Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa/19 Marca

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa
Podtytuł w r. 1787.
Wydawca Józef Zawadzki
Data wyd. 1860
Druk Józef Zawadzki
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

19 Marca.

W dzień Ś. Józefa, o pół do ósméj zrana udał się król z zamku do kościoła dla wysłuchania mszy świętéj, a po niéj pożegnawszy księżnę koniuszynę Lit. i panię Woroniczowę kasztelanowę bełzką wdowę, senatorów i obywateli zebranych w Berdyczowie, piérwiéj niż do powozu siadł, kazał się około fortecy oprowadzić. Na biedę, księdza komendanta nie było doma, a przeor niepotrafił fortecy pokazać, i N. Pan złego mając w nim przewodnika «nieukontentowany wyjechał z Berdyczowa, nic nie zobaczywszy. — »
«Z tego powodu w duchu pomyślałem sobie, dodaje Plater, iż źle byłoby dla KKs. karmelitów, ażeby w tym czasie rekwizycja zaszła do monarchy względem odebrania fortecy księżom, i ustanowienia w Berdyczowie kommendanta wojskowego z dostatecznym wedle potrzeby miejsca garnizonem w tym sposobie, jak się stało w Częstochowie, gdzie Paulini mieli dawniéj przy sobie komendę i praesidium utrzymywali, a teraz uwolnieni od téj światowéj mozoły, mają komendantem majora, i na sto ludzi tamtejszego garnizonu to z intrat dostarczają, co dawniéj na takiż sam garnizon łożyli. To jednak uwagą było cichéj tylko myśli mojéj, a prędko bardzo odmienne tu okoliczności znalazłem, że w Częstochowie Paulini byli i są całego miasta panami, a przeto zazdrośni prędzéj się tam znaleźli, aniżeli w Berdyczowie, gdzie miasto jest dziedziczne domu Radziwiłłowskiego, i że Paulini daleko większemi intratami opatrzonemi są, aniżeli Karmelici Berdyczowscy, którym możeby i łaską było uwolnienie od utrzymywania dwudziestu czterech żołnierzy, tylu gębom, klasztorowi potrzebniejszym, odbierającym pożywienie. Zamiast tych przeto uwag niewczesnemi być mogących, woleliśmy N. Pana zabawić w karecie (bo po rozłączeniu się z hetmanem i ks. Józefem siadłem ja z generałem Komarzewskim do landary królewskiéj) — relacją o wojnie mnichów to jest Karmelitów berdyczowskich z Dominikanami Lubelskiemi, którzy się przez długi czasu przeciąg o zwłoki Janusza Tyszkiewicza wojewody Kijowskiego kawalera Maltańskiego w Lublinie zmarłego w czasie rewolucij Chmielnickiego prawowali, a z tych piérwsi przysądzonego sobie fundatora otrzymawszy w r. 1759 snycerską robotą z drzewa wyrzeźbionym dla tegoż Tyszkiewicza mauzoleum, kościół przyozdobili... potém jak w czasie ostatnich rozruchów konfederackich na Ukrainie, kobiéty wszystkie z województw Bracławskiego i Kijowskiego zebrane w fortecy Berdyczowskiéj musiały się niezmiernego nabawić strachu, gdy Kreczetników dobywając konfederatów, bombę puścił na klasztor, która przez kopułę do kościoła wśród znajdujących się tam wleciała. — »
W takich rozmowach dojechali do Białopola miasteczka dziedzicznego Wincentego Tyszkiewicza referendarza lit. mającego za sobą siostrzenicę królewską a siostrę rodzoną kcia Józefa. Lud tłómnie zebrany okrzykami głośnemi powitał króla, który nie zatrzymując się minąwszy miasteczko do Czarnorudki dóbr kasztel. Kamienieckiego Swiejkowskiego ruszył i tu o południu stanął. Podano tylko śniadanie, przeprzężono konie i pospiesznie podróżni ruszyli w dalszą drogę.
Koło godziny piérwszéj zamiast Biskupa Naruszewicza który się wyprosił u N. Pana aby w rezerwie jechał, siadł do powozu królewskiego generał Lubowidzki, i podróż zresztą poszła bardzo szczęśliwie do Pawołoczy. Tu w ratuszu na nocleg obranym przyjął króla Zieliński kasztel. Biecki, krakowiak przypadkiem tu znajdujący się dla zjazdu Kaniowskiego i wioski którą miał pod Pohrebyszczami Rzewuskich, takoż P. Cyryn starosta Taborowski.
«Czasu obiadu i kawy którą sobie N. Pan niewstając od stołu podać kazał, w różnych materjach dyskursami staraliśmy się ubawić króla JMci, powiada Plater, a gdy na kryminalne ustawy tak francuzkie, angielskie jako téż innych krajów wpadliśmy i z powodu onych weszliśmy na ludzkie prawo za panowania N. Pana ustanowione, kasujące tortury, Król JM. opowiedział nam ciekawy i nadzwyczajny sposób użyty przez jednego z panów angielskich do podobnéj w tamtym kraju kassaty. Miał ten lord być zawsze oczywistym tortur nieprzyjacielem; lecz nie mogąc wyperswadować i przekonać współziomków, jak niesprawiedliwe jest takowe prawo, swojego najulubieńszego konia przez osóbnego masztalerza doglądanego, w czasie gdy ten umyślnie gdzieindziéj był wysłanym, sam swoją ręką przebił, a nóż okrwawiony tajemnie do kieszeni rzeczonego masztalerza wsunął. Poszedł zaraz po całym dworze rozruch, że faworyt pański przebity został, a najpiérwsza supozycja gdy padła na doglądacza, nóż znaleziony u niego, nieomylnym zabójstwa stał się dowodem. Wzięty nieborak do więzienia, niewiedział jakim sposobem nóż znalazł się w jego kieszeni, lecz niewinny negował zawsze aby był zabójcą. Prawa angielskie torturę nakazywały, a tych męczarni gdy znieść nie mógł, przyznał się do zbrodni zadawanéj mu, któréj niepopełnił. Nie zostawało mu zatém jak podlegać téj karze, która na przypadek nieżyczliwości w prawach znajdowała się. Lecz wówczas lord angielski odkrył rzecz całą, oświadczył że sam konia lubo najupodobańszego, ofiarował dla dania oczéwistego przykładu, jak ból częściéj przyciska niewinnych do fałszywego przyznania się, niżeli winnych a czarnéj i zatwardziałéj duszy, do wyznawia prawiły. Z téj zaś ofiary to zyskał, że zaraz parlament prawem na cały kraj tortury skasował, a masztalerz nieborak prędko zapomniał bolów, gdy sowicie od pana nagrodzonym został.»
Powiastka ta uświęcona usty z których wyszła mogła się naówczas wydać bardzo zajmującą dworakom Stanisława Augusta, dziś dziwiémy się doprawdy, że ją król opowiedzieć mógł z wiarą, że takich środków użyć można było, do sprowadzenia kassaty tortury.
O pół do szóstéj wstali podróżni od stołu i król udał się do swoich pokojów. Plater pod jednym dachem umieszczony z ks. hisk. Naruszewiczem tak swój list kończy: «pewien tu jestem lepszego dokończenia mojéj korespondencii niż w Berdyczowie, gdzie wartownik ustawicznie krzyczał ażeby ostróżnie być z ogniem, lubo słomą palą po piecach i niemasz niebezpieczeństwa żadnego, bo nad kwadrans więcéj ogień się nieutrzymuje, a między domami osobnemi, w których biskup i ja staliśmy, przywiązany kot do słupa całą noc nam miauczał.»
Berdyczów jak widziémy nikomu nie przypadł do smaku.
Następne pismo z Chwastowa d. 20 Marca tak rozpoczyna dziennikarz nasz — «Jeżeli jak się spodziéwam czytać będzie ten mój diarjusz szwagier Brzostowski (którego z nadziei i życzenia, niech mi wolno będzie nazwać już cześnikiem litewskim) niech go to nie lęka, że około św. Józefa w Chwastowie znajduję się, niech moja siostra troskliwie i umiejętnie dzierżawiąc, bez bojaźni wszystko pracowicie spienięża, bo nie w Bracławskim lecz Ukraińskim Chwastowie przebywać będę noc następną, a kraju między jednym a drugim z tych Chwastowów na sto kilkadziesiąt mil znajduje się. Jeżeli zaś niewierzy niechaj ze mną przebiega wszystkie miejsca przez które król JM. podróż z Pawołoczy do Chwastowa odprawił. — »
Król wyjechawszy około ósméj z Pawołoczy, drogą suchą, nieco śniegiem przypruszoną, ściągnął we dwie godziny do Poczujek wioski p. Rylskiego, gdzie przez gospodarzy mile przyjęty, w czasie przeprzęgu koni wysiadł z karety. Znalazł zaś niespodzianie wśród stepów ukraińskich domek choć drewniany ale bardzo wygodny i mile umeblowany, a w nim jak powiada diarjusz, panów miejsca i domu ani przesadnych dworaków, ani téż dzikich domatorów. Dwaj rodzeni bracia Rylscy na wsi téj siedzący, byli synami p. Rylskiego, który za życia Mniszcha kasztel. Krakowskiego, starosty Białocerkiewskiego przez lat kilkanaście Białocerkwią zarządzał, a jako generalny gubernator z pensji 12,000 zł. przy życiu mało kosztowném tyle sobie uzbierał, iż po śmierci jego trzéj pozostali synowie podzieliwszy ojcowskie mienie po dobréj połowie wioski dwaj, a trzeci całą na Podolu otrzymali. Starszy Rylski miał za sobą sędziankę Paszkowskę, któréj ojciec lub dziad jak się domyśla Plater, z Litwy się przenieść musiał, rodzina to bowiem litewska.
«Ciężko bardzo w tym kraju bezleśnym oporządzać się w budowle, kiedy, pisze daléj, podług twierdzenia Rylskich, ten dom który N. Pana mieścił w sobie, niedawno wybudowany z drzewa przez lat siedém sprowadzanego, wystawiony został. Dla téj saméj przyczyny i opał nader tu jest kosztowny, a że potrzeba matką przemysłu, znalazłem tutaj z prawdziwą satysfakcją imitacją téj inwencij, któréj dotąd rozumiałem się być sam autorem, ogrzewania jednym ogniem dwóch izb; przez wprowadzenie kominowego ognia w piec drugiego pokoju. — »
O dziesiątéj podróżni ruszyli daléj, i o milę od Chwastowa przejechawszy okop na gościńcu rozkopany, lecz z obu stron jego bardzo długo się ciągnący, stanął w miasteczku tém, do biskupstwa Kijowskiego należącém, na godzinę piérwszą, w pięciu godzinach zrobiwszy mil pięć z Pawołoczy. W biskupim dworze przyjęli N. Pana KKs. kanonicy Kijowscy Pałucki archidjakon Czernihowski i officjał Kijowski, Stecki koadjutor archidiakona Kijowskiego, oraz Kandyd Ostrowski kanonik Kijowski i komissarz dóbr biskupich.
W czasie obiadu rozmowa zwróciła się na rzeź Humańską, i opowiadano królowi, że w izbach tego dworu w którym stał, i na dziedzińcach więcéj siedémset trupa w straszliwym tym rozruchu padło ofiarą... Późniéj ks. Pałucki mówił o znajdującym się pod Białopolem rodzaju kryształu w kolorach: żółtym, białym, ciemnym i czerwonym, którego próbę oszlifowaną w piérścieniu i sztukę drugą nieoczyszczoną w formie kryształu okazał. Ks. Ostrowski zaś z tego powodu opowiadał o znalezionym przed trzydziestą laty przy kopaniu na fundamenta zamku Zasławskiego przez księżnę marszałkowę Sanguszkowę, skielecie skamieniałym Sionia, którego grabarze nieostróżni dobywając na kawałki rozbili. Co gorzéj kości te późniéj lud na proch utarte, jako lekarstwo od diarij używał i tak ciekawe szczątki zniszczono.
Po obiedzie i kawie przybył do Chwastowa Potocki starościc Guzowski w nadziei znalezienia tu pomocnika w pracach handlowych ks. Ossowskiego, który się był na ten dzień z powrótem z Kijowa obiecał, a około godziny piątéj nadjechał niespodzianie kżę Potemkin feldmarszałek, namiestnik Tauryki i Ekaterynosławia, teraz po kupnie Smielańszczyzny za dwa miliony rubli, polski obywatel, który zjechał dla złożenia uszanowania królowi, wraz z hr. Stakelbergiem posłem rossyjskim przy dworze polskim, Branickim hetmanem w. koronnym i księciem de Nassau.
«Dla strudzonego przeciągłą, bo blizko cztéroniedzielną podróżą i nabytym katarem, owocem czasu i niewygód N. Pana, to zjawienie się niespodziane gości, pisze Plater, było równie miłém jak ucieszającém zdarzeniem, a że przybyli, obiadu nigdzie w drodze nie jedli, wyjechawszy rano z Kijowa, kazał N. Pan dać kawę nimby na siódmą dla nich wieczerza sporządzoną została. «Do wieczerzy, lubo sam król nie jadł jéj, raczył jednak siąść i gości przybyłych pił zdrowie, a dobroci pełen troskliwéj, aby nocleg mieli dla siebie tak wygodny, jakiego tylko postendować można w szczupłém miejscu, poszedł sam do oficyny dla przybyłych naznaczonéj i tam przyjął od nich dobranoc, nakazawszy aby się odprowadzaniem go nie trudzili. — »
Przed wieczerzą jeszcze N. Pan prezentował ks. Potemkinowi biskupa Naruszewicza którego świeżo wydana Tauryka, dla namiestnika tego kraju zajmującym czyniła; a ks. wstrzymał go u siebie z godzinę rozprawiając z nim o historij dawnych narodów Scytów, Słowian, Pieczyngów, Chazarów, Hunnów, Ugrów i innych którzy te kraje zasiedlali i przebiegali, jako téż o podobieństwach języków greckiego z łacińskim, tureckiego z arabskim i tym podobnych.
N. Pan z powodu gości, którzy nazajutrz dopiero po śniadaniu odjechać mieli, dzień cały w Chwastowie przepędzić postanowił.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.