Strona:PL Felicyana przekład Pieśni Petrarki.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Cierp! żyj płomieńmi! konaj nieskończenie!
Nad stan ten droższej doli nikt nie spotka —
Tak to jest gorycz życia mego słodka!—



Sonet 194.


W pierwowzorze mocno dziwaczny.


Płakałem — teraz śpiewam, chcąc zdaleka
Wywabić słońce moje z po za chmury,
Z jego litością godną czci, od której
Przeczysta Miłość ocalenia czeka.
Gdyż taka z moich łez urosła rzeka,
Iż stał się niby potop z nich ponury.
Przezeń zaś chyba ptaka mógłbyś pióry,
Przejść, nie zaś żaglem, jak jest w mocy człeka.
Więc tylko myślą w szparki lot gdy pędzę,
Ona, by w końcu wspomódz moją nędzę,
Na ustach mając uśmiech miłościwy,
Nie laur lub palmę, ale mi oliwy
Rószczkę przesyła, i odemnie wraże
Ohmury odgania, i żyć dłużej każe. —



Sonet 195.


Żali się w nim na cierpienie, którem chwilowo dotknięte zostały oczy Laury.

Zadowolony żyjąc z mojej doli,
Drugim zazdrością losu łask nie mącę —
Bobym nie oddał za ich szczęść tysiące
Cierpienia tego, co mię błogo boli.
Cóż gdy te śliczne oczy, którym gwoli
Z rozkoszą znoszę męki dojmujące,
Mgłami zachodzą, w których moje słońce
Mierzchnie topniejąc! — O! czyż los pozwoli,
Byś ty przyrodo, jak macocha sroga,
Moc taką miała i złej żądzy tyle,
By chcieć zniweczyć, co jest dziełem Boga?
Wprawdzie Niebiańska moc jest w każdej sile —
Lecz jakżeś zdarzyć mógł Przedwieczny Panie:
By kto Twe drogie dary psuć był w stanie? —