Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa/O godzinie 7-mej (d. 27 Lutego)...

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa
Podtytuł w r. 1787.
Wydawca Józef Zawadzki
Data wyd. 1860
Druk Józef Zawadzki
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

U godzinie 7-méj (d. 27 Lutego) zrana, generał Komarzewski wyjechał znowu dla zwiedzenia stanu wód na Wiśle, a tymczasem nadeszły kresy z Warszawy z listami i pocztą. W kilka godzin potém oznajmiono, aby nazajutrz rano o godzinie czwartéj ruszały z miejsca piérwsze powozy i wszyscy poszli gotować się do drogi lub pocztę odprawiać. Hr. Plater wezwany do boku i rady przez N. Pana około jedenastéj, pracował w jego gabinecie, następnie między dwunastą a piérwszą z królem wyszedł na pokoje. Przed podaniem obiadu czytał gazety Bareńskie, Lejdejskie, Francuzkie, oraz Polskie sekretarz Dębowski, a Hamburgskie niemieckie Dr Bekler.
«W tym czasie, gdyśmy z gazeciarzem jeździli po wszystkich Europy stronach, ubolewając nad słabością tam nadzwyczajnie jaśniejących dzisiaj ministrów panów Vergennes i Calonne, a wielbiąc w tym państwie ojcowskie króla zamiary, na wzór Henryka IV i innych zbierającego stany królewstwa swojego, dla szukania rady w objektach potrzeb kraju i ludu — już w Anglji mięszając się do sprzeczek parlamentowych w przedmiocie traktatu handlowego z Francją, i kontynujących się skarg, oraz zawziętości na pana Hastings, już nakoniec ubolewając w Hollandji nad smutnym wzrostem zasianéj tam anarchji» — przerwał na chwilę uwagę zwróconą na turnieje świata, przybywający jmks. opat Szydłowski z za kordonu powracający do Warszawy do brata.
W czasie obiadu naturalnie rozprawiać zaczęto o stanie rządu w Galicji «o odnawiających się tam coraz nowych postanowieniach i urządzeniach, nieukontentowaniu właścicieli i poddaństwa, o prawach nowych, zmniejszających się z dóbr intratach, a powiększających podatkach, szkodliwém dla kraju wprowadzaniu doń Szwabów i t. p.»
Porównywano to, co uczyniono w Galicji z tém co by się dla pożytku ogólnego zrobić mogło i zrobiło na Białéj Rusi, i tak zszedł obiad niepostrzeżenie a N. Pan na brzęk filiżanek ruszył się do czarnéj kawy, i z nim towarzystwo całe.
Po kawie, król ze zwykłą sobie dobrocią poszedł odwiedzić szambelana Szydłowskiego, który miał silny ból w karku, zapewne z powodu przeziębienia, i z pokoju nie wychodząc z rady lekarza usiłował pobudzić transpiracją. Szambelan stał w oficynie, N. Pan więc i jego i innych towarzyszów podróży swéj po kolei odwiedził, a powróciwszy do pałacu, dosłuchał czytania przerwanego gazet niemieckich i do swojego potém schronił się gabinetu dla expedjowania poczty do Warszawy.
Wyprawiony zaraz po obiedzie dla obejrzenia stanu Wisły półkownik Słomiński, powrócił z niezbyt pomyślną nowiną; projekt więc znowu zmienić musiano i Furjer dworu oznajmił, że środowy obiad jeszcze w Kozienicach jeść będą. Przestano się tedy pośpiesznie pakować i każdy wedle upodobania czasem rozporządzał.
O siódméj wieczorem zebrali się wszyscy na pokoje oczekując króla, który miał grę w whista, szachy lub billard się zabawić wedle zwyczaju, ale w téj chwili nadbiegł z Kijowa kurjerem p. Skipor rodem Litwin, major wojsk Rossyjskich przy boku ks. Potemkina zostający, i z tego powodu Król zajęty odebraną expedycją nie wyszedł.
P. Skipor w sześćdziesiąt osiém godzin zrobiwszy całą podróż z Kijowa do Kozienic, choć potrzebował spoczynku, i nieco odetchnął, że zaraz odprawiony został tegoż wieczora przez N. Pana, zatrzymał się tylko dla widzenia z dawniéj znajomym hr. Platerem, i o godzinie ósméj nad rankiem na powrót odjechał. Z doniesień przywiezionych przez p. Skipora dowiedziano się, że cesarzowa podług planu wcześnie osnutego stanęła w Kijowie na dniu 9 Lutego, a książę Potemkin, który i w Krymie i w gubernji Ekaterynosławskiéj pod zarządem jego będących stacje i przygotowanie na przyjęcie N. Pani urządzał, nie prędzéj do Kijowa przyjechał, aż mu tenże p. Skipor umyślnie wyprawiony z oznajmieniem do Kremeńczuka, o przyjeździe cesarzowéj dał wiedzieć.
D. 28 Lutego do jedénastéj, wszyscy towarzysze królewscy zajęci byli wyprawianiem poczty do Warszawy: potém zeszli się niemal w komplecie do pokojów ks. Józefa i tu w pół godziny doczekali się niespodzianego przybycia N. Pana. Całe towarzystwo pod przewodnictwem jego poszło oglądać miasteczko świéżo się po pogorzeli odbudowujące.
Była to przechadzka wcale zabawna, gdyż gospodarze domóstw jak umieli i mogli, starali się króla rozerwać i przyjąć, a po sklepach zwyczajem swoim z towarami się chwalili zachęcając do kupna. I znać w Kozienicach nie zgorsze były kramy, gdy król mógł piękną staroświecką materję kupić tu dla kościoła. W rynku znalazło się dla rozrywki jakby umyślnie żydowskie wesele, które z cymbałami, skrzypcami, basetlami, śpiewem, bębenkami i sztukami jakie kuglarze wyprawiali, wstrzymało chwilę N. Pana. Nie wątpię, że Estera musiała być piękną żydóweczką, o jakie w Polsce nie trudno.
Przechadzka po miasteczku przeciągnęła się do piérwszéj, po czém król na chwilę do gabinetu swego odszedł, a tuż i do stołu dano. Zaproszeni zostali nowo przybyli wczoraj wieczorem, Wisłocki starosta Ryczywolski, i zrana tegoż dnia Dłuski podkomorzy Lubelski.
Hr. Plater daje nam znowu ciekawą treść rozmów przy stole, które tu niemal słowy jego powtórzemy. «Najdłużéj przez różne cesarskie w Galicji porządki przechodząc, zastanawialiśmy się nad regulaminem wojskowym cesarza, u którego strzelba w półkach i regimentach jest jakoby wieczna, bo nie tak jak gdzieindziéj i w Polsce na pewną lat liczbę determinowana. Buty kawalerzystom na lat cztéry dają się, a mundur tak jest urządzony, że po dwóch leciech z wierzchniego robią kamizelkę, te zaś nie tylko drugie lat dwa jeszcze służyć powinny żołnierzowi, ale po przejściu ich szefowie i komendanci z kamizelek nie donoszonych, szlafmyce i rękawice dla żołnierzów kazać robić powinni. To skrzętne cesarza gospodarstwo przypomniało nam staro-polski zwyczaj, kiedy stajennym osobliwie ludziom garniturowe dając barwy, ojcowie nasi z kontuszów wynoszonych żupany, z tych spodnie a nakoniec czapki i rękawice zwykli byli robić, czego dowodem i wierszyk następujący, od siedemdziesiątletnich dotąd powtarzany.

Memento Kuntusz quia żupan eris
Et in caligas reverteris...

Gospodarstwo cesarza wprowadziło nas na przypomnienie skrzętności czy niedbalstwa na siebie króla pruskiego, który nie tylko w garderobie swojéj nad dwa mundury nie zwykł nigdy miewać, a te, jak inaczéj być nie może w codziennym jednéj sukni noszeniu wytarte i splamione były, koszul po kilka tylko kazał sobie sporządzać i te do ostatniego zdarcia nosił, ale łatać je przykazując często takiemi się odziéwał, które łata na łacie miały. Z okazji tego sławnego choć nie z ochędóstwa monarchy, wspomniał nam N. Pan o nowo wyszłém dziele we dwóch tomach Korespondencji Fryderyka II. w czasie, kiedy jeszcze za życia ojca swojego był tylko książęciem pruskim, w listach i stosunkach ciągłych z posłem Duńskim u dworu ojca przebywającym jmp. Sommera. Listy te przez nieboszczyka króla kamerdynerowi darowane, a przez teraźniejszego teścia wykupione, z rozkazu Fryderyka Wilhelma panującego w Prusiech monarchy, drukiem ogłoszone zostały.»
Po obiedzie król był w najlepszym humorze i nieco go tylko zakwaszało, jak się wyraża Plater, gdy zmitrężoną podróż przypomniał i nieposłuszną a zawadzającą na drodze Wisłę. W istocie jedna ta przeprawa stała na przeszkodzie dalszéj podróży; najdogodniéj było przebywać ją w Demblinie lub Puławach, ale w piérwszém z tych miejsc choć same koryto stało zamarzłe od początku zimy, szérokie rozlewy pod Wulką słabo były lodem pokryte i niebezpieczne. Pod Puławami znowu sama rzeka nie dawno stanęła, tak, że Skipor, który tu kurjerem jechał, ledwo ją pieszo mógł przebyć. Z tych powodów wysłano znowu p. Słomińskiego pod Józefów dla zbadania tam stanu rzeki, która wolną od lodów być miała.
Po kawie poszedł król grać w Bocce i sześć partij odegrawszy wrócił do swego gabinetu. W pół do ósméj wyszedł znowu przynosząc z sobą ową korespondencję króla Fryderyka o któréj rano wspominał, w ciągu dnia właśnie przeczytaną. W nocy spodziewano się powrótu Słomińskiego i bądź co bądź wyjazdu nazajutrz, a że ekwipaże z pakunkami furmanami idące zawsze przodem wyruszać musiały przed pocztowemi, znowu tedy dla pakowania rzeczy wszyscy się o ósméj porozchodzili.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.