Panna Maliczewska (Zapolska, 1912)/Akt II/Scena VII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Gabriela Zapolska
Tytuł Panna Maliczewska
Podtytuł Sztuka w 3 aktach
Wydawca Tow. Akc. S. Orgelbranda S-ów
Data wyd. 1912
Druk Tow. Akc. S. Orgelbranda S-ów
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Akt II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
SCENA VII.
BOGUCKI — STEFKA.
BOGUCKI.

Panna Maliczewska?

STEFKA (z wdziękiem).

To ja!

BOGUCKI (ogląda się).

Miał tu być...

STEFKA.

Nasz wspólny przyjaciel. Ale poszedł trochę się przeluftować. Niech się pan rozbierze i zaczeka.

BOGUCKI.

Widzę że Pani uprzedzona o mej wizycie.

STEFKA.

A trąbi mi o Panu jak o Archaniele.

BOGUCKI (rozbierając się z palta).

Pani daruje...

STEFKA.
To Pan daruje że niema przedpokoju.
BOGUCKI (przedstawia się zupełnie correct).

Jestem Bogucki.

STEFKA.

Niech pan siada! o! nie tu!... nie tu!...

BOGUCKI.

Czemu?

STEFKA.

Bo to wszystko połamane. O, to się jeszcze trzyma...

(Bogucki siada na szeslągu — Stefka stoi koło stołu)

Ja pana skądciś znam.

BOGUCKI.

Może ze sceny. Ja często bywam w teatrze.

STEFKA.

W pierwszym rzędzie.

BOGUCKI.

Naturalnie.

STEFKA.

A! a! czekaj pan... teraz już wiem! To pan z Milowiczówną...

BOGUCKI (śmiejąc się).

Może ja!

STEFKA (leci do niego i wskakuje na szesląg).

Ach tak! tak! pan po nią przychodził i czekał od strony damskiej garderoby.

BOGUCKI.
Dawne czasy!
STEFKA.

Trzy lata temu... Ja byłam wtedy jeszcze szkrab w balecie...

BOGUCKI.

Nie przypominam sobie.

STEFKA.

Bo nie było co...

BOGUCKI (wstaje — idzie do wieszadła — podając jej kwiaty).

Pani pozwoli trochę kwiatów...

STEFKA (olśniona i ucieszona).

Dziękuję... postawię na widoku aby go kłuły w oczy.

(biegnie do niży, bierze dzbanek z wodą, stawia na stole).
BOGUCKI (za nią idzie).

Czemu?

STEFKA.

Bo on mi nigdy kwiatka nie przyniesie.

BOGUCKI.

Co pani mówi!

STEFKA.

O! o! pan go nie zna!... Ale dzięki Bogu, że to pan ten przyjaciel.

BOGUCKI.

Dlaczego?

STEFKA.

Bo Pan jest do Boga i do ludzi. Ja się bałam, że to będzie znów jaki godny karawaniarz — jak on...

BOGUCKI.

To on taki nudny?

STEFKA.

Panie! to mało nudny! To jest całe szczęście że ja mam taki anielski charakter i mogę z nim wytrzymać.

BOGUCKI.

A to... niech go Pani porzuci.

STEFKA.

Właśnie. E! mówmy o czemś weselszem.

(bierze go pod rękę)

Ta Milowiczówna to pana porządnie oszukiwała.

BOGUCKI (śmiejąc się — idą do szeslągu).

Co pani mówi?

(siadają).
STEFKA (zanosząc się ze śmiechu).

Jak Bozię kocham, raz pamiętam, deszcz padał... to było po operetce... Pan miał czekać od strony naszej garderoby, a ona wyszła męzką stroną. A pan czekał, a deszcz lał. Myśmy patrzyły przez okna i zaśmiewały się! taka była heca!...

BOGUCKI.
To nieładnie ze strony Milowiczówny.
STEFKA.

Dlaczego, jak Pana miała wyżej uszów.

BOGUCKI.

A ja byłem jej wierny.

STEFKA.

Właśnie... pan na to wygląda...

BOGUCKI (łasząc się do niej).

Niech się pani przekona...

(zgrzyt klucza w zamku).



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Gabriela Zapolska.