Kiedyż mi kiedyż mieć uszczęśliwienie? Nadzieją pierś mi coraz żądniej płonie, A ja strapiony próżno sięgam po nie, Gdyż niemal z rąk już pierzcha mi szalenie.
Prędzej śnieg w czarność i w gorąco zmienię, Na górach prędzej morskie rykną tonie, I prędzej słońce zajdzie w owej stronie Zkąd Eufrat z Tygrem rwiste grzmią strumienie —
Niżeli spokój znajdę, i niżeli Miłość i Laura zmienią obyczaje, Gdyż się we dwoje zgubić mię spiknęli,
Tak choć niekiedy ulga mi się staje, Gorzką w słodyczy swojej jest jałmużną, A innej łaski czekać ztamtąd próżno. —