Jej tchnienie święte w spokój mój zdrętwiały Tak błogo wieje, że aż śmiałość biorę Dać głos tym myślom, co złą dolą chore Za dni jej życia nieme być musiały:
— Zginąłem przez was, oczy pełne chwały! Odkąd mi blaskiem waszym pierś rozgore — Boście zmieniły każdą dni mych porę W miłosne nędze i nadziei szały!... —
To słysząc ona milczy pełna skruchy, W oczy mi patrząc. W tem, wśród ciszy głuchej, Z jej wzdętej piersi rzewne słyszę łkania.