Odegnana od kurnika Krzykiem wiejskich bab i dzieci, Zgłodniała Kania, gdy do lasu leci, Chwyta przypadkiem Słowika.
«Zlituj się, rzecze Słowik, na co ci się zdało Pozbawiać życia ptaszynę Taką jak ja, chudą, małą? Wiesz, że tylko z głosu słynę,
A głosem przecie nasycić się trudno. Nikt nas nie zjada, każdy chętnie słucha: Chciej bacznie nakłonić ucha, Zaśpiewam ci pieśń przecudną. — Co mi po tem! przerwie Kania, Nie śpiewu chcę, lecz śniadania;
Uganiam się za żerem niemal dobę całą,
A temu o muzyce prawić się zachciało!
— Książęta mnie słuchają. — Gdy cię książę złowi, Będziesz mógł kwilić i gruchać Księciu i nawet królowi: Ale kto głodny, ten chce jeść, nie słuchać.»