Przejdź do zawartości

Przypadek zbrodniczego rozkawałkowania zwłok

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Leon Wachholz
Tytuł Przypadek zbrodniczego rozkawałkowania zwłok
Pochodzenie »Przegląd lekarski«,
1906, nr 5-6.
Data wyd. 1906
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron

ODBITKA.







Z CZASOPISMA »PRZEGLĄD LEKARSKI«
ORGANU TOWARZYSTW LEKARSKICH
KRAKOWSKIEGO I GALICYJSKIEGO,
WYCHODZĄCEGO W KRAKOWIE.
REDAKTOR GŁÓWNY: DR. AUGUST KWAŚNICKI.




KRAKÓW • DRUKARNIA UNIWERSYTETU JAGIELL.
POD ZARZĄDEM JÓZEFA FILIPOWSKIEGO 1905 R.



Z zakładu sądowo-lekarskiego c. k. Uniw. Jag. w Krakowie.



Przypadek zbrodniczego rozkawałkowania zwłok.
Podał
Prof. Dr. L. Wachholz.


Dnia 2 kwietnia 1905 znaleziono na świeżo pod zasiew wiosenny nawiezionych polach jednej z podmiejskich gmin, tułów, kończynę dolną lewą i udo prawe wraz z górną częścią podudzia ze zwłok dziecka. Ponieważ gnój, użyty jako nawóz, pochodził z dołu kloacznego domu, położonego w innej odległej gminie podmiejskiej, a doświadczenie przemawiało za tem, że znalezione resztki zwłok dostały się zapewne na pola wraz z gnojem, przeszukano ów dół kloaczny i tu znaleziono główkę, kończynę górną lewą oraz część trzew brzusznych dziecka. Znalezione kawałki zwłok dziecka przesłano zakładowi sądowo-lekarskiemu dla wykonania ich sekcyi. Równocześnie wykazały dochodzenia śledcze, że w jednem mieszkaniu domu, z którego kloaki wydobyto część zwłok, zajmowanem przez wyrobnika wdowca i jego 12-letnią córkę, znalazła schronienie na przeciąg kilku tygodni służąca bez zajęcia, Paulina S., licząca lat 27, stanu wolnego. Domownicy nie zauważyli u niej brzemienności, podali jednak, że w końcu swego pobytu w rzeczonym domu zaniemogła i dlatego udała się do szpitala powszechnego. I w istocie przekonano się, że Paulina S., matka kilkoletniego nieślubnego dziecka, znajduje się w oddziele położniczym, przyjęta tam jako położnica. Zapytana przez lekarzy o dziecię swe nowonarodzone, podała, iż zmarło ono wkrótce po porodzie.
W dniu 4 kwietnia wykonane oględziny sądowo-lekarskie i sekcya znalezionych resztek zwłok dały następujący wynik:
Oględziny zewnętrzne: Na stole sekcyjnym spoczywa 5 luźnych części zwłok dziecka, oraz gliniany półlitrowy garnuszek z jelitami. Części te są: główka, tułów, kończyna dolna i górna lewe, wreszcie udo prawe z podudziem bez stopy i pozbawionem w dolnej swej połowie wszystkich części miękkich. Luźne te części stosują się dobrze do siebie, tworząc jednolitą całość zwłok dziecka, pozbawioną tylko całej kończyny górnej i stopy prawej. Powłoki skórne na tych częściach przeważnie szarozielonawe. Długość zwłok po złożeniu ich części 51 cm. W dolnej nasadzie kości udowej wyraźne jądro kostne o średnicy 4 mm. Obwód główki, porosłej ciemnym, 2 cm. długim włosem, wynosi 32 cm., wymiar prosty 10 cm, skośny wielki 11⋅5 cm., dwuciemieniowy 7⋅5 cm., dwuskroniowy 6⋅5 cm. Małżowiny uszne i skrzydła nosowe chrząstkowe. Paznokcie u rąk i u nóg sięgają prawie do końców opuszek palców.
Powierzchnie przekrojów, w których rozdzielenie zwłok na 5 wymienionych części nastąpiło, są dość równe i gładkie, a brzegi przerw odnośnych powłok skórnych ostre, równe, w miejscach odjęcia kończyn górnych pergaminowo zaschnięte, nigdzie krwią nie podbiegnięte. Głowa jest od tułowia między 2 a 3 kręgiem szyjnym oddzielona zapomocą cięcia okrężnego. Cięcie to przechodzi na tyłogłowiu w ranę 6 cm. długą, do niego prostopadłą, przedzielającą powłoki tyłogłowia na dwa płaty. Za małżowiną uszną lewą dwie obok siebie leżące, do siebie równoległe rany, wązkim mostkiem powłok od siebie oddzielone, 3 i 1 cm. długie, o brzegach równych, gładkich, krwią nie podbiegniętych, drążące tylko do tkanki podskórnej. Powłoki zewnętrzne i mięśnie podbrzusza, od pępka począwszy, w linii poziomej poszarpane, jednak tu i owdzie o brzegach gładkich, ostrych, jakby przeciętych. Z otwartej w ten sposób jamy brzusznej zwisają jelita szarozielone, okruchami słomy i siana oraz grudkami ziemi pokryte. W dolnej części kręgosłupa brak kości krzyżowej i ogonowej, a kości te znajdują się wraz z lewą kością miednicową w związku z górną częścią uda oddzielonej dolnej lewej kończyny. Prawa kość miednicowa pozostaje w związku z udem prawej dolnej kończyny; przy górnej części tegoż (prawego) uda znachodzi się cały zewnętrzny srom niewieści z przedsionkiem do pochwy, zamkniętym przez obrączkową błonę dziewiczą, z pochwą, macicą i pęcherzem moczowym. Tak więc rozczłonienie dolnej części ciała przebiega poziomo z przodu przez powłoki brzuszne na wysokości pępka, z tyłu zaś na wysokości połączenia ostatniego kręgu lędźwiowego z kością krzyżowa. Oddzieloną w ten sposób dolną część ciała rozczłoniono na dwie części t. j. na lewą, obejmującą lewą kość miednicową wraz z kręgami krzyżowymi i ogonowymi, oraz całą dolną lewą kończynę, i na prawą, złożoną z prawej kości miednicowej w związku z częściami płciowemi zewnętrznemi i wewnętrznemi, oraz udem i połową przedudzia prawego. Na górnej połowie powłok brzusznych w ich środku i koło łuku żebrowego lewego kilka zaschniętych, krwią nie podbiegniętych otarć naskórka.
Oględziny wewnętrzne: Wewnętrzna powierzchnia powłok czaszki u szczytu tejże i nad guzem ciemieniowym prawym aż ku małżowinie usznej prawej obficie krwią ciemną podbiegnięte, a podbiegnięcie to stwierdza się także pod oczaszną. Na sklepieniu czaszki biegnie złamanie, nieco zygzakowate, przez środek całej kości ciemieniowej prawej od jej brzegu strzałkowego przez guz jej aż do kości skroniowej prawej, nadto jeszcze drugie złamanie, do pierwszego prostopadłe, zaczynające się w połowie wieńcowego brzegu kości ciemieniowej prawej, a niknące tuż przed jej guzem. Lewa kość czołowa podłużnie złamana, począwszy od łuku brwiowego, a złamanie to przechodzi w tym samym t. j. strzałkowym kierunku na lewą kość ciemieniową, kończy się przed jej guzem i znowu się poza nim zaczyna, a kończy się przy wargowym brzegu tejże kości ciemieniowej.
Na podstawie czaszki biegnie złamanie w przedniem lewem zagłębieniu od zewnętrznego końca lewego łuku brwiowego do lewego skrzydła kości klinowej, oraz w tylnem lewem zagłębieniu poprzecznie, t. j. od lewej strony ku prawej, przez łuskę kości potylicznej ponad tylnym obwodem wielkiego otworu, kończąc się w linii środkowej kości potylicznej. Opona twarda gładka, nieuszkodzona, pod nią w miejscach złamań podstawy czaszki podbiegnięcia krwi. Opony miękkie gładkie, cienkie, z nastrzykanemi i rozszerzonemi żyłami. Mózg nieuszkodzony, prawidłowo rozwinięty, szaroczerwony, zbitości właściwej wiekowi.
Mięśnie klatki piersiowej różowe, dość dobrze zachowane. W jamach opłucnych po obu stronach około 10 cm. krwawo zabarwionego przesączu. Płuca wypełniają dość dobrze klatkę piersiową, wraz z sercem rzucone na wodę pływają; pod opłucnemi, które są cienkie i gładkie, mieści się kilka drobnych wybroczyn, oraz tu i owdzie porozrzucane różnej wielkości, jednak najwyżej do wielkości soczewicy dochodzące bańki gazowe. Po nakłuciu tych baniek każde płuco z osobna rzucone na wodę pływa, na przekroju zaś przedstawia się miąższ bladoróżowy, przy ucisku trzeszczący, jędrny, wydzielający ciecz pienistą, brudnokrwawo zabarwioną. Brzegi płuc zaokrąglone. Pojedyncze płaty płuc i ich pocięte kawałki pływają na wodzie. W grubszych oskrzelach nieco białawoszarej, lepkiej, ciągnącej się treści. Osierdzie i nasierdzie gładkie, cienkie, bez wybroczyn. Serce prawidłowo wielkie, wiotkie, próżne; wsierdzie, zastawki, błona wewnętrzna tętnic głównych gładkie, cienkie, nasiąknięte barwikiem krwi. Śledziona, wątroba i obie nerki ciemnozielone, rozmiękłe, wiotkie. Moczowody drożne, pęcherz moczowy próżny, jego błona śluzowa brudnoczerwona, macica wiotka, miękka, na przekroju brudnoczerwona, reszta części płciowych bez zmian.
Język i gardło nieuszkodzone, ciemnozielone; przełyk, żołądek, jelita cienkie ciemnozielone, rozpływające się pod palcami; w dolnym odcinku jelita biodrowego i w jelicie grubem, znajdujących się w większej części w garnuszku, w mniejszej zaś części (pętla esowata i kiszka prosta) w zwłokach, mieści się jednostajna, mazista, brudnozielona treść o drobnowidowych cechach smółki.
W garnuszku mieści się nadto mocno gnijące, czarno-zielone łożysko z błonami płodowymi i z pępowiną 62 cm. długą, wilgotną, czarną, o końcu wolnym nierównym, strzępiastym.
Badanie sądowolekarskie Pauliny S., dokonane 4 kwietnia, stwierdziło cechy niedawno odbytego porodu, między innymi świeżą bliznę po częściowem pęknięciu krocza, oraz zupełnie prawidłowe wymiary miednicy.
Paulina S. przesłuchana podała, że w istocie odbyła przed trzema tygodniami poród, jej zdaniem przedwczesny. Domownicy jej właśnie usnęli w izbie, gdy ją napadły w kuchni bole i wkrótce potem urodziło się dziecię, nie dające znaków życia. Po dłuższem milczeniu podała na usilne zapytania, iż dziecku nic złego nie uczyniła i trzymała je w łóżku całą noc przy sobie. Dopiero nad ranem udała się z dzieckiem, zawiniętem w szmatę, do wychodka i tu je porąbawszy siekierą na kawałki, wrzuciła do dołu kloacznego. Na zapytanie, czem rozbiła czaszkę dziecku, oświadczyła z widocznem zmieszaniem, że widząc, iż dziecię urodziło się nieżywe, ogarnęła ją z tego powodu złość, chwyciła tedy dziecię za nóżki i główką jego lekko dwukrotnie uderzyła o ścianę paki z węglami, stojącej koło kuchni. Na zapytanie, czy uczyniła to zaraz po urodzeniu się dziecka, zrazu nie dawała odpowiedzi, potem zaś podała, że nie pamięta już, kiedy to uczyniła, lecz zdaje się jej, że uczyniła to nad ranem przed udaniem się do wychodka. Te same zeznania podała przy rozprawie głównej, milcząc na pytanie, co ją skłoniło do rozczłonkowania dziecka.
Orzeczenie, wydane przy sekcyi zwłok i zbadaniu obwinionej, oraz potem przy rozprawie głównej przed sądem przysięgłych, opiewało:
I. W jakim związku pozostają do siebie znalezione części zwłok?
Znalezione części zwłok, złożone w porządku anatomicznym, przylegają do siebie dokładnie powierzchniami przedziałów, tworząc jedną całość, przez co dowodzą, że są one częściami jednych i tych samych zwłok dziecka.
II. Czy dziecię to było noworodkiem donoszonym i dobrze rozwiniętym?
Długość zwłok po złożeniu ich części od szczytu główki do końca stopy lewej, wynosząca 51 cm., obecność jądra kostnego w dolnej nasadzie kości udowej, rozwój małżowin usznych i skrzydeł nosowych, długość włosów i paznokci z jednej strony, — obecność smółki tak w części jelita, będącej w związku z zwłokami, jak i w ich części oddzielonej, wreszcie obecność oddzielonej od zwłok pępowiny wraz z łożyskiem z drugiej strony, — dowodzą, że dziecię to było noworodkiem donoszonym. Było ono płci żeńskiej, prawidłowo zbudowane i rozwinięte, a zatem w razie żywego urodzenia się do życia zdolne.
III. Czy dziecię to urodziło się żywe?
Jakkolwiek narządy klatki piersiowej, w szczególności płuca zwłok były w stosunku do narządów jamy brzusznej wcale dobrze jeszcze zachowane, przecież jednak przedstawiały zmiany gnilnego rozkładu w formie nagromadzenia się gazów gnilnych pod opłucną. Z tego powodu wnioski, wysnuwane z dodatniego wyniku próby płucnej, nie mogą być bezwzględnie stanowcze, w każdym jednak razie wielce prawdopodobne. Otóż ponieważ płuca wypełniały dość dobrze jamę klatki piersiowej, przy przekrawaniu trzeszczały, przy ucisku wydzielały ciecz drobnopienistą, a po nakłuciu baniek gazowych pod opłucną pływały na wodzie tak w całości, jak i z osobna, płaty ich i ich pocięte kawałki, wreszcie ponieważ z nowoczesnych badań wynika, że powstawanie gazów gnilnych w miąższu płucnym zależy od obecności w nich powietrza tak, iż w bezpowietrznych płucach noworodków tworzą się gazy gnilne tylko wyjątkowo, dochodzi się do przekonania, iż dziecię Pauliny S. urodziło się najprawdopodobniej żywe. Zresztą dostarczyła sekcya zwłok jeszcze innego dowodu żywego urodzenia się dziecka, o którym będzie mowa później.
IV. Jak długo żyło dziecię po urodzeniu się?
Ze stanowiska sądowolekarskiego nie sprzeciwia się nic przyjęciu, iż dziecię to, z uwagi na wypełnienie całego jelita grubego i dolnego odcinka jelita biodrowego smółką, żyło tylko przez krótki przeciąg czasu.
V. Jaka była przyczyna śmierci dziecka?
Sekcyą stwierdzono wielokrotne złamanie podstawy czaszki oraz jej sklepienia, przyczem powłoki sklepienia czaszki, podobnie jak i oczaszna, były bardzo znacznie krwią podbiegnięte. Podbiegnięcia krwawe powłok czaszki powstają nieraz wśród porodu u noworodków wskutek ucisku na główkę, przechodzącą przez kanał rodny matki. Dowodzą one zawsze, że dziecię wśród porodu żyło, a są tem znaczniejsze, im silniejszym i dłużej trwającym był ucisk, zatem im dłuższym i trudniejszym był poród. Skoro zaś wedle własnego podania Pauliny S. poród tego dziecka odbywał się szybko i skoro stosunek wymiarów główki dziecka do wymiarów miednicy matki był bardzo korzystny, to niepodobna przypuścić, by ucisk na główkę dziecka w tych warunkach przy porodzie mógł był być tak silnym, iżby wywołał tak rozległe podbiegnięcia krwawe powłok czaszki, oraz tak rozległe złamania sklepienia, a zwłaszcza podstawy czaszki. Te złamania, a zwłaszcza złamania podstawy czaszki musiały wobec porodu łatwego i szybkiego powstać już po urodzeniu się dziecka. A gdy w najbliższem sąsiedztwie tych złamań były rozlegle podbiegnięcia krwawe, przeto złamania te powstały za życia dziecka, a stanowiły one zarazem dostateczną przyczynę jego śmierci. Tak więc złamania powyższe, powstałe już po urodzeniu się dziecka, a jeszcze za jego życia, stanowią dowód, iż dziecię to urodziło się żywe.
VI. W jaki sposób powstały złamania czaszki?
Przyczyną tych złamań musiał być uraz, zadany narzędziem tępem, a ponieważ złamania te były nader rozległe i dotyczące tak sklepienia, jak i podstawy czaszki, pomimo, że kości czaszki noworodka są bardzo elastyczne i jeszcze ze sobą szczelnie nie połączone, przeto uraz, wywołujący te złamania, musiał godzić ze znaczną siłą i szeroką powierzchnią narzędzia tępego. Dwukrotne uderzenie główką dziecka o paczkę z węglami, o jakiem wspomina obwiniona, było zdolnem wywołać w mowie będące złamania.
VII. W jaki sposób powstało rozczłonienie zwłok dziecka, czy za życia i w jakim celu?
Powierzchnie przedziałów pięciu części ciała badanych zwłok posiadały brzegi gładkie i ostre, a to zachowanie się brzegów dowodzi, że rozczłonienia dokonano zapomocą narzędzia ostrego, którem mogła być siekierka, o jakiej oskarżona wspomina. Sposób i miejsca rozczłonienia zwłok dowodzą, że podjęła je ręka, w rozczłanianiu nie biegła. Skoro zaś narządy wewnętrzne zawierały jeszcze dosyć krwi, a brzegi rozczłonień nie były krwią podbiegnięte, przeto rozczłonienia dokonano już na dziecku nieżywem i to w myśl doświadczenia sądowolekarskiego celem dokładniejszego i szybszego zatarcia śladów zbrodni.

Trybunał przysięgłych uznał Paulinę S. winną zbrodni dzieciobójstwa przez czynne targnięcie się na życie swego nieślubnego dziecka, poczem zasądzona ogłoszony jej wyrok bez namysłu przyjęła.

Przypadek powyższy zdawał mi się zasługiwać na wzmiankę raz ze względu na to, że stanowi on przyczynek do kazuistyki, bądź co bądź niezbyt częstych, zbrodniczych rozkawałkowań zwłok, powtóre ze względu na to, że mimo dłuższego upływu czasu od chwili śmierci dziecka do chwili sekcyi części jego ciała, zatem mimo już dość znacznego przeobrażenia gnilnego zwłok i wreszcie mimo rozwleczenia poszczególnych części rozkawałkowanego ciała w miejsca od siebie oddalone, dało się ten przypadek jeszcze najzupełniej wyjaśnić i w ten sposób przyczynić się do wymiaru sprawiedliwości przeciw wyrodnej matce.
Sprawa zbrodniczego rozkawałkowania zwłok była już niejednokrotnie rozpatrywana w piśmiennictwie sądowo-lekarskiem (1), dlatego też, nie chcąc powtarzać rzeczy już znanych, wspomnę tylko, że przypadków takich w naszem piśmiennictwie ogłoszono bardzo mało.
Pierwszy taki przypadek ogłosił Blumenstok (2). We wstępie opisu tego wspomina Blumenstok mit grecki o Medei, która celem zabezpieczenia siebie i Jasona przed ujęciem ich przez Ajetesa, zabiwszy braciszka swego Apsyrtosa, pocięła ciało jego na kawałki i wrzucała je z osobna do morza, by powstrzymać w pogoni swego ojca. Czyn ten, chociaż podjęty dla ocalenia Argonautów, obudził w nich przecież wstręt i grozę. „Tego samego doznaliśmy uczucia, — pisze Blumenstok — na wiadomość, że prosta, przedtem nieposzlakowana dziewczyna wiejska dopuściła się podobnego czynu na własnem swojem dziecięciu; a w przypadku tym na próżno oglądamy się za pobudką rozumową, któraby była zdolną, jeżeli nie usprawiedliwić, to przynajmniej poniekąd wytłómaczyć takie dzikie postępowanie“. Dziewczyna ta zabiła swe niedawno urodzone, więcej niż tydzień życia liczące dziecię, poderznąwszy mu szyję, a następnie odcięła mu główkę, oddzieliła powłoki czaszki, czaszkę otworzyła i pocięła na części, wyłuszczywszy uprzednio gałki oczne. Następnie rozczłoniła tułów dziecka na trzy części, toż samo dolne kończyny, których uda, podudzia i stopy były ze związku z sobą oddzielone, wreszcie obie kończyny górne rozdzieliła na dwie części, a nadto pokaleczyła je cięciami podłużnemi. Dokonawszy tego w ciągu pół godziny rozmyślnie i przytomnie, zakopała pocięte części w płytkim dołku. Zapytana w śledztwie o powód takiego pastwienia się nad zwłokami swej ofiary, podała raz za przyczynę okoliczność, że ziemia była wówczas tak zmarznięta, że nie była w stanie wykopać dołu odpowiedniego na pomieszczenie całych zwłok, drugi raz zaś obawę swą, by ludzie, znalazłszy zwłoki całe, nie poznali w nich jej dziecka, a to tem więcej jeszcze, ponieważ sądziła, że kawałki zwłok łatwiej staną się żerem dla nierogacizny.
Ostatecznie te tłómaczenia ujawniały jeden i ten sam widoczny cel, t. j. cel usunięcia z widoku przedmiotu zbrodni, tem samem cel zatajenia zbrodni. Jeżeli się zaś zważy, że mordercy w pierwszym i ostatnim rzędzie zależy zawsze na tem, aby zbrodnia jego nie wyszła na światło dzienne, a środkiem do tego najlepszym jest zniszczenie widocznych jej śladów, t. j. zwłok ofiary, przeto rozumiemy dokładnie pobudki, skłaniające morderców do pogrążenia zwłok ofiary w wodzie rzek, stawów i t. d. do wrzucenia ich do ognia lub do rozkawałkowania ich. Cel takiego działania jest tak zrozumiały, że dziwić się trzeba, iż Blumenstok „napróżno się oglądał“ w swym przypadku „za pobudką rozumową, któraby była zdolną takie postępowanie dzikie wytłómaczyć“.
Prócz powyżej już wspomnianego celu, dla którego morderca kawałkuje zwłoki swej ofiary, może jeszcze inny bodziec skłaniać go niekiedy do kaleczenia i rozczłonienia ciała. Bodźcem tym może być upośledzenie stanu umysłowego, a zwłaszcza patologicznie wzmożona, sadycznie zwyrodniała libido sexualis, jak o tem pouczają odnośne dawniejsze i nowsze (4) spostrzeżenia.
Że tak w przypadku Blumenstoka, jak i w powyżej opisanym przeze mnie, nie ma mowy o pobudce płciowej do rozczłonienia ciała ofiary, nie ma potrzeby zastanawiać się. Pobudką w obu była chęć zatarcia śladów zbrodni, a chęć ta miała w moim przypadku większe prawdopodobieństwo spełnienia się, ile że części zwłok dziecka, pogrążone zrazu we wspólnym dole kloacznym, znalazły się z czasem w kilku miejscach, od siebie odległych tak, że tylko energiczne i rozsądnie pokierowane śledztwo zdołało części te odszukać i w ten sposób umożliwić ekspertyzę lekarską.
Drugi znowu przypadek rozkawałkowania zwłok, tym razem zwłok osoby dorosłej, bo 29-letniego, bardzo rosłego i silnie zbudowanego mężczyzny, zabitego wśród snu zapomocą siekiery przez własną, umysłowo przytępioną, 17 lat liczącą żonę, która celem ułatwienia sobie wywleczenia zwłok nocą poza obejście zagrody, przerąbała zwłoki na dwie połowy, miałem sposobność ogłosić w III. seryi orzeczeń sądowo-lekarskich Wydz. lek. Uniw. Jagiel. (5), dlatego też poprzestaję tutaj na tej krótkiej o nim wzmiance.
W przypadku, opisanym na wstępie, mógł budzić wynik próby płucnej pewne wątpliwości, ile że w obec obecności baniek gazów gnilnych pod opłucnemi możnaby było mniemać, iż przyczyną pływania płuc na wodzie są raczej gazy gnilne, niż powietrze, wprowadzone do płuc wraz z oddechami dziecka. Mimo tej niewątpliwej obecności gazów gnilnych w płucach, a raczej właśnie z powodu ich obecności, oświadczyliśmy się w trzecim ustępie naszego orzeczenia za tem, że dziecię urodziło się żywe, aczkolwiek oświadczenie nasze osłabiliśmy dodaniem słowa „najprawdopodobniej“.
Sprawa gnicia płuc noworodków, połączonego z tworzeniem się gazów gnilnych, wymaga kilku słów wyjaśnienia, albowiem nietylko ogół sędziów, lecz także wielu niezawodowych znawców nie zna odnośnych nowoczesnych badań i jest zdania, że tam, gdzie płuca okazują bańki gazów gnilnych pod opłucnemi, jest bezcelowem podjęcie próby płucnej, a pytanie, czy dziecię urodziło się żywe, nie daje się już wówczas nawet w przybliżeniu rozstrzygnąć. Znanym jest nam przypadek, zaszły przed kilku laty, gdy jeszcze obowiązywała stara taryfa należytości za czynności sądowo-lekarskie, wyznaczająca osobne wynagrodzenie za podjęcie próby płucnej, w którym pewien lekarz za to, iż w przypadku dzieciobójstwa wykonał mimo zgnilizny zwłok próbę płucną i policzył w swych kosztach dodatkowe wynagrodzenie tak za próbę płucną, jak i za znaczniejszą zgniliznę, spotkał się nietylko z urzędową odmową dodatku za podjęcie próby płucnej, lecz nawet naraził się na zarzut nieświadomości zasad swej sztuki.
Przed dziesięciu laty wywołała praca Bordasa i Descousta (6) niemałe zdumienie w kołach naukowych twierdzeniem, że gnicie płuc noworodków nie może wpływać na wynik próby płucnej, albowiem gnicie nie zmienia bynajmniej ciężaru gatunkowego płuc noworodków, które nie oddychały. Jakkolwiek z podobnem twierdzeniem wystąpił był jeszcze przed nimi Tamassia (7), jeden z nestorów przedstawicieli medycyny sądowej we Włoszech, przecież twierdzenie ich, oparte na wynikach doświadczeń, podjętych ze zwłokami płodów zwierzęcych, było tak nowe i sprzeczne z dotychczasowem przekonaniem, że nietylko zrazu nie znalazło praktycznego, ogólnego zastosowania, lecz nawet spotkało się z ujemną oceną i zaprzeczeniem ze strony Malvoza (8). Nie chcąc zbyt znużyć zestawieniem zapatrywań Malvoza i całego szeregu badaczy, którzy sprawą tą w dalszym ciągu się zajęli, tem bardziej, że sprawę tę przedstawił przed rokiem wyczerpująco zasłużony w tej mierze badacz, Ungar (9), wspomnę tylko, że obecnie wszyscy doświadczeni badacze sądowolekarscy w tem są zgodni, iż każde, a zwłaszcza obfitsze nagromadzenie się gazów gnilnych w płucach noworodków samo przez się przemawia za wtargnięciem do płuc powietrza, albowiem w bezpowietrznych płucach noworodków nie tworzą się gazy gnilne. Na tej samej zasadzie słusznem jest także i dalsze twierdzenie Ungara, że, o ile wyłączone jest oddychanie dziecka wewnątrzmaciczne i wprowadzenie powietrza do płuc dziecka przez sztuczne oddychanie, — a okoliczności te są w przypadkach domniemanego dzieciobójstwa wyłączone, — dodatni wynik próby płucnej obok obecności baniek gazów gnilnych na powierzchni płuc zdolnym jest utwierdzić nas w przekonaniu, że dziecię dane oddychało, że więc urodziło się żywe.
Opierając się na własnem mojem doświadczeniu, muszę w zupełności potwierdzić powyższe oświadczenie. Przekonałem się bowiem niejednokrotnie, że płuca płodów, notorycznie nieżywo urodzonych, mimo daleko posuniętej zgnilizny tak całych ich zwłok, jak w szczególności ich płuc, nie zawierały ani jednej bańki gazowej i rzucone na wodę tonęły; a że natomiast płuca noworodków żywo urodzonych (w klinice położniczej lub oddziale położniczym szpitala), wśród gnicia pokrywały się obficie różnej wielkości perełkami gazów gnilnych pod opłucną. Na tem tedy opierając się doświadczeniu całego szeregu badaczy, oraz na doświadczeniu własnem, co dopiero wspomnianem, oświadczyłem się w danym przypadku na podstawie podanego powyżej wyniku próby płucnej mimo obecności, a raczej właśnie z powodu obecności baniek gazów gnilnych pod opłucnemi płuc dziecka za tem, że dziecię to urodziło się żywe.
Jeżeli zaś końcowy mój wniosek osłabiłem w stylizacyi przez dodatek „najprawdopodobniej“, to uczyniłem to ze względu formalnego i rzeczowego. Pierwszy tj. formalny wzgląd stanowić musiała podniesiona co dopiero nowość doświadczenia co do znaczenia gazów gnilnych w płucach noworodków, która nakazała się z tem liczyć, że tak sędziowie, jak i obrońcy, orzeczeniu, gwałcącemu niejako utartą dotychczas tezę, wypowiedzianemu nadto w formie stanowczej, mogliby nie dać wiary, lub je podać w wątpliwość. Ważniejszym był wzgląd rzeczowy, to jest wyjątkowość przypadku. W danym przypadku chodziło nie o całe zwłoki, lecz o zwłoki rozkawałkowane, a chociaż mimo to klatka piersiowa zwłok nigdzie, w szczególności od strony jamy brzusznej nie była otwartą, przecież możność wniknięcia do płuc mikroorganizmów gazotwórczych od zewnątrz była łatwiejszą, niż do zwłok całych. Powtóre leżały dane zwłoki w dole kloacznym, a potem na ornem polu. Okoliczności zaś te są o tyle ważne, o ile doświadczenia Malvoza wykazały, że płuca zwłok płodów, dobytych z macicy owcy, którym do pyska wlał zawiesinę ziemi z wodą, zatem treść, zawierającą obficie beztlenowe drobnoustroje, następnie je w pionowem ustawieniu umieściwszy w cieplarce przy 20—21°, poddał gniciu, w miarę postępu gnicia zawierały coraz to więcej gazów gnilnych tak, iż z tego powodu płuca te nabrały zdolności pływania. Natomiast płuca innych płodów tej samej owcy, nie zaprawionych rzeczoną zawiesiną, gniły w tych samych zresztą warunkach o wiele powolniej i bez tworzenia się gazów. Uwzględniając tedy doświadczenia Malvoza i nie dającą się w moim przypadku wyłączyć możliwość wtargnięcia treści kloacznej i ziemi do ust dziecka, a stąd powstania zgnilizny gazowej jego płuc, czułem się zniewolony do osłabienia stanowczości ostatecznego wniosku mimo nawet, że przebieg gnicia zwłok w moim przypadku nie mógł być tak korzystnym, jak w doświadczeniach Malvoza, ponieważ zwłoki te leżały, a nie zajmowały pionowej pozycyi, i co jeszcze ważniejsza, mieściły się nie w ciepłocie +20—21°, lecz w o wiele niższej w kończącej się zimowej porze roku.
O ile jednak wynik próby płucnej w myśl powyższego rozumowania zezwalał mojem zdaniem na oświadczenie się tylko z wielkiem prawdopodobieństwem za żywem urodzeniem się dziecka, o tyle inne dane, wykazane sekcyą, pozwalały stanowczo oświadczyć się, nawet bez względu na wynik próby płucnej, za żywem urodzeniem się dziecka. Danemi tymi były rozległe i znaczne obrażenia tak sklepienia, jak i podstawy czaszki, te drugie wogóle u noworodków wyjątkowe i stąd dowodzące bardzo znacznego urazu, jaki czaszkę musiał ugodzić. Gdy nader rozległe i wybitne podbiegnięcia krwawe w sąsiedztwie tych złamań wskazywały niewątpliwie na to, iż złamania czaszki powstały za życia, i gdy złamania te nie mogły żadną miarą wytworzyć się wśród porodu, ponieważ poród był tajnym, tem samem i łatwym, co zresztą i sama obwiniona przyznała, przeto mogły one powstać jedynie po porodzie dziecka i to, gdy ono żyło. Obrażenia te dowodziły zatem w tych warunkach całkiem stanowczo żywego urodzenia się dziecka. Sposób powstania wspomnianych obrażeń czaszki wyjaśniła dostatecznie obwiniona. Wyjaśnienie jej atoli wymagało tylko o tyle sprostowania, o ile uderzenie główką dziecka o paczkę z węglami musiało być silne, a nie lekkie, skoro sprowadziło liczne złamania sklepienia, a co więcej podstawy czaszki.
Jak w każdym przypadku domniemanego dzieciobójstwa, tak i w powyższym przypadku zasadniczo ważną była odpowiedź na pytanie, jak długo dziecię Pauliny S. żyło, a to tem bardziej, ile że obwiniona podała, iż nie pamięta, kiedy główką dziecka (zdaniem jej nieżywego) o paczkę z węglami uderzyła i że, jak się jej obecnie zdaje, uczyniła to nad ranem, zatem w kilka godzin po urodzeniu się dziecka. Gdyby dowiedzionem było, że w istocie uczyniła to nad ranem, t. j. w kilka godzin po porodzie, w takim razie, jak to wynika z osnowy § 139 u. k., orzekającego o zbrodni dzieciobójstwa, nie możnaby już mówić o dzieciobójstwie, lecz jedynie o morderstwie.
Udzielenie odpowiedzi na pytanie, jak długo dziecię nowonarodzone żyło, t. j. określenie, czy ono żyło tylko przez bardzo krótki czas, w ciągu którego u matki, zwłaszcza rodzącej dziecię nieślubne, trwać może stan poruszenia umysłu, porodem wywołany, a łagodzący zdaniem ustawy odpowiedzialność karną matki za czyny, w tymże czasie popełnione, umożliwia nam jedynie tylko wynik podjętej próby żołądkowo-jelitowej. Znaczenie doniosłe tej próby, tak często niestety przez lekarzy sądowych przy sekcyi zwłok noworodków zaniedbywanej, wzrosło ostatnimi czasy bardzo, ile że nie tylko znowu Ungar (10) w krytyczny sposób wartość jej omówił, lecz że równocześnie zbiór nowych przepisów co do wykonywania sekcyi sądowych, który obowiązuje pruskich znawców lekarskich od 1 marca 1905, poleca tę próbę wykonywać, podczas gdy dawny regulamin pomijał ją milczeniem. Co do mnie, uważam zaniedbanie wykonania tej próby za wybitny błąd techniczny znawcy.
Wracając do naszego przypadku, nie możliwem już było wykonanie próby żołądkowo-jelitowej, albowiem narządy te były pocięte, niezupełne i wreszcie w stanie za daleko już posuniętego rozkładu gnilnego. Jedynie tylko dała się jeszcze stwierdzić w części jelita grubego, będącego w związku z tułowiem zwłok i w części dolnej jelita biodrowego, oraz w reszcie jelita grubego, zawartych w garnuszku, obecność smółki, drobnowidowo stwierdzonej. Wychodząc tedy z jednej strony z dewizy sądowolekarskiej in dubiis pro reo, z drugiej zaś strony z doświadczenia, że gdyby dziecię dane żyło kilka godzin, byłby zapas smółki w jego jelitach mniej obfitym, orzekłem na pytanie co do trwania jego życia po urodzeniu się, iż żyło tylko krótko, tem samem dałem podstawę do oskarżenia obwinionej nie o karą śmierci zagrożone morderstwo, lecz o dzieciobójstwo, stanowiące co do kary delictum privilegiatum.
Kończąc na tem moje epikrytyczne uwagi, dotyczące opisanego na wstępie przypadku, które, tuszę sobie, mogą oddać usługi w praktyce mniej biegłym, nie mogę pominąć milczeniem zarzutów, jakie mi uczynił prof. Kockel z Lipska w niedawno wydanej przez siebie pracy (11), odwołującej podane poprzednio przez niego twierdzenia co do wartości jego życiowej próby pępkowej, uznanej za bezwartościową przez Horoszkiewicza i Glińskiego (12) na podstawie mozolnych badań, przeprowadzonych w zakładach anatomii patologicznej i medycyny sądowej naszej wszechnicy.
W pracy mej (13), poświęconej nowej naówczas próbie życiowej, podanej przez Placzka, wspomniałem w krótkim historycznym wstępie, że wszystkie inne próby życiowe, z wyjątkiem próby żołądkowojelitowej, podane z biegiem czasu już po próbie płucnej Schreyera z r. 1683, okazały się bezcelowemi, poczem dodałem „dasselbe Los war auch den in den letzten Jahren von Malvoz u. Kockel mitgeteilten Lebensproben beschieden“. W adnotacyi do wzmianki o próbie pępkowej Kockela powołałem się na właśnie co dopiero ukończone badania Glińskiego i Horoszkiewicza, z których wynikało, że podana przez Kockela próba, polegająca na mikroskopowem badaniu pępowiny, „nie posiada żadnego większego znaczenia sądowolekarskiego“ (Gliński i Horoszkiewicz), między innymi z tego powodu, że „skoro badania te nie użyczają podstawy do stwierdzenia, czy dziecię urodziło się żywe, tem mniej mogą one być podstawą do ocenienia, jak długo ono żyło“ (ci sami). Ponieważ w tych słowach Glińskiego i Horoszkiewicza mieści się wcale stanowcze zaprzeczenie temu, co pierwotnie twierdził Kockel, że drobnowidowe badanie pępowiny w obrębie pępka umożliwia rozpoznanie, czy dziecię nowonarodzone żyło poza łonem matki i jak długo żyło, przeto, gdy zwłaszcza sam Kockel obecnie dawniejsze swe wnioski znacznie ogranicza, miałem dostateczną podstawę do wyrażenia powyżej podanej ujemnej oceny.
Wreszcie wytyka mi Kockel nazwę, przezemnie w pracy mej użytą, „Lungenschwimmprobe“, jako niewłaściwą, bo właściwą nazwę próby Schreyera stanowi jego zdaniem nazwa „Lungenprobe“. Na zarzut ten, zresztą nader błahy, stanowić może odpowiedź choćby tylko dobrze znany podręcznik Hofmanna (14), w którym próbę tę nazywa on „Lungenschwimmprobe“ lub „hydrostatische Lungenprobe“, tem samem wyrażenie się Kockela „Lungenprobe — nicht Lungenschwimmprobe, wie Wachholz will“ powinno opiewać conajmniej „wie Hofmann und bereits Wachholz will“, to zaś towarzystwo z Hofmannem mogę uważać tylko za zaszczytne.

Piśmiennictwo. 1) Lacassagne: Du dépeçage criminel. Arch. d’anthrop. crim. 1888. Str. 232. — Ravoux: Teza pod takim samym tytułem. Lyon 1888. — Michel: Üb. criminelle Leichenzerstückelung. Vierteljschr. f. ger. Med. 1895. T. II. Str. 261. — Sieradzki: Uwagi o sekcyi zwłok rozkawałkowanych. Przegl. lek. 1896. Nr. 46—49. — 2) Przegl. lekarski 1875. Odbitka. — 3), 4) Patrz Wachholz: O morderstwie z lubieżności. Przegl. lek. 1900. — 5) Przegląd lek. 1897. Nr. 36—38. — 6) Annal. d’hyg. publ. et de méd. lég. 1885. — 7) Sulla putrefazione del polmone. Rivista sperim. di méd. lég. 1876. — 8) De la putréfaction au point de vue de l’hyg. publ. et de la méd. lég. Bruxelles 1898. — 9) Die Bedeutung der Fäulnis für die Lungenprobe. Zeitsch. f. Med.-Beamte 1904. Nr. 23. — 10) Die Lebensproben, insbesondere die Magendarmprobe i t. d. Zeitschr. f. Med.-Beamte. 1905 Nr. 23. — 11) Die mikroskop. Vorgänge bei der Nabelschnurdemarkation i t. d. w „Das Institut für gerichtliche Medicin der Univ. Leipzig“ i t. d. Festschrift. Leipzig 1905. — 12) Üb. mikroskop. Vorgänge beim Nabelschnurabfall i t. d. Vierteljschr. f. ger. Med. 1903. T. 25. Str. 243. — 13) Üb. die neue Lungenprobe. Münch. mediz. Wochenschr. 1902. Nr. 39. — 14) Hofmann-Kolisko: Lehrbuch d. ger. Med. Berlin-Wien 1903 S. 785.





Osobne odbicie z „Przeglądu lekarskiego“ 1906, Nr. 5—6.

Kraków, 1906. — Drukarnia Uniwersytetu Jagiell. pod zarządem Józefa Filipowskiego.
Prof. Dr. L. Wachholz.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Leon Wachholz.