Potworna matka/Część czwarta/VII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Potworna matka |
Podtytuł | Tragiczne dzieje nieszczęśliwej córki |
Wydawca | "Prasa Powieściowa" |
Data wyd. | 1938 |
Druk | "Monolit" |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Bossue |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Matka i mąż Heleny, jednego wieczora, razem z bandą darmozjadów, wybrali się za miasto na kolację.
Helena siedziała sama w swoim pokoju. Około północy usłyszała ruch na schodach i głos matki, prowadzącej Prospera pijanego więcej niż zwykle.
Weszli do mieszkania.
Młoda dziewczyna, panna na zlecenie Włoski, postanowiła przekonać się nareszcie o stosunku matki do Prospera.
Przeczekała z pół godziny, po tym wyszła cichutko i skierowała się do pokoju matki.
Smuga światła padała z drzwi uchylonych; nie otwierając więcej, Helena zajrzała do pokoju.
Pusty był, łóżko nie nosiło śladów ciała.
Gdzież matka jej mogła się obracać?
Zadrżała na całym ciele i miała już cofnąć się, lecz potrzeba przekonania się naocznego, popchnęła ją do pokoju dawniej ojca, a teraz zajmowanego przez jej męża.
Tam także drzwi nie były domknięte; podsunęła się i oto co zobaczyła:
Prosper Rivet pijany zwalił się na krzesło, a Garbuska pochylona nad nim, rozwiązywała krawat, cisnący szyję kochanka, całując od czasu do czasu twarz jego siną od nadużycia trunków.
On zaś bełkotał coś niezrozumiale i śmiał się idiotycznie.
Helena cofnęła się z obrzydzeniem.
Dla niej, dla jej czystej duszy, pocałunki matki, dawane Prosperowi, były dostatecznym dowodem cudzołóstwa.
Nazajutrz po nocy, której epizod opowiedzieliśmy, Włosko otrzymał depeszę z Nimes, w tych słowach:
„Józef Włosko rue de la Verrerie 37 Paryż. Wolny. — Wyjeżdża. — Będzie jutro u ciebie. — Uprzedź Joannę. — Wdzięczny.
Włosko krzyknął radośnie.
Piotr Bertinot w Paryżu, to ziszczenie najdroższych marzeń jego, to Joasia w jego domu, obok niego na zawsze.
Joanna tego samego wieczora odebrała tę wieść szczęśliwą.
Nie mogła się jednak podzielić radością z mieszkańcami Petit-Bry — nie mogła się przyznać, że skłamała powiedziawszy, iż ojciec jej nie żyje. Jakże oznajmić, że, skazany na dwadzieścia lat za kradzież, siedział w więzieniu, a teraz go ułaskawiono?
Była jednak osoba, z którą mogła podzielić się radością: Józef Włosko.
Wieczorem zapytała doktora, czy może zostawić Lucjana na jeden dzień, a otrzymawszy polecenie z zastrzeżeniem, żeby wracała jaknajprędzej, oznajmiła państwu Roncerny, że nazajutrz pierwszym pociągiem jedzie do Paryża.
Józef Włosko dostał znów depeszę od Bertinota, że tenże będzie w Paryżu o szóstej zrana.
Przykazał więc odźwiernemu, żeby przyjął Joasię, jeżeliby stawiła się nim on powróci, zamówił w restauracji na godzinę dziesiątą wyśmienite śniadanie dla trzech osób, na które miał przyjechać ułaskawiony więzień.
Niedługo czekał.
Włosko spostrzegł Piotra Bertinot, którego fizjognomię zachował w pamięci.
A jednak Piotr Bertinot w czarnym garniturze, w miękkim filcowym kapeluszu i z żółtą skórzaną walizką w ręku, niczym nie przypominał biednego skazańca.
On także poznał Włoskę.
Podszedł do niego, spojrzeli na siebie i połączyli się w serdecznym uścisku.
Pierwszy Piotr przemówił.
— A Joasia, moja córka? — zapytał.
— Czeka na ojca, u mnie, — odpowiedział Włosko. — Chodźmy.
I pociągnął Piotra z sobą.
— Jaki pan dobry jest!
— Od dziś zabieram pana do siebie; mieszkanie czeka gotowe... Za parę dni będzie pan pracował w biurze razem ze mną, i spodziewam się, że będzie pan bardzo użyteczny.
— A Joasia? — zapytał Bertinot.
— Zrobi to, co jej poradzisz.
— Gdzie ona jest?
— W Petit-Bry u hrabiny de Roncerny, gdzie dogląda niebezpiecznie chorego. To serce anielskie!... — dodał Włosko.
— O tyle dobra i szlachetna, o ile jej matka bez czci i wiary... Mówił pan, że nazywa się obecnie Julią Tordier i że przyszedłeś do mnie, aby jej przeszkodzić do nowej zbrodni.
— Opowiem panu wszystko w swoim czasie, lecz teraz pamiętaj, że wobec Joanny nazwisko Julii Tordier nie powinno być nigdy wymówione.
— Czy Joasia zna to nazwisko i wie, że ten potwór jest jej matką?
— Zna nazwisko, lecz nic więcej, a jednak dowie się kiedyś, lecz będzie to wtedy dzień zemsty... A teraz ani słowa, bo oto przybywamy do mnie.
— Rozporządzaj mną, panie.
Włosko zapłacił fiakra i zapytał odźwiernego, czy osoba oczekiwana przybyła?
Włosko zaprowadził byłego więźnia do małego mieszkanka, o którym wspominaliśmy. Otworzył drzwi do pokoju bocznego, umeblowanego skromnie lecz z elegancją.
— Oto pokój przeznaczony dla córki pańskiej, jeżeli poradzisz jej, żeby mieszkała z tobą. Czy sądzi pan, że będzie zadowolona?
— Mówił pan z nią o tym?
— Tak, i odpowiedziała, że będzie ojcu posłuszną.
Usłyszano powóz, zatrzymujący się przed domem, następnie na schodach wołanie:
— Mój ojciec! Gdzie jest mój ojciec? — pytała Joanna.
— Jest tutaj... idzie za mną — mówił Włosko, wybiegając na spotkanie. — Panno Joanno, tylko ani słowa o tym, coś przeszła... ani o tym, co dla panny Heleny zrobić zamierzamy...
— Bądź pan spokojny... nie zapomnę... Prowadź mnie tylko prędzej do ojca.
Bertinot zatrzymał się na pierwszym piętrze; wzruszenie go dusiło; zobaczywszy nareszcie Joannę, załkał na głos.
— Córko moja ukochana!... — wyjąkał, wyciągając do niej ręce.
— Ojcze!... ojcze... Jesteś na koniec!... Widzę cię... O, jak ja cię kocham!... mówiła Joasia, ściskając ojca.
Bertinot całował oczy, włosy, ręce swego dziecka.
— Bóg jest dobry!... Zlitował się nade mną... Odzyskałem nareszcie moją córkę.
— A ja odzyskałam ojca, a szczęście to zawdzięczamy panu Włoskowi, który ocalił mi życie.
— Czyż życie twoje było w niebezpieczeństwie? — i znów zaczął całować córkę.
— To wypadek, drogi ojcze, w którym byłabym zginęła... a jeżeli żyję i jestem przy tobie, jemu tylko zawdzięczam.
Bertinot osunął się do nóg Włoski, mówiąc:
— O panie! jesteś po dwakroć dobroczyńcą moim... mnie oswobodziłeś... Joasię od śmierci uchroniłeś... Jakże ci podziękować?
— Kochając mnie, jak gdybym był synem twoim.
— Zamieszkam w tym domu — mówił Bertinot — będę tu miał pracę i przyszłość zapewnioną... Zostaniesz ze mną, Joasiu, wszak prawda?
— Zrobię, jak będziesz chciał, mój ojcze... Lecz pan Włosko musiał ci powiedzieć, iż mam obowiązek do spełnienia u pani de Roncerny, powrócę jednak niedługo, ponieważ zadanie moje prawie ukończone.
Śniadanie przeszło wesoło nad wyraz, całe popołudnie spędzili na układaniu projektów na przyszłość.