Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Nowy gladjator.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 117 —

wykrzywiona szyderczo, co prześlizgała się wśród ludzi budząc tylko wstręt lub obawę, niepojęta dla wszystkich; teraz łagodna, wypogodzona, tchnęła jakąś, dziwną, promienną pięknością. Stał, szepcąc ciche wyrazy, wyciągając ręce i przyciskając je do piersi jakby cień jakiś chwytał w objęcie; jakby obłąkanie które wśród ludzi błyszczało mu w oczach, teraz objawiło się w słowach i czynach. I on spostrzegł Wacława, bo zamilkł nagle, twarz ściągnęła mu się boleśnie, jakby przed oczyma obcemi, zwykłą swą maskę przywdziewał.
— Czego chcesz tutaj? — zapytał gwałtownie. Czego chcesz odemnie i od niéj? Ona należy do potępionych, ona im piekło opromienia.
— Piekło? — powtórzył Wacław, któż nie poczuł go w sobie, kogóż choć raz sen życia nie uniósł w niebo, a zbudzenie nie strąciło w piekło?
— Zawsześ jednaki, nienasycony, niezaspokojony.