér wpatruiąc się ciągle w Kramarza.
— Na to zapytanie Birch się zmieszał, upuścił kilka pudełek z wstążkami które w ręku trzymał, i w mieysce odpowiedziéć z tą oboiętnością, z iaką zwykle wpodobnych rzeczach przesadzał, w tym razie przybrał ton poważny, niby dla okazania iż więcéy ieszcze słyszał niż to z czém się wyiawić ośmielił.
— Dziwiło mnie nawet rzekł, iż woyska Królewskie znayduią się w tych okolicach, gdyż przechodząc około ich kwater, widziałem żołnierzy Delanceya, chędożących broń swoią, a przecie niepodobna żeby nie wiedzieli, iż Dragoni wyszli z Wirginii, i coraz bliżéy postępuią w te strony.
Woysko królewskie, iak wielkie miéć może siły? zapytał Warthon z niespokoynością.
— Nie liczyłem go w cale, odpowiédział Kramarz układaiąc na nowo w skrzynkę swoie towary.
Franciszka tylko iedna uważała w Birchu nagłą zmianę na twarzy, i roztargnienie w iego zatrudnieniach. Spoyrzała na Harpera, który ciągle książką zdawał się bydź zaięty: poczém obrała sobie kilka wstążek, położyła na stole, znowu ie obeyrzała, i zapytuiąc o cenę, dodała rumieniąc się, sądziłam że kawalerya uda się prosto ku Dellavar.
— Bydź to może, rzekł Harwey, lecz co do mnie nie należy, w to się nie wdaię.
— Cezar w tym momencie zaczął zachwalać dwie sztuczki żółtego i czerwonego alepinu, które na tle białém w kraty nakrapiane, bardzo mu się podobały.
— Nieprawda iaki piękny alepin Miss Saro?
— Zapewnie bardzo ładny będzie, na suknią dla twéy żony, Cezarze.
— Ach Miss Saro! toby to dopiero ucieszyła się stara moia Dina; iak żyie takiéy ieszcze sukni na sobie nic miała.
— Tak, rzekł Kramarz żartobliwym tonem, Dina wydawałaby się w niéy iak tęcza na niebie.
Cezar ani oka nic spuścił z Sary, która uśmiechaiąc się zapytała Harweya o cenę alepinu.
— Podług rzeczy iak mi się trafia, odpowiedział.
— Jak to podług rzeczy? zawołała Sara z zadziwieniem.
— Oczewiście, rzekł Birch, zwykle drożéy sprzedaię; ale dla mego przyiaciela Cezara cztery szelingi opuszczam.
— To za drogo! rzekła Sara, i rzuciła na stół targowaną przez siebie materyę.
— To szalona cena! zawołał Cezar upuszczaiąc wieko od skrzynki, które przez cały czas trzymał.
— Z resztą dla ciebie, rzekł Harwey, odstępuię iuż po trzy, kiedy tak tanio kupować rzeczy lubisz.
— Bez wątpienia lepiéy kupić tanio, iak drogo, rzekł uradowany Negr, a iak wtym razie to mi toż samo i Miss Sara przyznać zechce.
Przybito zatem targu, lecz za przemierzeniem materyi, okazało się iż przy reszcie iuż sztuki cóś ieszcze do dziesięciu yardsów[1] brakowało, które na Dinę wymierzone były — Harwey silnie rozciągnął materyą, zmierzył na nowo, i właśnie taką samą znalazł miarę, iakiéy żądano: lecz przez sumienie dołożył darmo wstążkę, takiego samego co alepin koloru, czém tak ucieszył Cezara, iż pobiegł natychmiast uwiadomić starą swoią Dinę, iakie ią szczęście spotkało.
Podczas kiedy Kramarz upakowywał swą skrzynkę, Kapitan odsłonił obydwie firanki, tak iżby mógł bydź widzianym, i zapytał go o któréy godzinie wyszedł był z New-Yorku.
— Już po zachodzie słońca, odpowiedział Birch.
— Tak późno, zawołał zadziwiony Henryk, iakto o téy porze mogłeś przeyść rozstawione straże?
— Przeszedłem ie spokoynie, rzekł obojętnie Harwey.
— Musisz téz miéć wielu Officerów znaiomych w woysku Angielskiém? odezwała się Sara.
— Znam niektórych z widzenia, odpowiedział Kramarz i przebiegaiąc swym wzrokiem po sali, zatrzymał się chwilę na kapitanie i Harperze, iakby na nich obydwóch wskazywał.
— I także to sądzisz, iż nie długo w tych okolicach nieprzyiaciół naszych uyrzemy? odezwał się stary Warthon, boiaźliwym i przerywanym głosem.
— Kogóż Pan nieprzyiaciołmi nazywasz? zapytał Harwey Birch.
Warthon nie odpowiedział ani słowa i spuścił oczy równie z niespokoyności iak z zawstydzenia.
— Ktokolwiek wichrzy spokoyność kraiu, iest nieprzyiacielem naszym rzekła Miss Peyton, widząc iż iéy szwagier ięzyka w gębie zapomniał, ale proszęż mi powiedzieć, czy woyska Królewskie wyszły iuż ze swoich konsystencyi?
— Tak się zdaie, iż wyidą wkrótce, odpowiedział Kramarz biorąc skrzynkę na plecy, i niektóre do dalszéy podróży czyniąc przygotowania.
— Amerykanie, zapytała Miss Peyton, również że iuż są na stopie woiennéy?
Na szczęście przybycie Cezara ze swą wierną towarzyszką, uśmiechającą się z radości, uwolniło Bircha od zaspokoienia ciekawości téy szanownéy Pani, która swoiego wieku chodzącą gazetą, nazywać się mogła.
Cezar należał ieszcze do klassy tych Negrów, których w dzisieyszym czasie z pochodnią nawet Dyogenesa znaleźć trudno. — Niewidać iuż dzisiay owych sług starych, co zrodzeni lub wychowani u swych Panów, własny swóy z niemi połączali interess, co przywięzuiąc się do nich, siły i usługi swoie dla ich poświęcali dobra, i nieraz kiedy dobroczyńców swych przeżyli, oni osieroconym dzieciom oycami się stawali: oni w nich zaszczepiali domowe zmarłych cnoty, lub odwracali pamiątkę bezprawiów, których sami ofiarami byli. To poczciwe plemię od lat iuż przeszło 30stu zamieniło się w tak nazwanych wyzwoleńców, czyli bardziéy włóczęgów, u których wolność iak zwyczaynie w gminie, drapieżnym bywa ptakiem, własne rozrywaiącym wnętrzności. Po Cezarze widać było, iż on naylepszą swobodę w duszy swoiéy znaydował. Szron iuż był ubielił krótkie, i kędzierzawe iego włosy, które z tyłu na grzebień podpinał, i mimo przyietego zwyczaiu, nigdy z nich lasu na głowie nic nosił. Płeć iego połyskuiąca wprzódy czarnością hebanu, zamieniła się w kolor blado brunatny. W małych iego oczach rzadkiemi zasłonionych brwiami, charakteryzowała się dobroć serca, i humor zawsze iednaki. Jego nos przypłaszczony, zyskiwał na szerokości, co przez długość utracał — Usta zaś iego od iednego aż do drugiego przerżnięte ucha, odkrywały rząd cały naypiękniéyszych zębów, z których mu ieszcze nie brakowało żadnego. Ramiona miał on naprzód wystaiące, i że się pochyło trzymał, zdawało się iż był garbatym; ręce zaś małe, wzrost niski, nogi krótkie, i co szczególnieysza, podobało się naturze, iżby wbrew przyrodzonego porządku, łytki umieściła mu na boku. Jakiekolwiek były wady iego ciała, które go podobnym do Ezopa czyniły, nikt iednak powiedzieć nie śmiał, iżby serce Cezara naylepiéy umieszczone niebyło.
Przyszedł on z podstarzałą towarzyszką swoią, podziękować za dobroć Miss Sarze, która przyiąwszy ich łaskawie, oświadczyła saméy, iż winna była gustownemu wyborowi męża, przysłużenie się iéy tak małą rzeczą. Franciszka zbliżyła się potem do Diny, uścisnęła ią za rękę i przyrzekła iéy iż dla swéy kochanéy mamki, sama suknią szyć będzie, co tak uięło poczciwą ową kobiétę, iż z wdzięczności aż się do łez wzruszyła.
W tém Kramarz wyszedł — Cezar z swą żoną udali się za nim, i gdy stary Negr drzwi zamykał, dały się słyszeć ciche, lecz dość wyraźne iego słowa: co za dobroć w młodéy Pani! Miss Franciszka o całym domie ma staranie, i chce zrobić suknią dla Diny! Jeszcze cóś sobie więcéy mruczał, lecz drzwi przymknął za sobą, i iuż go trudno było dosłyszéć.
Harper położył książkę na kolanach, ażeby mógł lepiéy przypatrzyć się téy małej scenie. Franciszka zaś podwóynie uradowaną została, patrząc na iego uśmiech, który zdawał się rozpędzać posępne rysy iego twarzy, dla oddania iéy winnego poszanowania hołdu.






  1. Dziesięciu cali.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: James Fenimore Cooper i tłumacza: anonimowy.