Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/610

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wieczorem zapytała doktora, czy może zostawić Lucjana na jeden dzień, a otrzymawszy polecenie z zastrzeżeniem, żeby wracała jaknajprędzej, oznajmiła państwu Roncerny, że nazajutrz pierwszym pociągiem jedzie do Paryża.
Józef Włosko dostał znów depeszę od Bertinota, że tenże będzie w Paryżu o szóstej zrana.
Przykazał więc odźwiernemu, żeby przyjął Joasię, jeżeliby stawiła się nim on powróci, zamówił w restauracji na godzinę dziesiątą wyśmienite śniadanie dla trzech osób, na które miał przyjechać ułaskawiony więzień.
Niedługo czekał.
Włosko spostrzegł Piotra Bertinot, którego fizjognomię zachował w pamięci.
A jednak Piotr Bertinot w czarnym garniturze, w miękkim ficowym kapeluszu i z żółtą skórzaną walizką w ręku, niczym nie przypominał biednego skazańca.
On także poznał Włoskę.
Podszedł do niego, spojrzeli na siebie i połączyli się w serdecznym uściku.
Pierwszy Piotr przemówił.
— A Joasia, moja córka? — zapytał.
— Czeka na ojca, u mnie, — odpowiedział Włosko. — Chodźmy.
I pociągnął Piotra z sobą.
— Jaki pan dobry jest!
— Od dziś zabieram pana do siebie; mieszkanie czeka gotowe... Za parę dni będzie pan pracował w biurze razem ze mną, i spodziewam się, że będzie pan bardzo użyteczny.
— A Joasia? — zapytał Bertinot.
— Zrobi to, co jej poradzisz.
— Gdzie ona jest?
— W Petit-Bry u hrabiny de Roncerny, gdzie dogląda niebezpiecznie chorego. To serce anielskie!... — dodał Włosko.