Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Nowy gladjator.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 116 —

by duchy umarłych powstawały tłumnie z mogił zapadłych, z grobów kamiennych, a widma mgliste w togach szkarłatnych, obsiadały stopnie Kapitolu i żywi ustępowali im z drogi. Tylko Wacław zaskoczony nocą, owiany jéj tchnieniem, szedł zwolna jakby lękając się poruszyć i stąpić, by otchłań mogilna nie otworzyła się pod stopami, by nie poruszyć prochów i kości, co bielały widne dla niego, z pod ziemi jak w śnie proroczym Ezechiela. Tak zbliżył się do wzgórza, gdzie ruiny świątyni Wenus zaścielały ziemię szczątkami posągów, odłamami kolumn, a liście akantowe kapitelów korynckich, zdawały się wśród nocy miesięcznéj, otwierać i rozwijać pod promieniem księżyca. Wśród bujnych traw i bluszczów, wsparty o fryzę wywróconą, stał Marcello, ale nie ten którego znali wszyscy. Rzeźbiarz zdawał się odmłodzony o lat kilka, zmarszczki ustąpiły mu z twarzy, niepokój z czoła. Oczy gorejące blaskiem obłąkania, przymgliły się jakby pod spojrzeniem kochanki, twarz jego zwykle