Sądecczyzna (Szczęsny Morawski)/Tom I/Tatary. Roku 1240—1241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Feliks Jan Szczęsny Morawski
Tytuł Sądecczyzna. Tom I.
Pochodzenie Sądecczyzna
Wydawca Nakładem autora
Data wyd. 1863
Druk Wytłoczono u Ż. J. Wywiałkowskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


tatary. — Roku 1240 po gruzach czerwieńskich grodów, między któremi potężnego i warownego: Pleśniska (gdzie dziś: Podhorce) dotarli Tatarzy aż po Wisłę: Zawichost spalili.
Wrócili się ztąd jak gdyby chcieli Polsce dać chwilę wolną przed śmiercią.
Skoro zaś zima zapadła i mróz Wisłę ścisnął, znowu przyszli: a przeszedłszy po lodzie uderzyli na Sandomierz i zdobyli. Po strasznej rzezi wyprawionej wybili mniszki w Pokrzywnicy i ruszyli na Kraków.
Bolesław z młodziutką żoną i matką Grzymisławą zawarł się na zamku. Wobec tak strasznej trwogi wobec ciągłych krwawych wieści, i śmierć przed oczyma widząc; młoda i w pobożności bezmała zakonnej wychowana Kinga mogła i nadal Bogu ślubować czystość swą dziewiczą jako ofiarę błagalną. A Bolesław bez niedołęstwa mógł przyjąć taki odkup odśmiertny. Chociaż w tym jedynaku nigdy nie było prawdziwej męskiej samodzielności; jak tego niestety! Polska doznała wówczas i później.
Gryfowie poczuli się do obowiązku przewodnictwa w obronie ojczyzny, bo Bolesław nie miał na to odwagi. Kinga dostarczyła pieniędzy pożyczając z bogatego swego posagu. Włodzimierz Gryf wojewoda krakowski u wsi Kalińca wiecował z szlachtą obmyślając i przygotowując obronę. W tem dają, znać iż Tatarowie złupili Wiślicę i Skarmierz obciążeni wracają ku Rusi, gdyby stada bydląt pędząc przed sobą lud w niewolę wzięty. Ścisnęły się serca na tak smutną wieść. Szlachta krakowska i sandomierska westchnąwszy do Boga, dosiada koni i z wojewodą Włodzimierzem na czele, idzie w pogoń. Pod Turskiem, milę od Połońca dogonili, przypadli, uderzyli i rozgromili nim się wróg szczuplej ich liczby domyślił. Więźniów wiele oswobodzono. Tatarzy wkońcu spostrzegli: że to tylko rozpaczliwa garstka; otoczyli tłumnie i przemogli. Ale zatrwożeni odwagą uciekli w strzemeską puszczę, a w pogoń iść nie śmieli. Za kilka dni ku Rusi wrócili. Klęskę zaś sobie zadaną zachowali w pamięci, a chińscy ich dziejopisarze wspominają o niej. (Deguignes).
Pomnożywszy swe zastępy i kipiąc od gniewu i zemsty wrócili niebawem. Wiódł ich groźny i straszny chan: Baty; a drogę którą kroczył, krwią zbryzganą lud polski w pamięci dochował zwiąc: szlakiem Batego. — Dzienne pochody znaczyli kopcami wielkiemi, w których prawdopodobnie umarłych swych grzebali przysypując wielką mogiłą, aby zwłoków nie ruszano. Mogiły te w jednostajnych prawie odstępach idą dolinami rzek 10—11 mil.
Roku 1241, 13 lutego w popieleć: Peta zdobył Sandomierz.
U gliszcz Sandomierza wypoczęli dwa dni, poczem rozdzieliwszy się ruszyli: Baty z główną siłą przez góry prosto na Węgry; Peta na Kraków; Kajdan przez Ruś Czerwoną dążył też na Węgry najprzód w kraj Kumanów, którzy przed Tatarami zbiegowie od króla węgierskiego nad Cissą osadzeni. Za nim stronami ciągnął: Bogader i inni wodzowie.
Król wigierski Bela, na odwrócenie tatarskiego miecza, młodszą Kingi siostrę a córką swą: Małgorzatę (świętą) ślubował Bogu! — daremno!
Gryfowie znowu stanęli na czele mężnych, mianowicie: Włodzimierz wojewoda i Klemens kasztelan krakowscy, znowu wraz z Pakosławem kasztelanem sandomierskim; pocztem dzielnej szlachty niemałym, jednak zbyt małym w porównaniu nawały wrażej. Pod Chmielnikiem przez kilka godzin ciężkiej bitwy nie mogli ich Tatarowie przełomić; aż w końcu zmyśliwszy ucieczkę: pociągli w pogoń za sobą a na rozsute z wszech stron uderzyli. Bili się Polacy niebożęta na umór! Przywódcy polegli, niedobitki uszły w lasy.
Tam poległ Włodzimierz Gryf wojewoda krakowski wraz z najdzielniejszą szlachtą: 18 marca 1241.
Bolesław zaś Wstydliwy, słysząc o tej porażce: wraz z żoną i matką uciekał ku Węgrom do teścia swego. Lecz niedaleko umknęli: — W Podolińcu doszła ich wieść: że Tatarzy pierwej jeszcze przebyli góry i nad rzeką Sają biją się z Węgrami.
Istnieją jeszcze szczątki starego podolinieckiego zamku i wskazują okno małe niegdyś nad bramą wieży, którem niecierpliwie wyglądała Kinga ku stronie południowej wysełając gońca za gońcem; aby się wywiedzieć o losie bitwy. Wywiedziała się nieboga od samego ojca, który po porażce swoich ocalał tylko poświęceniem wiernych dworzan. Byli niemi dwaj synowie: Rugacza, którzy mu podali konia i Polacy: Adam z Bojomirem Sulisławiczem, którzy powstrzymywali wroga. Sulisławicz cudów waleczności dokazywał. Silnie rzuciwszy włócznią skoczył sam w zastęp tatarski siekąc wkoło siebie. Mnóstwo ubił, mnóstwo ranił i roztrącił; w końcu ciężko ranion, ledwo wyzdrowiał. Bela nagradzając go mówi: „Myślą nawet nie objąłby czynów i zasług jego, nie dopiero pismem.“
Czy nie był to: Gryf Sulisławicz? syn dzielnego hetmana przeciw Rusi??
Madziary mieniąc go krewnym: Omadeusza wojewody spiskiego.
Bolesław zaś wraz z żoną i matką uchodził do niedostępnej ostatecznej kryjówki: do zamku w Pieninach. Henryk sołtys podoliniecki pomagał im w tej niebezpiecznej ucieczce, nieżałując mienia i zdrowia wobec czambułów tatarskich.
Widząc zbawienną zameczka niedostępność na wysokim skalistym szczycie, mogli się królewscy tułacze zdziwić i błogosławiąc opatrzności boskiej zawołać: że to nie ludzie ale anieli chyba z niebios zamek ten wystawili.
Samo wyjście na zamek: jeżeli, co nietylko prawdopodobna lecz przy pośpiechu: konieczna, od strony Podolińca więc od Sromowiec dzisiejszych, miejsce miało: pieszo tylko mogło być uskutecznione.
Lud wiejski przechował pamięć tej ucieczki, a litując się doli młodej świątobliwej a tak nieszczęśliwej Kingi opowiada: — Że szła płącząc, i boso dla strasznej skał onych spadzistości, gdzie w obuwiu krocząc noga ciągle się ślizga. Więc sobie poraniła nóżki, ścieżkę znacząc krwią i łzami. A kędy padła: łza, wyrósł goździk biały, a kędy krwi kropla: goździk czerwony. A u stóp Pienin zaraz na brzegu Dunajca wysiadłszy, gdy stąpiła na wielki kamień: opoka twarda zmiękła i pozostał ślad stopy jej wyraźnie wyciśnięty; a z pod kamienia, na którym gorzko zapłakała, wytrysło źródełko gorzkawej wody!“
Tak opowiada rzecz lud górski.
W roku 1850 kilka, kiedy pomiar krajowy w Pieninach uskuteczniano, miernicy: bemaki słuchali tych opowiadań z uśmiechem, lecz oglądając oną stopkę zdziwili się naturalnością odbicia, pili gorzkawą wodę i mnie piszącemu wiernie całą rzecz opowiadali nieopuszczając nawet: uśmiechu niedowierzającego. Kamienna płyta z stopką odłupana i osadzona w ramy, oddana klasztorowi Kingi, po dziś dzień istnieje w Starym Sączu umieszczona pod ołtarzykiem na piątrowym korytarzu klasztornym. Samorodny ten pomnik wymownie świadczy: że Bóg chciał zachować pamięć tego serca boleścią przeszytego, którego przedstawieniem najwierniejszem była owa młoda królowa z łzą w oku, smutkiem w sercu a krwawemi stopy.
Bela król węgierski schronił się do Fryca Rakuskiego. Ten korzystając z nieszczęścia obrał go z mienia i uwięził; ogołocony ledwo z zdrowiem zdołał umknąć do Dalmacyi.
Tatarzy zaś brocząc we krwi, paląc i niszcząc, jedni zalali Węgry, podczas kiedy drudzy palili ogołocony: Kraków krom kościoła ś. Andrzeja, niegdyś przez Konrada jeszcze obwarowanego.
U Lignicy (8 kwietnia 1241,) pod dowództwem Henryka Pobożnego, najstarszego: Jadwigi syna stała ostatnia Polski nadzieja: ostatnie wojenne zastępy. Mało- i Wielkopolanie, Slęzacy i krzyżacy pruscy pod swym mistrzem Pomponem, i górnicy goldberscy i krzyżownicy obcy. Z Gryfów żaden nie omieszkał, a cały zastęp małopolski i część Slęzaków wiódł w bojach osiwiały i doświadczony: Sulisław Gryf, niegdyś hetman zwycięski pod Haliczem. Wielkopolan z Szlązakami najliczniejszy zastęp wprawował sam Henryk Pobożny. Krzyżowniki z górnikami wiódł Bolesław syn Dyppolda margrabiego morawskiego. Prusy zaś i ich krzyżaki prowadził mistrz: Pompon.
Wszystko wojsko wraz, liczbą nie dorównało jednemu ustępowi Tatar.
Smutna kolej lignickiej bitwy powszechnie wiadoma! Po rozbiciu wojska, po zgonie przywódzców: Bolesława morawskiego, i krzyżackiego mistrza Pompona z rozpaczy Piastowicz szukając śmierci z garstką niedobitków uderzył sam na strasznego zwycięskiego wroga.
Wszyscy legli koło niego; został tylko: samoczwart! — z sędziwym: Sulisławem i Klimuntem wojewodą głogowskim, oba Gryfami; z Janem Janowiczem (prawdopodobnie Toporczykiem synem Janusza wojewody krakowskiego) i z Konradem Konradowiczem. — Zniewolili go prawie do ucieczki: lecz zapóźnej.
Klimunt wojewoda głogowski, i Konrad Konradowicz zabici wraz z Henrykiem, i wraz z nim pochowani w Wrocławiu.
Jan Janowicz ocalał cudów męstwa dokazawszy.
Zamku lignickiego nie zdobyli Tatarzy, a pod murowanym Ołomuńcem, z ręki Steinberga padł: Peta, groźny wódz tatarski. Więc przelęknieni co tchu zwrócili się ku Węgrom do głównego obozu, ciągnąc przez Morawy.
Spustoszała i krwią zbroczona Polska, po odejściu Tatar ocknęła się, gdyby z snu ciężkiego. Małopolanie czując sieroctwo kraju, a czcząc poświęcenie się Henryka Pobożnego syna jego: Bolesława (Łysego) powołali na tron. Nowy książę odwdzięczając się rodzinie Gryfów, przyjaciół dziada i ojca jego: Klimunta z Ruszczy Sulisławowicza, wojewodę krakowskiego obrał sobie za opiekuna; ku wielkiemu zgorszeniu Konrada mazowieckiego, któren z wojskiem przeciwko niemu ruszał.
Tatarzy też, nowym zagonem przez Spiż wrócili z Węgier, i niespodzianie przypadli do Krakowa, gdzie Klemens Gryf wojewoda na skale zamku obwarowany Konrada oczekiwał. Tatarzy wpadłszy złupili miasto, Wawel zaś obronił wojewoda. Tatarzy mimo Oświecima wracali na Węgry.
Wtedyto zburzyli: Nowy-targ i Ludzimierz, zkąd Cystersi uszli na szaflarską skałkę. Prawdopodobnie: Cedro Gryf, z bratem Sulisławem, ocaleni pod Lignicą, z garstką jaką niedobitków uszli w niedostępne Podhale, gdzie się połączyli z osadnikami niemieckimi i z owym ludem polskim, pierwotnymi lasów tych i gór mieszkańcami. Tatarzy wracając napadli i znieśli ich pod Ludzimierzem, a według zwyczaju odkrojonemi uszami licząc poległych, dali nazwę wsi: Krauszów — do dziś dnia zachowaną.
Prawdopodobieństwa dodają podania ludowe rzecz najzupełniej stwierdzające obok okoliczności: że nieznany dotąd: Krauszów rychło potem wspominają nadania klasztoru szczyrzyckiego.
Wtedyto mógł niewoli popaść Cedro z Sulisławem, a pędzeni w jasyr przez Spiż, kędy wbok od Lewoczy: Sasi pod swym starostą na skalistej górze ś. Marcina obmurowani i okopani przez trzy lata siedząc ocaleli — mogli ucieknąć przy jakiej sposobności.
Oswobodzeni dążyli ku Krakowu, gdzie przez ten czas Klemens wojewoda zwątpiwszy o Bolesławie poddał się Konradowi (1242). Więc zastali tam Konrada rządy wojenne. Widząc konieczną potrzebę obrony, nakładał on ciężkie daniny na kmiecie, szlachtę i księży; aby uzyskawszy środki jak najwięcej zamków obronnych zmurować.
Murowanych twierdz obronność i skuteczność: okazała się nieporównanie większa. Murowane drobne warownie: Wawel, ś. Jędrzeja kościół, lignicki i wrocławski zamek, Krossno i Ołomuniec od Tatar nie zdobyte, podczas gdy drewniane parkany i ziemne okopy wielkich grodów ruskich nie strzymały parcia. Tak od chińskiego muru jak od murowanych warowni Europy: wzięli wstręt! Więc i Konrad mazowiecki mimo całej nienawiści niemieckiego żywiołu: przyznał i przyjął sposób obrony, jaki oni do Polski wnieśli.
Wykonanie tylko nie poruczał pojedynczym; nie dawał przywilejów na mury; ale sam murował. To nań lud obruszyło.
Szlachta krakowska sarknęła na niezwykły ciężar; sarknęło i duchowieństwo. Wtem wracają Gryfowie: Sulisław i Cedron, donosząc, iż Bolesław żyje w ukryciu. Małopolanie postanawiają przywołać go napowrót. Konrad zaś widząc niebezpieczeństwo ucieka się do zwykłych podstępów: Ogłasza wiece na które do wspólnej narady zaprasza szlachtę. Spieszą do Skalmierza, wyjawiają swe niechęci, a Konrad pojmawszy co przedniejsze powiązanych poseła do Mazowsza.
Cóż z tego kiedy nie podszedł Gryfów ostrożnych! — Klimunt wojewoda wraz Sulisławem i Cedronem zwietrzywszy zdradę, zamiast na sejm udali się w góry do Bolesława, którego odszukali w Czorstynie. Kinga na zaciąg wojska pożyczyła skarbów swych posażnych. Więźniowie też mazowieccy uciekli z Mazowsza i pobudzili lud przeciw Konradowi. Słysząc to Gryfowie z góralami przyciągli pod Kraków i w połączeniu z oswobodzonymi pany i ludem; wyrzucili Konradowe urzędniki. A gdy Bolesław nadciągnął; cała ludność: biedni i bogaci z biskupem Prandotą na czele wyszli mu naprzeciw i witając radośnie, wszyscy na wierność przysięgę złożyli.
Klimunt Gryf ruszył przeciwko Konradowi.
U wsi Suchegodołu spotkał się z jego o wiele liczniejszem wojskiem i uderzywszy śmiało: poraził i rozpędził.
Lecz napatrzywszy dosyć krwi rozlanej przez Tatar; syt był bojów. Więc nie kazał ani gonić ani zabijać! — Dla tej łaskawości poddały się wszystkie zamki jakie trzymał Konrad.
Tak więc Klimunt z Ruszczy Gryf po trzeci raz już ocalił Bolesława: wydobywając z niewoli Konradowej: przywołując z Pienin i zwyciężając u Suchegodołu w czerwcu 1243.
Bolesław wynagrodził wiernego sołtysa podolinieckiego, któremu zawdzięczał ocalenie swe w górach. Bo nawet prawdopodobnie za jego poradą schronił się do Pienin. Dziedzictwem nadał mu spustoszone podolinieckie sołtystwo wraz z lasem nad strumykami: Toporcem, Łomnicą przez trzy Jaworyny aż po Tatry i Poprad. Z młynem, karczmą, łowiectwem, uwolnieniem od ceł i dożywotnem uwolnieniem od wszelkich ciężarów. Prawem magdeburskiem. W Krakowie 1244.
Belę ścigali Tatarzy aż na wybrzeża morskie. Gdy powrócił do Węgier nie miał zgoła żadnego mienia, i nie było czem zacząć rządów ani nawet czem żyć. W tem przychodzi chłop, Rusin z Zabieszczadzia przynosząc 30 grzywien złota, które mu chciał pożyczyć. Zapytany zkądby miał to złoto, rzecze: Że będąc w niewoli u Tatar to złoto im porwał i uciekł szczęśliwie! — Bela przyjął złoto, a w lat kilka, gdy mu chciał oddać, Rusin wolał ziemię i dostał: Tarnowiec w turockiej stolicy.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Feliks Jan Szczęsny Morawski.