Strona:Taras Szewczenko - Poezje (1936) (wybór).djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tych radość znużyła,
Tamtych troska, ale wszystkich
Ciemna noc nakryła,

Niby matka, co przed spaniem
335 

Dzieci swe nakrywa.
A gdzież teraz Katarzyna
Nasza nieszczęśliwa?
W chacie? W lesie? Czy pod kopą

Zabawia synaczka
340 

I truchleje, że gdzieś z kniei
Skoczy wilk znienacka?
Ach, brwi czarne! Lepiej, by was
Nie dawały nieba,

Skoro za was taką drogą
345 

Cenę płacić trzeba!
A co dalej jeszcze będzie?
Coraz gorzej, gorzej —
Żółte piaski, obcy ludzie

I śniegi jak morze.
350 

Sroga zima. A on? Czy on
Swoją Katarzynę
Pozna jeszcze i przygarnie,
I przywita syna?

Zapomniałaby z nim zaraz
355 

Tę okropną drogę,
Gdyby tylko szczerem sercem
Przywitał niebogę...
Zobaczymy... A narazie

Spoczniemy po trudzie
360 

I o drogę w kraj moskiewski
Będziem pytać ludzi.
Och, daleka ona, bracia,
Znam i ja tę drogę,

O niej jeszcze dziś wspominać
365 

Bez trwogi nie mogę.