Rycerze cnoty/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Rycerze cnoty
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 1.9.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Zabójca

Mister Harper zajmował w zachodniej dzielnicy Londynu nader skromny dom.
— Bądźcie grzeczne, kiedy ojciec wróci — rzekła pani Harper do siedzących przy stole dzieci.
Była to szczupła wysoka kobieta. Nie miała najmniejszego pojęcia o życiu, które prowadził jej mąż. Ciągłe jego zmęczenie przypisywała kłopotom zawodowym.
Sir Harper zjawił się w złym humorze. Zaledwie raczył odpowiedzieć na powitanie żony. Dzieci nie śmiały jeść z przerażenia. Jakkolwiek obiad przyrządzony był bardzo starannie bankier ganił każdą potrawę. Nie czekając końca posiłku odszedł od stołu i wyciągnął się w fotelu. Po pół godzinie wstał i zadzwonił, aby mu podano kawę. Miss Harper sama przyniosła mu filiżankę wonnej mokki.
— Dlaczego nie przysłałaś służącej? — zawołał. — Jestem szczęśliwy, gdy cię nie widzę. Masz twarz płaczki pogrzebowej.
— Nie mogę na to nic poradzić — odparła biedna kobieta. — Gdyby mnie nie martwiło twoje postępowanie, miałabym prawdopodobnie twarz o wiele weselszą.
— Przestań zajmować się moją osobą. Twoje współczucie nie sprawia mi przyjemności.
Chciała wycofać się dyskretnie, ale zatrzymała się.
— Czego tu jeszcze chcesz — zapytał.
— Chciałam cię prosić o trochę pieniędzy na prowadzenie gospodarstwa.
— Co takiego? — zawył. — Znowu żądasz pieniędzy? Dałem ci przed wczoraj pięć funtów. Czyż byś je już zdążyła wydać? Jaka z ciebie gospodyni?
— Musiałam kupić małemu spodenki — odparła. Zapłaciłam również za Ernę, za szkołę...
— Daj mi spokój — mruknął sir Harper. Interesy idą z każdym dniem coraz gorzej. Jeśli tak dalej będzie, nie wiadomo co się z nami stanie.
— Trudno... Wolałabym w każdym razie, abyś dał mi do dyspozycji te pieniądze które wniosłam ci do posagu. Z samych procentów łatwo mogłabym wyżywić siebie i dzieci.
— O nie moja droga, te pieniądze potrzebne mi są do innych ważniejszych celów. Nudzisz mnie... Mam jeszcze do napisania kilka ważnych listów.
— Jesteś bez serca. — jęknęła. — Zapewniam cię, że nie mam na jutro na obiad.
— Ja również — odparł rozdrażniony tonem.
Tego było za wiele dla spokojnej uległej kobiety. Twarz jej poczerwieniała nagle. Wyraz słodyczy zniknął z jej twarzy.
— Dość mam tego — zawołała energicznym tonem. — Nie pozwolę dłużej traktować się jak niewolnicę. Ponieważ nic nie chcesz dla mnie uczynić, opuszczam ten dom i zabieram niewinne dzieci. Przytułek znajdę u naszej dawnej służącej. Rachunki między nami załatwi mój adwokat. W ciągu dwudziestu czterech godzin zmuszę cię środkami prawnymi do zwrócenia mi mego osobistego majątku, który złożyłam u ciebie w charakterze depozytu. Na szczęście tranzakcja ta została zawarta w sposób prawidłowy i mam wszystkie.potrzebne dowody.
— Co takiego? — zawołał. — Żądasz zwrotu tych pieniędzy? Ty ośmielasz się grozić mi? Zabiję cię!
Wstał i chwycił za ciężki srebrny kandelabr. Nie docenił energii swej żony. Rzuciła się ku niemu i zanim zdążył zadać jej morderczy cios, uderzyła go drobną piąstką tak silnie w twarz, że odskoczył w tył.
— Gdybym nie miała dzieci, nie broniłabym się przed tobą. Pozwoliłabym ci się zabić bez oporu. Muszę jednak żyć dla moich dzieci. Mój syn zemści się na tobie za moje krzywdy. Zawiadomię prasę, jak. wygląda pożycie małżeńskie mister Harpera i jak jego piękne zasady przedstawiają się w praktyce.
Znajdowała się przy samych drzwiach. Harper rzucił w jej kierunku stojący na stole świecznik. Schyliła się. Świecznik jednak zadrasnął ją w głowę.
Cofnęła się.
Chwyciła z biblioteki gruby oprawny w skórę tom i rzuciła go w kierunku Harpera.
Wreszcie opuściła biuro i trzasnęła drzwiami. Prezes Towarzystwa dla Podniesienia Poziomu Moralności powlókł się do swego biurka. Wyjął z szuflady rewolwer i sprawdził, czy jest nabity,
— All right — szepnął do siebie. Nauczę tę starą rozumu. Jestem na skraju ruiny. Oddałem miss Raabe resztki pieniędzy które przywłaszczyłem sobie. W kieszeni pozostało mi jeszcze kilka tysięcy funtów. Za te pieniądze przedostanę się do Ameryki i zatrę za sobą wszelki ślad.
Wyszedł z biura i przeszedł do jadalni. Nie zastał w niej nikogo. Na palcach przekradł się do pokoju sypialnego. Chwilę nadsłuchiwał pod drzwiami.
Usłyszał płacz kobiecy. Jakiś dziecinny chłopięcy głosik szeptał cichutko tonem pocieszenia:
— Nie płacz mamusiu. Postaramy się jaknajprędzej opuścić dom. Człowiek, który bije moją matkę, nie może być moim ojcem. Gdy będę duży wrócę tu i się z nim porachuję.
— Poczekaj mały łotrze — szepnął do siebie, podsłuchujący pod drzwiami Harper. — Doczekałem się tego od własnego syna.
Nie wyjmując z kieszeni nabitego rewolweru otworzył nagle drzwi.
Siedzące przy łóżku dzieci krzyknęły głośno z przerażeniem.
— Czego tu chcesz — zapytała miss Harper z niepokojem. —
— Dowiesz się za chwilę. Winszuję ci, żeś nauczyła dzieci nienawiści do mnie.
Mały szczupły chłopczyk stanął wówczas przed ojcem i zaciskając drobne pięści zawołał:
— Uderzę cię, jeśli poważysz się podnieść rękę na matkę.
Szatański uśmiech pojawił się na jego twarzy. Wyciągnął rewolwer i skierował w stronę dziecka.
— Ja cię nauczę, jak się podnosi rękę na własnego ojca.
Pani Harper rozszerzonymi z przerażenia oczyma przyglądała się tej strasznej scenie. Strach przykuł ją do miejsca.
W najtragiczniejszym momencie rozległ się przeraźliwy krzyk dziecięcy. To Erna wzywała pomocy ile tylko sił miała w płucach. Mały chłopczyk wykazał również niezwykłą w jego wieku przytomność umysłu. Doskoczył do ojca, schwycił rewolwer i jak psiak ostrymi zębami wgryzł się w jego rękę.
Harper krzyknął z bólu i wypuścił broń z ręki. Drugą jednak ręką uderzył malca tak silnie, że biedne dziecko upadło na ziemię. Zbrodniarz pochylił się po rewolwer.
Na widok niebezpieczeństwa, które znów zawisło nad jej dzieckiem, pani Harper ocknęła się ze swego odrętwienia. Błyskawicznym ruchem pochyliła się ku ziemi, podniosła z podłogi broń i skierowała ją w stronę męża.
— Liczę do trzech. Jeśli do tego czasu nie opuścisz pokoju, strzelam. Zgrzytając zębami Harper skierował się w stronę drzwi. Biedna kobieta zamknęła je na klucz, gdy tylko zbrodniarz znalazł się na korytarzu.
Po kilku minutach zadzwoniła na służącą.
— Proszę sprowadzić taksówkę...
Służąca ze zdziwieniem spojrzała na zapakowane walizy.
— Czy pani wyjeżdża?
— Tak na kilka dni. A to oddasz panu. — rzekła wręczając służącej niewielką paczkę.
Był to starannie zapakowany rewolwer.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.