Przejdź do zawartości

Podania i baśni ludu w Mazowszu (z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich)/O dwu dzieciątkach na wodę puszczonych. (Klechda Szląska.)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Roman Zmorski
Tytuł Podania i baśni ludu w Mazowszu
Podtytuł (z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich)
Data wyd. 1852
Druk Józef Jeżyński
Miejsce wyd. Wrocław
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron

O dwu dzieciątkach na wodę puszczonych.
(Klechda Szląska.)

Za dawnych czasów mieszkały w ubogiéj chałupie trzy młode i urodziwe, które jednego wieczora tak sobie gwarzyły:
Starsza mówiła: Jabym sobie tylko piekarza za męża życzyła, bo bardzo ciepłe podpłomyki lubię.
Średnia rzekła: A ja kucharza, bo rada smaczne poléweczki jadam.
Najmłodsza odezwała się wreście: Jabym tylko samego naszego Królewicza pragnęła, bo miałam takie widzenie, że gdybym mu syna powiła, to po każdém jego skąpaniu, zamiast wody, musiałoby się samo złoto wylewać; a gdybym mu córkę porodziła, toby na jéj licach przy każdym uśmiechu prawe róże zakwitały, a przy każdym jéj płaczu, nie łzy, ale prawe perły jak groch z jéj oczu musiałyby padać. Królewicz, który miał w zwyczaju często wieczorem do ubogich chatek zaglądać i podsłuchiwać, na co się skarzą, a czego pragną jego poddani, stał był właśnie tego wieczora pod okienkiem téj chatki, kiedy owe trzy siostry taką rozmowę między sobą wiodły: nazajutrz więc kazał je do siebie przywołać i zapytał najstarszéj: Powiedz mi, czegoś ty sobie wczoraj życzyła? Ona rzekła: Życzyłam sobie za męża piekarza z królewskiego zamku; a Królewicz jéj odpowiedział, że zadosyć się stanie jéj życzeniu. Kazał i drugiéj siostrze wyznać, czego pragnęła, a skoro ta powiedziała, że chciałaby za męża królewskiego kuchmistrza, przyzwolił i na to Królewicz. Potém zapytał najmłodszéj; ta bała się powiedzieć i długo się ociągała, aż ośmielona łaskawością i usilną namową królewicza, uklękła i szczerze wyznała swoje życzenie, a Królewicz podniósł ją i rzekł: więc będziesz mnie miała!
I odprawiły się trzy uroczyste wesela. Ale siostry starsze zazdrościły młodéj Królewiczowéj szczęścia, którego tak niespodzianie dostąpiła i potajemnie spiknęły się na jéj zgubę.
Zdarzyło się potém, że kiedy Królewicz w dalekie strony był wyjechał, Królewiczowa podczas niebytności jego porodziła syna. Siostry odebrały dziecię i puściły je w pudełku na wodę, która pod zamkowemi oknami płynęła, a matce podłożywszy szczenię, dały Królewiczowi wiadomość, jakoby małżonka jego zamiast dziecięcia, psa porodziła. — Gdy powrócił, nie okazywał przed żoną żadnego zmartwienia, tylko rzekł do niéj: Otóż widzisz, jakoś się przerzekła, zamiast syna i złota z kąpieli, powiłaś mi psa.
Stało się potém, że Królewiczowa znowu w czasie niebytności męża, który był z wojskiem wyciągnął, na wojnę powiła córeczkę. Siostry odebrały dziecię, i podłożyły jéj kociątko, a dziecię tak jak pierwsze, puściły w pudełku na wodę, i dały znowu znać Królewiczowi. Ten do żywego już zmartwiony, w pierwszym gniewie poséła natychmiast rozkaz do domu, żeby żonę jego żywo zamurowano. Rade temu rozkazowi siostry, zbrodniarki, zaraz téż spełnienia rozkazu dopilnowały. Ale nieszczęsnéj Królewiczowéj do zamurowanéj ciemnicy donosił aniół pokarmy i napój. Tak téż i nad jéj puszczonemi na wodę dziatkami wejrzała Opatrzność, że je pewien biedny rybak ułowił, i sam nie mając dzieci, za swoje przyjał. A ile razy po skąpaniu synka wodę z wanienki wylewał, to zamiast wody samo szczere złoto się sypało; a kiedy znowu córeczka płakała, to same perełki z jéj oczek padały; przez co ów rybak do bardzo wielkiego przyszedł majątku i wychowańcom swoim złoty domek wystawił.
Tam śniło się jednego razu tym dzieciom, że jest gdzieś nie daleko zdrój taki, co na sto łokci w górę wybija; także drzewo, co śpiewa, i ptaszek co gada. Nazajutrz więc odważył się chłopczyk, iść do puszczy i szukać tych trojga rzeczy. Ale drodze spotkał go siwy dziadek, i pytał, gdzie idzie; a gdy mu chłopczyna powiedział swój zamysł, dziadek go przestrzegł, żeby się miał na baczeniu, bo skoro wody z owego zdroju nabierze, pocznie za nim grzmieć i huczeć okrutnie; a gdyby się wtenczas obejrzał, toby się zaraz w kamień obrócił. Chłopczyk poszedł i nabrał wody, ale gdy łoskot sobą usłyszy, zląkł się i obejrzawszy się mimowolnie, zaraz się w kamień przemienił. Siostrzyczka tęskniąc za bratem, poszła go szukać i wzięła z sobą dzbanuszek do wody. Dziadek siwy, z którym się także spotkała, dał jéj tę samę co braciszkowi naukę, i radził jeszcze żeby sobie uszy zatkała, gdy będzie od zdroju odchodzić; i żeby potém tą wodą z dzbanuszka na tę i ową stronę kropiła. Dziewczynka téż wszystko tak uczyniwszy, jak jéj był dziadek powiedział, zobaczyła wnet obok siebie drzewo śpiewające, i ptaszek gadający nadleciał, i z przydrożnego kamienia zdrowy braciszek do niéj przystąpił. A tak przyszli społem do domu, i z nimi ptaszek przyleciał, i drzewo przywędrowało, i woda z dzbanuszka ustawicznie w górę wytryskała.
Tymczasem Król po utracie żony, będąc wielce smutnym i nie mogąc nigdzie znaleść pokoju, wyjechał do onéj puszczy na łowy, gdzie jego dziatki mieszkały. Chłopczyk ciekawy, usłyszawszy grające trąbki i psów szczekanie po lesie, przyłączył się do myśliwców królewskich i z prostego łuku w oczach samego Króla ubił szczęśliwie zająca, którego mu Król darował, i powiedział, żeby go sobie zaniósł do domu i że on sam tam na posiłek wstąpi. Skoro więc młodzieniaszek ze zającem do siostry powrócił, frasowali się oboje, czém Króla uraczą; aż ptaszek odezwał się do dziewczynki. Oto upiecz zająca przy gałązkach z owego drzewa, które przyszło za tobą, i uwarz klósek, a te przesyp twemi perłami i daj Królowi napić się wody z dzbanuszka, to i dosyć będzie.
Po chwili téż zajeżdża Król przed ów złoty domek, gdy się dziwi jego kosztownéj budowie, a miski obsypane perłami obaczy, wtedy ów ptaszek przemówił do niego: Czemu się dziwisz Królu? wszakci to są perły z łez córki twojéj, o których ci żona twoja naprzód przepowiedziała; a wszakci ten domek ulany ze złota, które po każdém skąpaniu syna twego, zamiast wody się lało. I Król wtedy ucałowawszy dopiero dzieci swoje, pytał ptaszka, ażali jeszcze i matka ich żyje? Na co gdy mu ptaszek powiedział, że ja dotąd aniół żywi i napawa, pospieszył Król z dziećmi czémprędzéj i kazał ów mur rozwalić, z którego téż zdrowa i czerstwa wyszła Królowa.
Od tego czasu wszyscy w długie i szczęśliwe lata żyli, oprócz owych dwóch siostr zbrodniarek, które Król kazał żelaznemi bronami na polu roztargać.



Powyższa klechda szląska jest tak wyraźném streszczeniem z Tysiąca Nocy wspomnianéj powieści o dwu zazdrośnych siostrach, że istotnie najwłaściwiéj podobno poczytać ją będzie za nabytek dość świéży z tamtego źródła[1]. — Tak więc, o ile wiedziéć mogę, podanie przeze mnie spisane ogranicza się na samém tylko Mazowszu, — gdzie jednak nie zbyt jest upowszechnioną. —



Co do saméj nazwy Sobotniéj Góry, ta jest rzadszą jeszcze niźli powieść cała; kiedy tę po kilkanaście słyszałem razy, tamta ledwie raz lub dwa przywiedziono. — Przez niejaki czas miałem nazwę tę za dowolną lub przypadkową, bez istotnego znaczenia; dzisiaj innego jestem mniemania. —
Przypadkowość i dowolność tam tylko w badaniu tradycyi przypuszczać się godzi, gdzie rozsądnie nie można dla niéj wskazać innéj podstawy. Ale nazwisko Sobótniéj Góry, Sobótki, od niepamiętnych czasów nosiła znakomita, w polskim niegdyś Szląsku, o kilka mil po za Wrocławiem położona góra, — dotąd Sobótka od Polaków, Zobtenberg od Niemców zwana. — Tradycya i kronikarskie wzmianki wspominają o niéj, jako o széroce czczonej niegdyś, — tak że od jéj posiadania cały Szląsk świętéj ziemi dostawał nazwanie. Jednoznaczność nazwiska jéj z nazwą głównego święta starosłowiańskiego: Sobótki, podaje téż przeważny wysokiego jéj uczczenia dowód. — W obec więc takowych danych mniéj krytyczném byłoby przypuszczenie dowolności, niżeli uznanie we wzmiance Sobotniéj Góry, w mazowieckiéj baśni, przetrwałego wieki odgłosu czci, nie gdyś szląskiéj Sobótce powszechnie oddawanéj. —






  1. Stosunki szląskie podobnego sposobu upowszechniania się baśni aż nadto dozwalają.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Roman Zmorski.