Jak to jest dziwnie! Sam się teraz godzę Z tem, co mi wprzódy było rzeczą wstrętną — Gdyż z mąk wykwita Odkupienia piętno, I spokój wieczny trwa po krótkiej trwodze!
Nadziejo! Żądzo! dwa ułudne wodze Tych, którym w piersiach Miłość wzburza tętno — O! czyliż była źle mi czynić chętną Ta, co dla Nieba mię odbiegła srodze?
Własna to ślepa miłość i myśl głucha W obłęd mię wiodły tak, żem szedł przebojem Na śmierć, pociechy mając w niej jedyne!
Więc raczej święć się Ty, coś mego ducha Indziej zwróciła, mnie, w szaleństwie mojem W czas poskramiając — przez co już nie zginę! —