Podania i baśni ludu w Mazowszu (z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich)/Kilka słów wstępnych

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Roman Zmorski
Tytuł Podania i baśni ludu w Mazowszu
Podtytuł (z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich)
Data wyd. 1852
Druk Józef Jeżyński
Miejsce wyd. Wrocław
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
Kilka słów wstępnych.



Ubogi, zaniedbany, często zapoznany Lud nasz, obok ciemnoty i mnogich wad, dziejowych kolei nieodzownym skutkiem będących, przechowuje zarazem pod poziomą, gościnną strzechą swoją mnogie skarby, nieocenionéj wartości, których napróżnobyś gdzie indziéj szukał. — Istotę, rdzeń, krynicę samą tych skarbów stanowi ów: ogół zupełny, — ton — jego uczuć, pojęć, życia, który duchem Ludu nazywam, — tajemniczy w sobie i niepojęty, — dla nieożywionych nim, dla niewtajemniczonych, niewidzialny nawet, mnogiemi strumieńmi rozciekający, mnogiemi gałęźmi rozrastający się w bycie Ludu — w nich dopiéro się objawiający.
Dwiema znaczniejszemi odnogami tego niezmiernego morza, — gałeźmi olbrzymiego drzewa, są pieśni i powieści gminne. — W tych to powieściach i pieśniach, na pozór często uwagi niegodnych, szorstkich i grubych, tai się nie jedna myśl, nie jedna wiedza przeszłości, dla nas zagubiona, — jak pieniądz drogi w brudnéj ziemi ukryty; a jako z owéj monety rdza co chwila ściéra znaki, któremi na niéj myśl dawnych wieków wypisano, tak i pieśń i powieść stara cierpią co dnia od rdzy czasów, mienia się i zaciérają. — Wydrzéć je z pod tego zgubnego wpływu, obmieść ze rdzy i pleśni, myśl w nich zawartą odgadnąć i obrócić na korzyść powszechnego życia — trud ten dostał się dniom naszym, jako jedno z ważniejszych narodowych zadań.
Pojmujący takowe zadanie mężowie, dogadzając ogólnéj potrzebie, od lat już kilkunastu poczęli pracować około jéj zaspokojenia. Rzucono się z zapałem ku pieśniom gminnym, — oddano im należne uznanie i hołdy, — naśladowano i zbiérano je obficie. Dzięki zapałowi temu mamy dzisiaj zbiory ich liczne i bogate; a przejęcie się natchnieniem ludowych pieśni, zapatrzenie się na prostotę i piękność ich kształtów, pomnożyło piśmiennictwo nasze nie jednym świetnym, narodowym utworem, — wionęło w nie nowe życie, swobodę, uczucia, język i wyobrażenia przedtem nieznane. —
Lecz gdy tak około pieśni i pisarzy i czytelnictwa zbiegło się zajęcie, powieści gminne, jakby mniéj względu godne, prawie zupełnie zapomniane i nietknięte pozostały. — Kazimierz Władysław Wojcicki, — któremu piśmiennictwo nasze za nie jedno dzieło, zwłaszcza zaś za kierunek, jaki w niém rozwijać stale sie silił, wdzięczność winno, — uczynił tu krok piérwszy wydaniem dwu tomów swoich Klechd; śladem jego pojawiały się nastepnie, różnym czasem, rozrzucone po pismach czasowych pojedyncze artykuły i parę osobnych zbiorów. To wszystko wszelako, porównane z rozległością przedmiotu, jest tak niezmiernie mało, że prace około poznania ludowych podań bodaj za rozpoczęta już uważać sie godzi.
A przecież, pomino istotnéj i wielkiéj pieśni gminnych wartości, nigdy one, ceną swoją, korzyścią jakąby z ich najzupełniejszego zebrania odnieść się dało, nie dorównają podaniom, — tak te ostatnie celują nad piérwszemi: ogromem, rozmaitością, ważnością przedmiotów i wszechstronnością użytku.
Jako na odwiecznéj przydróżnéj mogile słowiańskiéj, gdzie każdy przechodzień ciska kamień wspomnienia, leżą na pierwotnych, tysiącletnich, co raz to późniejszych rodów ręką miecone bryły, — aż do głazu, który wczora wędrowny wieśniak dorzucił: podobnie w ogromném zsépowisku podań i baśni napotkasz, nagromadzoną bez liku i ładu, spuścizne kolejną wszystkich plemion i stuleci. Znajdziesz tu, żywe jeszcze, podania wiary, która prababą może była wierze pogańskiéj, jaką u nas chrystjanizm zastał i powalił, — któréj byt i epoka, jak sfinx tajemniczy, majaczeje nam z nocy tysiącleci.... za niemi, wielobóstwa słowiańskiego dziwaczne szczątki.... daléj, legendy i tradycye chrześcijańskie, już zmięszane i zrosłe ściśle z pojęciami rodzimemi narodu.... aż do wyległéj wczora, u komina wieczornego, gadki.
Wyjąwszy szczupłą liczbę przybłąkanych obcych powieści (które, przez to że się u nas przyjęły, także do badań nieobojętnym są wątkiem) wszystkie one niemal powiązane korzeniami swemi z myślą i sercem Ludu, stanowią, od najstarszych do najnowszych, jeden nieprzerwany łańcuch, — tchną jednym duchem, objaśniają się i uzupełniają wzajem, — mieszczą w sobie wykład i dopełnienie ciemnych szczegółów pieśni, obyczajów i w yobrażeń gminnych, — bardziéj niżeli co bądź wykazują i tłómaczą ducha Ludu, którego nauka ze wszech względów tak ważném jest zadaniem. Oprócz tego głównego celu, są one już dzisiaj niepoślednim materjałem w nauce starożytnictwa, dziejów, prawoznawstwa; poznanie zaś ich rozleglejsze nie zostałoby niewątpliwie bez użytku dla nie jednéj jeszcze umiejętności i nie raz może wydobyłoby z nich promień światła rozpraszający mrok długich poszukiwań.
Mówię to nie dla wsadzania przedmiotu mego na wysokie szczudła, nie w zaślepieniu — bezkrytycznego lubownictwa, lecz w rzetelném i głębokiém przekonaniu, — jakkolwiek wiem z góry, że wielom słowa moje napuszoną raczéj deklamacyą zdawać się będą. Boć wiem, że znajduje się wielu, nawet wysoko i wielostronnie wykształconych ludzi, którzy w naukowych badaniach radzi poważnie odwołują się do ksiąg podań hebrajskich i Wed, do Eddy i Zend-Awesty, a którzy ramionami wzruszają nad poważniejszém domowych podań traktowaniem. — Wina w tém po części szkolarskiego przesądu, przyznającego ważność tylko martwéj literze, tylko raz przyjętym danym; po części niedostatku prac przygotowawczych, zbiorów podań, w braku których dzisiaj, bez osobistego wśród Ludu poszukiwania, poznać ich wartości gruntowniéj nie podobna. — Nie wątpić, że w miarę jak zbiory materjałów rosnąć, im przeto większy obszar nieobejrzanéj niwy przystępnym dla ogółu stawać się będzie, nastąpi uznanie ważności przedmiotu, systematyczne jego zcalenie, a zatém pora ciągnięcia zeń możebnych korzyści.
Dla zwiększenia, czémkolwiek jestem w stanie, szczupłéj liczby zbiorów tego rodzaju, podaję w niniejszéj książce kilkanaście podań i baśni gminnych, z wyjątkiem kilku pomniejszych, z Mazowsza pochodzących, — bądź z czasów dzieciństwa zapamiętanych, bądź późniéj wśród Ludu zebranych, — które w téj chwili mam pod ręką w stósowném do ogłoszenia obrobieniu.
Położywszy na czele tego zbioru napis: Podania i Baśni, godzi mi się tu powiedzieć jak rozróżniam te dwa gminnéj powieści rodzaje.
Podział powyższy nie jest żadnym dowolnym wymysłem, lecz w saméj istocie rzeczy ma źródło; słowo gminne, jak ogółem brane stanowi jedną całość, tak znowu w szczegółach rozważane rozpada sie najwyraźniéj na te dwie wielkie części.
Podanie, jak to sama nazwa wskazuje, jest to spuścizna duchowa z przeszłości W przyszłość podana, dla przekazania bądź religijnych i moralnych wyobrażeń, bądź wypadków dziejowych lub szczególnych, w świetle w jakiém je Lud swego czasu widział i pojmował. Istotną więc cechą podania jest wyraźny w niém przedmiot albo cel pewny, ma się rozumiéć gdy cel ten lub przedmiot odpowiada powagą swą poważnemu temu nazwaniu. — Rdzeń ten tradycyjny, nie będac samowolnéj wyobraźni utworem, mnogie wieki przetrwać może nienaruszony od niéj i nieprzetworzony; rada ona wszakże na nim, jak na wątku, nawijać swoje różnobarwne przędziwa, — tak, że nieraz pierwiastkowe podanie ledwie da się rozeznać pod osnową oplecionych na niém baśni, a nawet stać się może całkiem nie do rozeznania wśród innych, luźnie wprowadzonych, szczegółów. W ostatnim razie oczywiście traci ono miejsce w rzędzie podań, a przechodzi w niezliczony szereg wyobrażeń i mniemań Ludu.
Baśń najwybitniéj od podania różni się brakiem głównéj tegóż cechy: wyraźnego celu i przedmiotu. — Treścią baśni pospolitą bywa cudowna plątanina wypadków i czynów, to nadprzyrodzonego, to znowu ludzkiego i zwierzęcego świata, — z czego sądząc zdają się one być saméj tylko fantazyi utworem, tak téż czesto wyłącznie uważane zostają. — Nie raz wszelako w téj dziwnéj i swawolnéj plątaninie mignie, jak błyskawica, pojęcie przeddziejowych jeszcze wieków; nie raz na osi takiego pojęcia obraca się cała rzecz bajki: co upoważnia do wniosku, że nie jedno może święte starożytności podanie, straciwszy za czasu wpływem pierwotną swą wage, niezrozumiałém nareście się stawszy, przetwarzane w coraz nowe powieści, stradało w końcu ze szczętem swą dawną postać i zeszło do rzędu baśni. Może nie jedna stara bohatérska pieśń, przechodząc przez niezliczone usta, zgubiwszy rytm swój i nutę, rozpłynęła się w powieść kądzielną; nie jednemu może dziejowemu wspomnieniu przyszło dzisiaj na ten koniec. — Ogólnie wszakże i najwłaściwiéj baśni uważać się dadzą jako utwory wyobraźni gminnéj, k woli zajęciu i uciesze umysłowéj, wysnute z wierzeń, wyobrażeń i podań Ludu, — których téż nieprzebraną prawdziwie są kopalnią. —
Oprócz dwóch powyższych jest jeszcze jeden, podrzędniejszy, rodzaj gminnego słowa, u Ludu gadką zwany. Są to opowiadania przykrótsze, dla braku powieściowego wątku baśnią, lub dla zbyt błahego przedmiotu podaniem zwać się nie zasługujące. Miano to także służy powieści sięgającéj zbył świéżych, choćby najpoważniejszych, zdarzeń, — dopóki czas nienada jéj uroczystego charakteru podania. (Do téj ostatniéj kategoryi należy szczegół o chrzcie udawanym na Lisich – górach w Ociążu. Z resztą w zbiorze naszym, prócz Koziéłka i Klątwy Ś. Wojciecha do gadek należą właściwiéj niektóre miejscowe podania warszawskie.)
Jakiéjkolwiek treści i początku być mogą podania i baśni, trwanie swoje zawdzięczaja one wierze Ludu w sprawy o których opowiadają. Gdyby tę wiarę postradały, któżby ich zechciał słuchać jeszcze? kto marne powtarzać wyrazy?... Słowiańskiemu naszemu Ludowi słowo jest świętością, któréj się płocho nadużywać strzeże; co u niego żyje na uściech, to niewątpliwie w głąb’ duszy sięga i przesiąka całą jego istotę. Tak się ma u niego i z powieśćmi. — Gdzie się one dotąd dochowały w czerstwéj sile, znakiem to niezawodnym że Lud im wierzy, — tam widzi on do dziś dnia w około siebie ich dziwy, — tam stanowią one istotną część bytu jego. — Skoro znowu gdzie podanie i baśń pocznie tracić wiare gminną, tam, w miarę jak niknie jéj urok, i one także rozsypują się i znikają: nie gromadzą już więcéj słuchaczy u zimowego ogniska, nie trzęsą więcéj ani rozczulają serc; — chwilę jeszcze, spłowiałe i znikczemniałe, walają się po śmiecisku wioski — aż wnet zginą, zapomniane ze szczętem.
W zgromadzaniu ich więc wielce na tém zależy, ażeby zbierać je w okolicach, w których Lud nie wyrzekł się żywéj dla nich wiary, gdzie przeto trwają w nienaruszonéj czystości i mocy. Za takie okolice powszechnie uchodzą: Tatrzańskie góry, z przyległym sobie krajem, wszystka Ruś, Litwa i Żmudź. Zdaniem mojém Mazowsze zasługuje nie mniéj na policzenie w tym rzędzie; gdy zaś dotąd, o ile mi wiadomo, nikt nie zwrócił uwagi na ważność jego w podaniowym względzie, chciałbym tu chociaż krótką dokonać tego wzmianką.
Lud Mazowsza może być że mniéj niźli mieszkańcy innych stron posiada podań miejscowych i dziejowych; lecz za to obfituje znakomicie w utwory na wierze i przesądach gminnych osnute, pomiędzy któremi nie rzadko dadzą się znaleść wyraźne pozostanki z przeddziejowych jeszcze wieków. Co do tych ostatnich, sądzę nawet że Mazowsze przenosi bogactwem wszelkie dawnéj Polski ziemie.
U Rusi, w ogóle, co pozostało z przedchrześcijańskich zabytków, albo przesiękło i z gruntu przetrawiło się chrześcijaństwa wpływem, albo wplotło się i wniknęło w późniejszych dziejów wspomnienia; ledwie — ledwie cóś niecóś w pierwiastkowéj dotrwało istocie. — U Tatrzańskich znowu i pookolicznych plemion odwieczne podania mniéj, jak się zdaje, uległszy przemianie, natomiast w porozrywanych, drobnych, a zgoła w jedność do spojenia trudnych przechowały się szczegółach[1]. — U Mazurów tymczasem ja sam napotykałem znaczną ilość całkowitych, dość obszernych, podań i baśni, których przedchrześcijańskie pochodzenie wątpliwości nie ulega, — a w których tyle wieków trwania zewnętrzną tylko stronę nadpsować zdołało, nienaruszając zgoła wewnętrznéj istoty.
Zjawisko takowe zawdzięcza Mazowsze zbiegowi rozlicznych okoliczności. Koleje dziejowe, które przechodziło, nie małą tu mają zasługę. —
Kraina ta, leśna, uboga, w głąb’ grubych bałwochwalców posiadłości wsuniona, wpływom zachodu zawarta, niezawodnie ostatnia ze wszystkich natenczas polskich prowincyj uległa władzy kościoła; a choć pod opieką panujących duchowieństwo katolickie objęło wreście w posiadanie liczne miasta i znaczniejsze osady, Lud nieulegle zachowywał w tajnikach puszcz swoich obrzędy i wiarę dawną. — Po zejściu Mieczysława Drugiego i ucieczce Ryxy tutaj wzięło początek powstanie starowierców, przeciw społeczeństwu nowemu i wierze, — ztąd czerpało główne siły; tu nareście, na czas jakiś, powstało pogańskie państwo Masława. — Z upadkiem tego zuchwałego wodza, kościół ostatecznie i zupełnie ogarnął wprawdzie władzę; jednakże, wojny prawie bezustanne, których kraj ten był widownią, — nieład i roztérki długowieczne, z rychłych podziałów władzy wynikłe, nie dozwolił panującym z tą żelazną wytrwałością i siłą, z jakiemi je w reszcie Polski tępiono, wykorzenić tu wszelkich słowiańskiéj przeszłości zabytków. Ciągłe nakoniec stosunki sąsiedzkie z Jaćwieżą, Prusakami, Litwą, — narodami w Europie najdłużéj przy pogaństwie obstającemi, — utrzymywały na Mazurach stare mniemania, obyczaje i podania w pełni życia; charakterowi zaś Ludu, wiernie i zacięcie trzymającemu się każdéj po ojcach spuścizny, stosunkom miejscowym, przyrodzie tutejszéj krainy[2], oddaleniu od wpływów Niemiec, najsilniéj żywioły słowiańskie trawiących, zawdzięczamy zachowanie ich po dziś dzień.
Kamieniem zwykłym obrażenia w zbiorach tego rodzaju co niniejszy, jest redakcya. — Obrabianiem, okrzesywaniem i dopełnianiem gminnéj powieści podług własnych pojęć spisującego, odbiéra sie zbiorowi wierzytelność; ze spisania znowu saméj suchéj treści, lub niewolniczego stenografowania słów pierwszego lepszego wiejskiego opowiadacza, powstaje książka zbyt jałowa dla czytelnictwa, która zatém na upowszechnienie przedmiotu korzystnie wpłynąć nie może. — Zdaje się że obu tych szkopułow uniknąć można, zachowując w pisaniu tryb opowiadaczy gminnych; i tym téż trybem poszedłem.
Z najsumienniejszą zatém wiernością starałem się wszędzie zachować wszystko, cokolwiek istotną treść powieści stanowiło, nieopuszczając żadnego szczegółu dozwalającego się domyślać jakiegoś znaczenia, wybitniejszego lub barwniejszego, — powtarzając wszelkie jaskrawsze lub właściwością uderzające wyrażenie, aż do pojedynczego nawet słowa. Ale téż za to, czując się żywą Ludu mego częścią, zachowałem sobie zupełną swobodę w szczegółach ubocznych lub obojętnych, które każdy opowiadacz gminny, podług możności wyobraźni a zakresu swych pojęć, odmienia lub stwarza. Z wolności téj korzystając wprowadziłem do niektórych powieści akcessorja i koloryt właściwszy czasom, do których prawdopodobnie rzecz bajki odnieść by się dała. Czyniłem to jednak bardzo oględnie, ażeby całości nie pozbawić charakteru gminnego; i mam téż powód ufać żem podobnego usterku uniknął. Żywcem bowiem tak jak je tu podaję, powtarzałem te powieści po wiele kroć i w różnych stronach wiejskim słuchaczom, — a przecież wszędy rozumiany i jako bajarz lubiony byłem. —
W jednym tylko względzie piśmienne opowiadanie moje, co sam widzę, odstąpiło od ustnego, — to jest w stylu. W części jest w tém niezawodnie moja wina, że wziąwszy pióro do ręku niemogłem przezwyciężyć nałogu książkowego języka; z drugiéj strony mniemam jednak, że pisać tak jak się mówi podobne rzeczy byłby niezmiernie niewdzięczny sposób. Ta jednostajna prostota stylu i składni, w żywéj mowie urozmaicana i artykułowana wyrazem głosu, twarzy i gestów, przeniesiona w martwém piśmie stałaby się nieznośnie nudną, aniby zdołała wywrzéć wrażenia jakie mogła sprawić w ustném opowiadaniu; nie ma się więc co za nią uganiać, — o ile sama nie przyjdzie.
Wyrażenia żywcem z ust opowiadaczy gminnych, lub z pieśni ludowych wzięte, są w texcie podkréślone. —







  1. Winienem tu wszakże dodać, że Rusi maleńką tylko cząstkę, Tatrzańskich zaś stron wcale sam nie znając, sąd mój niniejszy opiéram li na ogłoszonych dotąd poszukiwaniach i prywatnych objaśnieniach znających je osób.
  2. Jakkolwiek Mazowsze nieposiada już dziś onych nieprzejrzanych puszcz, w których tur, łoś, bóbr mieli bezpieczne siedliska, jest to jednak kraina dotąd wielce lesista i prawie w każdéj okolicy widnokrąg zamyka się ciemnym wieńcem borów. Ta fizjonomia leśna nie jest bez wpływu na zachowanie się u Ludu starożytnych wierzeń i podań. Ów ciemny krąg lasów jest dla wyobraźni prawdziwym kręgiem czarodziejskim, po za którym opowiadacze i słuchacze mieszczą cały świat podaniowych dziwów; tam to stoją jeszcze zaklęte zamczyska, chaty złych jędz i rozbójników, mieszkają straszne leśniki i przypołudnice, dobrzy królowie i wieszczki.. Nieruchomość naszego wieśniaka, który często o kilka mil od swojéj wsi przez życie całe się nieoddali, sprzyja temu łudzeniu wyobraźni.&nbps;— Że to łudzenie nie jest obojętne, przekonałem się sam na sobie. Ileż to razy siedząc wieczorem przed chatą wieśniaczą, z oczyma wlepionemi w oddalone czarne ściany borów, słuchając opowiadania staréj bajarki, zapominałem wraz z drugimi słuchaczami, że po za lasami temi ciągną się bite drogi i dymią miasta fabryczne, i pewnie tak dobrze jak oni wierzyłem na chwilę że w tych to lasach, przede mną mierzchnących, straszliwy zbójca pokutował pod jabłonką z pałki swéj wyrosłą, a Waligóra z Wyrwidębem wiedli pustelnicze życie swoje!.. Takie to chwile najlepiéj nauczyły mnie pojmować ducha podań gminnych i ich u Ludu znaczenie. —





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Roman Zmorski.