Duchowém pragnieniem palony,
Błądziłem po stepów przestworzu;
Wtem sześcią skrzydły osłoniony,
Seraf spotkał mię na rozdrożu.
I lekko, jak senne widziadło,
Tknął mych oczu ręką bez ciała.
„Przejrzyj!“ rzekł — i bielmo z nich spadło..
I raz piérwszy wieszcza źrenica,
Jako przestraszona orlica,
W otwarty świat ducha spojrzała.
Duch końce powietrznych swych palców
Ścisnął, i do uszu mych włożył.
I dziwny w nich słuch się otworzył.
Poczułem dźwięk planet obrótu,
I w chmurach świst ptaków przelotu,
I szum morskich fal, i pod niemi
Ruch ryb, i pełzanie padalców,
I rośnienie trawy na ziemi.
Duch do ust mych sięgął — i z gardła
Dłoń mi jego język wydarła,
Pustosłowy, chytry, kłamliwy;
I dał mi zań żądło wężowe,
Ostrz za słowo, jad za wymowę,
I głos Prawdy — jak syk przeraźliwy.
I w pierś mą swe palce, jak miecze,
Duch wraził — i serce człowiecze,
Samolubne, płoche i trwożne,
Wyrwał z niéj — i w miejsce to próżne
Wrzucił węgiel żywych płomieni,
Co mi duszę przetlił do rdzeni.
I jak trup leżałem w pustyni,
Aż głos Pański zabrzmiał z wysoka:
„Proroku! wstań! idź, i prorokuj!
„Znasz Mą wolę: — patrz! co świat czyni.
„Głoś Prawdę — pokutę, nie pokój!
„Świat przeklnie — Ja wsławię Proroka.“ 1855.