Płakałem — teraz śpiewam, chcąc zdaleka Wywabić słońce moje z po za chmury, Z jego litością godną czci, od której Przeczysta Miłość ocalenia czeka.
Gdyż taka z moich łez urosła rzeka, Iż stał się niby potop z nich ponury. Przezeń zaś chyba ptaka mógłbyś pióry, Przejść, nie zaś żaglem, jak jest w mocy człeka.
Więc tylko myślą w szparki lot gdy pędzę, Ona, by w końcu wspomódz moją nędzę, Na ustach mając uśmiech miłościwy,
Nie laur lub palmę, ale mi oliwy Rószczkę przesyła, i odemnie wraże Ohmury odgania, i żyć dłużej każe. —