Przybłęda Boży/Czas Nieustający

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Witold Hulewicz
Tytuł Przybłęda Boży
Podtytuł Beethoven: czyn i człowiek
Wydawca Księgarnia św. Wojciecha
Data wyd. 1927
Druk Drukarnia św. Wojciecha
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



CZAS NIEUSTAJĄCY



Śmierć miała mniej roboty. Od wielu już lat w wieczności były uszy. Nie trzeba ich już było dobijać, jak oczy i serce i strzaskany pień. Wcześniej, przed wszystkimi, odleciały na wyraj.
Kroniki notują: Trzeciego dnia szkoły w Wiedniu były zamknięte, wojsko trzymało w karbach tłumy przed domem „Czarnych Hiszpanów“. Ośmiu kapelmistrzów niosło kraj całunu, trzydziestu sześciu muzyków, poetów i przyjaciół otaczało trumnę ścianami z pochodni, a byli wśród nich Grillparzer, Castelli, Steiner i Franciszek Schubert. Pogrzeb odbył się za pieniądze angielskiego Towarzystwa Filharmonicznego. Na cmentarzu aktor Anschütz wygłosił hołd pośmiertny poety Grillparzera. Padły takie słowa:
„Artystą był, a kto wstanie obok Niego?
Kto po Nim przyjdzie, nie będzie tworzył dalej: zacząć będzie musiał; albowiem Poprzednik jego tam przestał, gdzie kończy się sztuka.
Artystą był, ale i człowiekiem, człowiekiem w każdem, w najwyższem znaczeniu. Przed światem uciekał, bo w całym swym obrębie miłującego uczucia nie znalazł broni, by się mu przeciwstawić. Usuwał się ludziom, ponieważ dał im wszystko, a nie otrzymał nic. Pozostał samotny, bo nie znalazł drugiego ja.
Taki był, taki umarł, taki żyć będzie po wszystkie czasy.
Wy wszakże, którzy z orszakiem przyszliście, powściągnijcie wasz ból. Nie utraciliście Go, ale zyskaliście. Do domów powróćcie, smętni, ale skrzepieni. A skoro kiedyś w życiu jak orkan idący napadnie was dzieł Jego potęga, gdy zachwyt wasz popłynie środkiem nienarodzonych jeszcze pokoleń, wspomnijcie tę godzinę, przywołajcie pamięć o Nim, który taką wielkość zdziałał i na którym nie było zmazy, pomyślcie:
Byliśmy tam, kiedy Go grzebali, a gdy konał, płakaliśmy“.
Piątego maja zlicytowano jego sprzęty domowe, czwartego czerwca umarł z przyjaciół najwierniejszy: Stefan Breuning.

Czyn jego pozostał sam: świat, który począł dymić i przepełnił nasz eter. Każdy nasz wdech ma coś z niego. On cicho krąży razem z naszą krwią. Rośnie i już dawno jest większy ponad najwyższe nasze wieże. Kto wstanie obok niego?

Kto raz był w pobliżu i świętym się nie stał, ten nie słyszał. Czyż uważamy, że nic się na świecie nie zmieniło przez to, że on był? Czyż po tem wszystkiem tak samo żyć możemy przed siebie niedbale jak dawniej? Czyż posiadanie jego tworu nie obowiązuje? Nie, nie posiadanie, bo go nie posiadamy, nikt z nas go nie posiadł. Ale to, że ten twór na nasz glob opuścić się raczył i przybrać postać, którą przyjąć moglibyśmy, gdybyśmy chcieli. Myśląc o tem, nie można pozostać spokojnym: jak to możliwe, że nic nie jest inaczej? Że obrzydliwość międzyludzka nic nie zmalała od stu laty? A może jednak? Może w istocie wzrósł nieco poziom ludzkości ku prawdzie? Może choć o jeden stopień podnieśliśmy skalę naszych grzechów, tylko nie wiemy tego?

Malarz Conti powiedział o Rafaelu: Bez rąk urodzony, byłby także stał się tem, czem jest. Cóż powiedzieć o tym, który tem, czem jest, stał się dlatego, że nie miał ludzkich uszu... Którego czyn wyrósł daleko poza to wszystko, coby nazwać można Muzyką...
Czasem wśród niesfornie lekkomyślnego tłumu samotnym biedakiem w kącie sali zatrząśnie dreszcz najgłębszych doznań. Czasem jedna ludzka istota z nad klawiszy podniesie oczy cudownie bezradne, szukające duszy drugiego człowieka, równie rozoranej i na wieczność wzburzonej, a ręce już pomieścić nie mogą nadmiarów. I co to jest? W jakich ludów języku są rzeczy takich imiona?
Nad Izydy świątynią były te słowa (z jego notatnika tu przepisane): „Żaden śmiertelny zasłony mojej nie podniósł“.
To przecie człowiek był, człowiek śmiertelny — a wieść mówi, że umarł.
Co my ludzie — przy takim człowieku — o tem wszystkiem wiemy?
Co my...?

KONIEC OPOWIEŚCI O PRZYBŁĘDZIE BOŻYM.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Witold Hulewicz.