Pan Tadeusz (wyd. 1921)/Księga dwunasta: Kochajmy się

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Adam Mickiewicz
Tytuł Pan Tadeusz
Podtytuł czyli ostatni zajazd na Litwie
Redaktor Józef Kallenbach
Jan Łoś
Wydawca Zakład Narodowy imienia Ossolińskich
Data wyd. 1921
Druk Drukarnia Zakładu Narodowego imienia Ossolińskich
Miejsce wyd. Lwów, Warszawa, Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
KSIĘGA DWUNASTA.
KOCHAJMY SIĘ.

TREŚĆ.
Ostatnia uczta staropolska. — Arcy-serwis.[1] — Objaśnienie jego figur. — Jego ruchy. — Dąbrowski udarowany. — Jeszcze o Scyzoryku. — Kniaziewicz udarowany. — Pierwszy akt urzędowy Tadeusza przy objęciu dziedzictwa. — Uwagi Gerwazego. — Koncert nad koncertami. — Polonez. — Kochajmy się.


Nakoniec z trzaskiem sali drzwi nawściąż[2] otwarto.
Wchodzi pan Wojski w czapce i z głową zadartą,
Nie wita się i miejsca za stołem nie bierze,
Bo Wojski występuje w nowym charakterze,
       5 Marszałka dworu. Laskę ma na znak urzędu,
I tą laską zkolei, jako mistrz obrzędu,
Wskazuje wszystkim miejsca i gości usadza.
Naprzód, jako najpierwsza województwa władza,
Podkomorzy-Marszałek wziął miejsce zaszczytne,
       10 Ze słoniowym poręczem krzesło aksamitne;
Obok na prawej stronie jenerał Dąbrowski,
Na lewej siadł Kniaziewicz, Pac i Małachowski,
Śród nich Podkomorzyna, dalej inne panie,
Oficerowie, pany, szlachta i ziemianie,
       15 Mężczyźni i kobiety, naprzemian po parze,
Usiadają porządkiem, gdzie Wojski ukaże.


Pan Sędzia, skłoniwszy się, opuścił biesiadę.
On na dziedzińcu włościan traktował gromadę;
Zebrawszy ich za stołem na dwa staje długim,[3]
       20 Sam siadł na jednym końcu, a pleban na drugim.
Tadeusz i Zofija do stołu nie siedli,
Zajęci częstowaniem włościan, chodząc jedli.
Starożytny był zwyczaj, iż dziedzice nowi
Na pierwszej uczcie sami służyli ludowi.

       25 Tymczasem goście, potraw czekający w sali,
Z zadziwieniem na wielki serwis poglądali,
Którego równie drogi kruszec jak robota.
Jest podanie, że książę Radziwiłł-Sierota[4]
Kazał ten sprzęt na urząd[5] w Wenecyi zrobić
       30 I wedle własnych planów po polsku ozdobić.
Serwis, potem zabrany czasu wojny szwedzkiej,
Przeszedł, nie wiedzieć jaką drogą, w dom szlachecki;
Dziś ze skarbca dobyty, zajął środek stoła
Ogromnym kręgiem nakształt karetnego koła.

       35 Serwis ten był nalany ode dna po brzegi
Piankami i cukrami białemi, jak śniegi:
Udawał przewybornie krajobraz zimowy.
W środku czerniał ogromny bór konfiturowy,
Stronami domy, niby wioski i zaścianki,

       40 Okryte, zamiast śronu, cukrowemi pianki.
Na krawędziach naczynia stoją dla ozdoby
Niewielkie z porcelany wydęte osoby
W polskich strojach; jakoby aktory na scenie,
Zdawały się przedstawiać jakoweś zdarzenie;
       45 Gest[6] ich sztucznie wydany, farby osobliwe,
Tylko głosu im braknie, zresztą gdyby żywe.

Cóż przedstawiają? goście pytali ciekawi.
Zaczem Wojski podnosi laskę i tak prawi
(Tymczasem podawano wódkę przed jedzeniem):
       50 „Za mych Wielce Mościwych Panów pozwoleniem,
Te persony[7], których tu widzicie bezliku,
Przedstawiają polskiego historją sejmiku:
Narady, wotowanie[8], triumfy i waśnie;
Sam tę scenę odgadłem i Państwu objaśnię.

       55 „Oto na prawo widać liczne szlachty grono:
Pewnie ich przed sejmikiem na ucztę sproszono.
Czeka nakryty stolik; nikt gości nie sadza,
Stoją kupkami, każda kupka się naradza.
Patrzcie, iż w każdej kupce stoi w środku człowiek,
       60 Z którego ust otwartych, z podniesionych powiek,
Rąk niespokojnych widać — mówca, coś tłumaczy,
I palcem eksplikuje[9] i na dłoni znaczy.
Ci mówcy zalecają swoich kandydatów
Z różnym skutkiem, jak widać z miny szlachty bratów.


       65 „Wprawdzie tam, w drugiej kupie szlachta pilnie słucha,
Ten ręce za pas zatknął i przyłożył ucha,
Ów dłoń przy uchu trzyma i milczkiem wąs kręci,
Zapewne słowa zbiera i niże[10] w pamięci.
Cieszy się mówca, widząc, że są nawróceni,
       70 Gładzi kieszeń, bo kreski ich już ma w kieszeni.

„Lecz za to w trzeciem gronie dzieje się inaczéj:
Tu mówca musi łowić za pasy słuchaczy.
Patrzcie! wyrywają się i cofają uszy;
Patrzcie, jako ten słuchacz od gniewu się puszy![11]
       75 Wzniósł ręce, grozi mówcy, usta mu zatyka;
Pewnie słyszał pochwały swego przeciwnika.
Ten drugi, pochyliwszy czoło nakształt byka,
Powiedziałbyś, że mówcę pochwyci na rogi;
Ci biorą się do szabel, tamci poszli w nogi.

       80 „Jeden między kupkami szlachcic cichy stoi,
Widać, że człek bezstronny, waha się i boi.
Za kim dać kreskę? nie wie, i sam z sobą w walce,
Pyta losu, wzniósł ręce, wytknął wielkie palce,
Zmrużył oczy, paznogciem do paznogcia mierzy;
       85 Widać, że kreskę swoję kabale[12] powierzy.
Jeśli palce trafią się, da afirmatywę,[13]
A jeżeli się chybią, rzuci negatywę.[14]

„Na lewej druga scena: refektarz klasztoru
Obrócony na salę szlacheckiego zboru.[15]

       90 Starsi rzędem na ławach siedzą, młodsi stają
I ciekawi przez głowy w środek zaglądają;
W środku marszałek stoi, wazon w ręku trzyma,
Liczy gałki, szlachta je pożera oczyma.
Właśnie wytrząsł ostatnią; woźni ręce wznoszą
       95 I imię obranego urzędnika głoszą.

„Jeden szlachcic na zgodę powszechną nie zważa.
Patrz, wytknął głowę oknem z kuchni refektarza,
Patrz, jak oczy wytrzeszczył, jak pogląda śmiało,
Usta otworzył, jakby chciał zjeść izbę całą;
       100 Łatwo zgadnąć, że szlachcic ten zawołał: „Veto!“[16]
Patrzcie, jak za tą nagłą do kłótni podnietą
Tłoczy się do drzwi ciżba, pewnie idą w kuchnię;[17]
Dostali szable, pewnie krwawy bój wybuchnie.

„Lecz tam na korytarzu Państwo uważacie
       105 Tego starego księdza, co idzie w ornacie, —
To przeor; Sanctissimum z ołtarza wynosi,
A chłopiec w komży dzwoni i na ustęp prosi.
Szlachta wnet szable chowa, żegna się i klęka,
A ksiądz tam się obraca, gdzie jeszcze broń szczęka;
       110 Skoro przyjdzie, wnet wszystkich uciszy i zgodzi.

„Ach! wy nie pamiętacie tego Państwo młodzi!
Jak wśród naszej burzliwej szlachty samowładnej,
Zbrojnej, nie trzeba było policyi żadnej.
Dopóki wiara kwitła, szanowano prawa,
       115 Była wolność z porządkiem i z dostatkiem sława!
W innych krajach, jak słyszę, trzyma urząd drabów,
Policyjantów różnych, żandarmów, konstabów;[18]

Ale jeśli miecz tylko bezpieczeństwa strzeże,
Żeby w tych krajach była wolność — nie uwierzę“.

       120 Wtem, dzwoniąc w tabakierę, rzekł pan Podkomorzy:
„Panie Wojski, niech Wasze na potem odłoży
Te historyje. Prawda, że sejmik ciekawy,
Ale my głodni, każ Wać przynosić potrawy“.

Na to Wojski, skłaniając aż do ziemi laskę:
       125 „Jaśnie Wielmożny Panie, zróbże mi tę łaskę,
Zaraz dokończę scenę ostatnią sejmików.
Oto nowy marszałek na ręku stronników
Wyniesion z refektarza. Patrz, jak szlachta braty
Rzucają czapki, usta otwarli — wiwaty!
       130 A tam po drugiej stronie pan przekreskowany[19]
Sam jeden, czapkę wcisnął na łeb zadumany,
Żona przed domem czeka: zgadła, co się dzieje,
Biedna! oto na ręku pokojowej mdleje.
Biedna! Jaśnie Wielmożnej tytuł przybrać miała,
       135 A znów tylko Wielmożną na lat trzy została!“

Tu Wojski skończył opis, i laską znak daje.
I wnet zaczęli wchodzić parami lokaje
Roznoszący potrawy: barszcz, królewskim zwany,
I rosół staropolski sztucznie gotowany,
       140 Do którego pan Wojski z dziwnemi sekrety
Wrzucił kilka perełek i sztukę monety
(Taki rosół krew czyści i pokrzepia zdrowie).
Dalej inne potrawy, a któż je wypowie!
Kto zrozumie nieznane już za naszych czasów

       145 Te półmiski kontuzów, arkasów, blemasów,[20]
Z ingredyjencyjami pomuchl, figatelów,[21]
Cybetów, piżm, dragantów, pinelów, brunelów;[22]
Owe ryby: łososie suche, dunajeckie,
Wyżyny, kawijary weneckie, tureckie,[23]
       150 Szczuki główne i szczuki podgłówne, łokietne,[24]
Flądry i karpie ćwiki i karpie szlachetne![25]
Wkońcu sekret kucharski: ryba nie krojona,
U głowy przysmażona, we środku pieczona,
A mająca potrawkę z sosem u ogona.

       155 Goście ani pytali nazwiska potrawy,
Ani ich zastanowił ów sekret ciekawy,
Wszystko prędko z żołnierskim jedli apetytem,
Kieliszki napełniając węgrzynem obfitym.

Ale tymczasem wielki serwis barwę zmienił,[26]
       160 I odarty ze śniegu już się zazielenił,

Bo lekka, ciepłem letniem powoli rozgrzana
Roztopiła się lodu cukrowego piana,
I dno odkryła, dotąd zatajone oku;
Więc krajobraz przedstawił nową porę roku,
       165 Zabłysnąwszy zieloną, różnofarbną wiosną.
Wychodzą różne zboża, jak na drożdżach rosną,
Pszenicy szafranowej buja kłos złocisty,
Żyto ubrane w srebra malarskiego listy,
I gryka wyrabiana sztucznie z czokolady,
       170 I kwitnące gruszkami i jabłkami sady.

Ledwie mają czas goście darów lata użyć,
Darmo proszą Wojskiego, żeby je przedłużyć,
Już serwis jak planeta koniecznym obrotem
Zmienia porę, już zboża malowane złotem,
       175 Nabrawszy ciepła w izbie, powoli topnieją;
Już trawy pożółkniały, liścia czerwienieją,
Sypią się, rzekłbyś, iż wiatr jesienny powiewa;
Nakoniec owe chwilę przedtem strojne drzewa,
Teraz, jakby odarte od wichrów i śronu,
       180 Stoją nagie: były to laski cynamonu,
Lub udające sosnę gałązki wawrzynu,
Odziane zamiast kolców ziarenkami kminu.

Goście pijący wino, zaczęli gałązki,
Pnie i korzenie zrywać i gryźć dla zakąski.
       185 Wojski obchodził serwis i, pełen radości,
Triumfujące oczy obracał na gości.

Henryk Dąbrowski udał wielkie zadziwienie
I rzekł: „Mój Panie Wojski, czy to chińskie cienie?[27]

Czy to Pinety Panu dał w służbę swe bisy?[28]
       190 Czy dotąd u was w Litwie są takie serwisy
I wszyscy takim starym ucztują zwyczajem?
Powiedz mi, bo ja życie strawiłem za krajem“.

Wojski rzekł kłaniając się: „Nie, Jaśnie Wielmożny,
Jenerale, nie jest to żaden kunszt bezbożny!
       195 Jest to pamiątka tylko owych biesiad sławnych,
Które dawano w domach panów starodawnych,
Gdy Polska używała szczęścia i potęgi!
Com zrobił, tom wyczytał z tej tu oto księgi.
Pytasz, czy wszędzie w Litwie ten się zwyczaj chowa?
       200 Niestety! już i do nas włazi moda nowa.
Niejeden panicz krzyczy, że nie cierpi zbytków;
Je jak żyd, skąpi gościom potraw i napitków,
Węgrzyna pożałuje, a pije szatańskie
Fałszywe wino modne, moskiewskie szampańskie;
       205 Potem w wieczór na karty tyle złota straci,
Że za nie dałbyś ucztę na stu szlachty braci.
Nawet (bo co na sercu mam, dziś powiem szczerze,
Niech tego Podkomorzy za złe mi nie bierze),
Kiedym ten serwis cudny ze skarbca dobywał,
       210 To nawet Podkomorzy, i on mnie przedrwiwał!
Mówiąc, że to machina żmudna[29], staroświecka,
Że to ma pozór niby zabawki dla dziecka,
Nieprzyzwoitej dla tak znakomitych ludzi!
Sędzio! i Sędzia mówił, że to gości znudzi!
       215 A przecież, ile wnoszę z Panów zadziwienia,
Widzę, iż ten kunszt piękny godzien był widzenia!
Nie wiem, czy się podobna okazyja zdarzy

Częstować w Soplicowie takich dygnitarzy.
Widzę, że Pan Jenerał na biesiadach zna się,
       220 Niechaj przyjmie tę książkę, ona Panu zda się,
Gdy będziesz dla monarchów zagranicznych grona
Dawał ucztę, ba, nawet dla Napoleona.
Ale pozwól, nim księgę tę Panu poświęcę,
Niech powiem, jakim trafem wpadła w moje ręce“.

       225 Wtem szmer powstał za drzwiami; razem głosów wiele
Zawołało: „Niech żyje Kurek na kościele!“
Ciżba tłoczy się w salę, a Maciej na czele.
Sędzia gościa za rękę do stołu prowadził,
I wysoko pomiędzy wodzami posadził,
       230 Mówiąc: „Panie Macieju, niedobry sąsiedzie,
Przyjeżdżasz bardzo późno, prawie po obiedzie“.
„Jem wcześnie — rzekł Dobrzyński — ja tu nie dla jadła
Przybyłem, tylko że mnie ciekawość napadła
Obejrzeć zbliska naszą armję narodową.
       235 Wieleby gadać — jest to ani to, ni owo!
Szlachta mnie obaczyła i gwałtem tu wiedzie,
A Waszeć za stół sadzasz — dziękuję, sąsiedzie“.
To wyrzekłszy, przewrócił talerz dnem do góry,
Na znak, że jeść nie będzie, i milczał ponury.

       240 „Panie Dobrzyński — rzekł mu jenerał Dąbrowski —
Tyż to jesteś ów sławny rębacz Kościuszkowski,
Ów Maciej, zwany Rózga! Znam ciebie ze sławy.
I proszę, takiś dotąd czerstwy, taki żwawy!
Ileż to lat minęło! Patrz, jam się postarzał,
       245 Patrz, i Kniaziewiczowi już się włos poszarzał,
A ty jeszcze z młodszymi mógłbyś pójść w zapasy,
I Rózga twoja kwitnie pono jak przed czasy;

Słyszałem, żeś niedawno Moskałów oćwiczył.
Lecz gdzie są bracia twoi? Niezmierniebym życzył
       250 Widzieć te Scyzoryki i te wasze Brzytwy,
Ostatnie egzemplarze[30] starodawnej Litwy“.

„Jenerale — rzekł Sędzia — po owem zwycięstwie
Prawie wszyscy Dobrzyńscy schronili się w Księstwie;
Zapewne do którego weszli legijonu!“.
       255 „W istocie — odpowiedział młody szef szwadronu —
Mam w drugiej kompanii wąsate straszydło,
Wachmistrza Dobrzyńskiego, co się zwie Kropidło,
A Mazury zowią go litewskim niedźwiedziem.
Jeśli Jenerał każe, to go tu przywiedziem“.
       260 „Jest — rzekł porucznik — kilku innych rodem z Litwy,
Jeden żołnierz znajomy pod imieniem Brzytwy,
I drugi, co z tromblonem jeździ na flankiery;[31]
Są także w pułku strzelców dwa grenadyjery
Dobrzyńscy“.

„Ale, ale, o ich naczelniku
       265 — Rzekł Jenerał — chcę wiedzieć o tym Scyzoryku,
O którym mnie pan Wojski tyle prawił cudów,
Jakby o jednym z owych dawnych wielkoludów“.
„Scyzoryk — rzecze Wojski — choć nie egzulował,[32]

Ale, bojąc się śledztwa, przed Moskwą się schował;
       270 Całą zimę nieborak tułał się po lasach,
Teraz dopiero wyszedł. W tych wojennych czasach
Mógłby się na co przydać, jest rycerskim człekiem,
Szkoda tylko, że trochę przyciśniony wiekiem.
Lecz owóż on!“

Tu Wojski palcem wskazał w sieni,
       275 Gdzie czeladź i wieśniacy stali natłoczeni,
A nad wszystkich głowami łysina błyszcząca
Ukazała się nagle jak pełnia miesiąca;
Trzykroć weszła i trzykroć znikła w głów obłoku.
Klucznik idąc kłaniał się, aż dobył się z tłoku,
       280 I rzekł:

„Jaśnie Wielmożny Koronny Hetmanie,
Czy Jenerale, mniejsza o tytułowanie,
Jam jest Rębajło, staję na twe zawołanie
Z tym moim Scyzorykiem, który nie z oprawy,
Ani z napisów, ale z hartu nabył sławy,
       285 Że nawet o nim Jaśnie Wielmożny Pan wiedział.
Gdyby on gadać umiał, możeby powiedział
Cokolwiek na pochwałę i tej starej ręki,
Która służyła długo, wiernie, Bogu dzięki,
Ojczyźnie, tudzież panów Horeszków rodzinie,
       290 Czego pamięć dotychczas między ludźmi słynie.
Mopanku! rzadko który pisarz prowentowy
Tak zręcznie temperuje pióra[33], jak on głowy.
Długo liczyć! A nosów i uszu bez liku!
A niema żadnej szczerby na tym Scyzoryku
       295 I żaden go nie splamił zbójecki uczynek;

Tylko otwarta wojna, albo pojedynek.
Raz tylko! Panie daj mu wieczny odpoczynek!
Bezbronnego człowieka, niestety, sprzątniono!
A i to, Bóg mi świadkiem, pro publico bono“.

       300 „Pokaźno — rzekł, śmiejąc się, jenerał Dąbrowski —
A to piękny scyzoryk, istny miecz katowski!“
I z zadziwieniem wielki rapier opatrywał
I innym oficerom wkolej pokazywał.
Próbowali go wszyscy, ale ledwie który
       305 Z oficerów mógł podnieść ten rapier do góry.
Mówiono, że Dembiński[34], sławny ręki siłą,
Podźwignąłby szablicę, lecz go tam nie było,
Z obecnych zaś tylko szef szwadronu Dwernicki[35]
I dowódca plutonu, porucznik Różycki[36]
       310 Potrafili obracać tym żelaznym drągiem:
I tak rapier na próbę szedł z rąk do rąk ciągiem.

Lecz jenerał Kniaziewicz, wzrostem najsłuszniejszy,
Pokazało się, iż był w ręku najsilniejszy.
Ująwszy rapier, lekko jakby szpadę dźwignął
       315 I nad głowami gości błyskawicą mignął,
Przypominając polskie fechtarskie wykręty:[37]

Krzyżową sztukę, młyńca, cios krzywy, raz cięty,
Cios kradziony, i tempy kontrpunktów, tercetów,[38]
Które też umiał, bo był ze szkoły kadetów.[39]

       320 Gdy, śmiejąc się, fechtował, Rębajło już klęczał,
Objął go za kolana i ze łzami jęczał
Za każdym zwrotem miecza: „Pięknie! jenerale,
Czyś był konfederatem? Pięknie, doskonale!
To sztych Pułaskich! tak się Dzierżanowski składał![40]
       325 To sztych Sawy![41] Któż Panu tak rękę układał!
Chyba Maciej Dobrzyński! A to, Jenerale,
Mój wynalazek, dalbóg mój, ja się nie chwalę,
To cięcie znane tylko w Rębajłów zaścianku,
Od mojego imienia zwane „cios mopanku“.
       330 Któż to Pana nauczył? to jest moje cięcie,
Moje!“ Wstał, jenerała porwawszy w objęcie.
„Teraz umrę spokojny! Jest przecie na świecie
Człowiek, który przytuli moje drogie dziecię;
Bo wszak nad tem oddawna dzień i noc boleję,
       335 Czy po śmierci ten rapier mój nie zerdzewieje!

Otóż nie zerdzewieje! Mój Jaśnie Wielmożny
Jenerale, wybacz mi, porzućcie te rożny,
Niemieckie szpadki, to wstyd szlacheckiemu dziecku
Nosić ten kijek; weźmij szablę po szlachecku!
       340 Oto ten mój Scyzoryk u nóg Twoich składam,
To jest, co najdroższego na świecie posiadam.
Nie miałem nigdy żony, nie miałem dziecięcia,
On był żoną i dzieckiem; z mojego objęcia
Nigdy on nie wychodził, od rana do mroku
       345 Pieściłem go, on w nocy sypiał przy mym boku,
A kiedym się zestarzał, nad łóżkiem na ścianie
Wisiał, jako nad Żydem Boże przykazanie!
Myśliłem zakopać go razem z ręką w grobie,
Lecz znalazłem dziedzica — niechaj służy Tobie!“

       350 Jenerał wpół śmiejąc się, a nawpół wzruszony:
„Kolego — rzekł — jeżeli ustąpisz mnie żony
I dziecka, to zostaniesz przez resztę żywota
Bardzo samotny, stary, wdowiec i sierota!
Powiedz, czem ci ten drogi dar mam wynagrodzić,
       355 I czem twoje sieroctwo i wdowstwo osłodzić?“
„Czy ja Cybulski?[42] — rzecze na to Klucznik z żalem —
Co żonę przegrał, grając w marjasza z Moskalem,
Jak o tem pieśń powiada? — Ja mam dosyć natem,
Że mój Scyzoryk jeszcze zabłyśnie przed światem
       360 W takim ręku! — Niech tylko Jenerał pamięta,
Aby tasiemka była długa, rozciągnięta,
Bo to długie; a zawsze od lewego ucha
Ciąć oburącz, to przetniesz od głowy do brzucha“.


Jenerał wziął Scyzoryk, lecz że bardzo długi,
       365 Nie mógł nosić, w furgonie[43] schowały go sługi.
Co się z nim stało, różnie powiadają o tem,
Lecz nikt pewnie nie wiedział ni wtenczas, ni potem.

Dąbrowski rzekł do Maćka: „A ty co, Kolego?
Zdaje się, że ty nierad z przybycia naszego?
       370 Milczysz kwaśny? I jakże, serce ci nie skacze,
Gdy widzisz orły złote, srebrne? gdy trębacze
Pobudkę Kościuszkowską trąbią ci nad uchem?
Maćku, myśliłem, że ty większym jesteś zuchem!
Jeśli szabli nie weźmiesz i na koń nie siędziesz,
       375 Przynajmniej z kolegami wesoło pić będziesz
Zdrowie Napoleona i Polski nadzieje!“

„Ha! — rzekł Maciej, — słyszałem, widzę, co się dzieje!
Ale, Panie, dwóch orłów razem się nie gnieździ!
Łaska pańska, Hetmanie, na pstrym koniu jeździ!
       380 Cesarz wielki bohater, gadać o tem wiele!
Pamiętam, że Pułascy, moi przyjaciele
Mawiali, poglądając na Dymuryjera,[44]
Że dla Polski polskiego trzeba bohatera,
Nie Francuza, ani też Włocha, ale Piasta,
       385 Jana albo Józefa, lub Maćka — i basta.
Wojsko! mówią, że polskie! lecz te fizyljery,[45]
Sapery, grenadjery i kanonijery![46]

Więcej słychać niemieckich tytułów w tym tłumie
Niżeli narodowych! Kto to już zrozumie!
       390 A muszą też być z wami Turki czy Tartary
Czy syzmatyki, co ni Boga ani wiary:
Sam widziałem, kobiety w wioskach napastują,
Przechodniów odzierają, kościoły rabują!
Cesarz idzie do Moskwy! daleka to droga,
       395 Jeśli Cesarz Jegomość wybrał się bez Boga!
Słyszałem, że już podpadł pod klątwy biskupie;
Wszystko to jest...“ Tu Maciej chleb umoczył w zupie,
I jedząc, nie dokończył ostatniego słowa.

Nie w smak Podkomorzemu poszła Maćka mowa,
       400 Młodzież zaczęła szemrać; Sędzia przerwał swary,
Głosząc przybycie trzeciej narzeczonej pary.

Był to Rejent, sam siebie Rejentem ogłosił,
Nikt go nie poznał. Dotąd polskie suknie nosił,
Lecz teraz Telimena, przyszła żona, zmusza
       405 Warunkiem intercyzy wyrzec się kontusza;[47]
Więc się Rejent rad nierad po francusku przebrał.
Widno, że mu frak duszy połowę odebrał,
Stąpa, jakby kij połknął, prosto, nieruchawo,
Jak żóraw; nie śmie spojrzeć ni w lewo, ni w prawo;
       410 Mina gęsta, lecz z miny widać, że jest w męce,
Nie wie, jak się pokłonić, gdzie ma podziać ręce,
On, co tak gesty lubił! ręce za pas sadził —
Niemasz pasa — tylko się po żołądku gładził;
Postrzegł omyłkę, bardzo zmieszał się, spiekł raka,
       415 I ręce obie schował w jedną kieszeń fraka.

Idzie jakby przez rózgi śród szeptów i drwinek,
Wstydząc się za frak, jakby za niecny uczynek;
Aż spotkał oczy Maćka i zadrżał z bojaźni.

Maciej dotąd z Rejentem żył w wielkiej przyjaźni,
       420 Teraz wzrok nań obrócił tak ostry i dziki,
Że Rejent zbladnął, zaczął zapinać guziki,
Myśląc, że Maciej wzrokiem suknie z niego złupi.
Dobrzyński tylko dwakroć wyrzekł głośno: „Głupi!“
I tak strasznie zgorszył się z Rejenta przebrania,
       425 Że zaraz wstał od stołu i bez pożegnania
Wymknąwszy się, wsiadł na koń, wrócił do zaścianka.

A tymczasem Rejenta nadobna kochanka,
Telimena, roztacza blaski swej urody,
I ubiór, od stóp do głów co najświeższej mody.
       430 Jaką miała sukienkę, jaki strój na głowie,
Daremnie pisać, pióro tego nie wypowie;
Chyba pendzelby skreślił te tiule, ptyfenie,[48]
Blondyny, kaszemiry, perły i kamienie[49]
I oblicze różane i żywe wejrzenie.

       435 Poznał ją zaraz Hrabia. Z zadziwienia blady,
Wstał od stołu i szukał koło siebie szpady:
„I tyżeś to! — zawołał — czy mnie oczy łudzą?
Ty? w obecności mojej ściskasz rękę cudzą?
O niewierna istoto, o duszo zmiennicza!

       440 I nie skryjesz ze wstydu pod ziemię oblicza?
Takeś twojej, tak świeżej, nie pomna przysięgi?
O łatwowierny! pocóż nosiłem te wstęgi!
Lecz biada rywalowi, co mię tak znieważa!
Po moim chyba trupie pójdzie do ołtarza!“

       445 Goście powstali, Rejent okropnie się zmieszał,
Podkomorzy rywalów zagodzić pośpieszał;
Lecz Telimena, wziąwszy Hrabiego na stronę:
„Jeszcze — szepnęła — Rejent nie wziął mię za żonę:
Jeżeli Pan przeszkadzasz, odpowiedzże na to,
       450 A odpowiedz mi zaraz, krótko, węzłowato:
Czy mnie kochasz, czyś dotąd serca nie odmienił,
Czyś gotów, żebyś ze mną zaraz się ożenił.
Zaraz, dziś? — jeśli zechcesz, odstąpię Rejenta“.
Hrabia rzekł: „O, kobieto! dla mnie niepojęta!
       455 Dawniej w uczuciach twoich byłaś poetyczną,
A teraz mi się zdajesz całkiem prozaiczną!
Cóż są wasze małżeństwa, jeśli nie łańcuchy,
Które związują tylko ręce, a nie duchy?
Wierzaj, są oświadczenia nawet bez wyznania,
       460 Są obowiązki nawet bez obowiązania!
Dwa serca, pałające na dwóch końcach ziemi,
Rozmawiają, jak gwiazdy promieńmi drżącemi;
Kto wie! może dlatego ziemia tak do słońca
Dąży i tak jest zawsze miłą dla miesiąca,
       465 Że wiecznie patrzą na się i najkrótszą drogą
Biegą do siebie — ale zbliżyć się nie mogą!“
„Dość już tego — przerwała — nie jestem planetą
Z łaski Bożej, dość Hrabio, ja jestem kobietą;
Już wiem resztę, przestań mi pleść ni to, ni owo.
       470 Teraz ostrzegam: jeśli piśniesz jedno słowo,
Ażeby ślub mój zerwać, to jak Bóg na niebie,

Że z temi paznogciami przyskoczę do ciebie
I...“ „Nie będę — rzekł Hrabia — szczęścia Pani kłócił!“
I oczy pełne smutku i wzgardy odwrócił,
       475 I ażeby ukarać niewierną kochankę,
Za przedmiot stałych ogniów wziął Podkomorzankę.

Wojski pragnął młodzieńców poróżnionych zgodzić
Przykładami mądremi, więc zaczął wywodzić
Historyją o dziku nalibockich lasów,
       480 I o kłótni Rejtana z książęciem Denassów,[50]
Ale goście tymczasem skończyli jeść lody,
I z zamku na dziedziniec wyszli dla ochłody.

Tam włość już kończy ucztę: krążą miodu dzbany,
Muzyka już się stroi i wzywa na tany.
       485 Szukają Tadeusza, który stał na stronie
I coś pilnego szeptał swojej przyszłej żonie.

„Zofijo! muszę ciebie w bardzo ważnej rzeczy
Radzić się; już pytałem stryja, on nie przeczy.
Wiesz, iż znaczna część wiosek, które mam posiadać,
       490 Wedle prawa na ciebie powinnaby spadać.

Ci chłopi są nie moi, lecz twoi poddani,
Nie śmiałbym ich urządzić bez woli ich pani.
Teraz, kiedy już mamy Ojczyznę kochaną,
Czyliż wieśniacy zyszczą z tą szczęśliwą zmianą
       495 Tyle tylko, że pana innego dostaną?
Prawda, że byli dotąd rządzeni łaskawie,
Lecz po mej śmierci, Bóg wie, komu ich zostawię.
Jestem żołnierz, jesteśmy śmiertelni oboje,
Jestem człowiek, sam własnych kaprysów[51] się boję:
       500 Bezpieczniej zrobię, kiedy władzy się wyrzekę
I oddam los włościanów pod prawa opiekę.
Sami wolni, uczyńmy i włościan wolnemi,[52]
Oddajmy im w dziedzictwo posiadanie ziemi,
Na której się zrodzili, którą krwawą pracą
       505 Zdobyli, z której wszystkich żywią i bogacą.
Lecz muszę ciebie ostrzec, że tych ziem nadanie
Zmniejszy nasz dochód, w miernym musimy żyć stanie.
Ja przywykłem do życia oszczędnego zmłodu;
Lecz ty, Zofijo, jesteś z wysokiego rodu,
       510 W stolicy przepędziłaś twoje młode lata,

Czyż zgodzisz się żyć na wsi, zdaleka od świata,
Jak ziemianka?“

A na to Zosia rzekła skromnie:
„Jestem kobietą, rządy nie należą do mnie.
Wszakże Pan będziesz mężem; ja do rady młoda;
       515 Co Pan urządzisz, na to całem sercem zgoda!
Jeśli, włość uwalniając, zostaniesz uboższy,
To, Tadeuszu, będziesz sercu memu droższy.
O moim rodzie mało wiem i nie dbam o to;
Tyle pomnę, że byłam ubogą, sierotą,
       520 Że od Sopliców byłam za córkę przybrana,
W ich domu hodowana i zamąż wydana.
Wsi nie lękam się. Jeśli w wielkiem mieście żyłam,
To dawno; zapomniałam, wieś zawsze lubiłam;
I wierz mi, że mnie moje kogutki i kurki
       525 Więcej bawiły, niżli owe Peterburki.
Jeśli czasem tęskniłam do zabaw, do ludzi,
To z dzieciństwa; wiem teraz, że mnie miasto nudzi.
Przekonałam się zimą po krótkim pobycie
W Wilnie, że ja na wiejskie urodzona życie:
       530 Pośród zabaw tęskniłam znów do Soplicowa.
Pracy też nie lękam się, bom młoda i zdrowa,
Umiem chodzić około domu, nosić klucze;
Gospodarstwa, obaczysz, jak ja się wyuczę!“

Gdy Zosia domawiała ostatnie wyrazy,
       535 Podszedł ku niej zdziwiony i kwaśny Gerwazy:
„Już wiem! — rzekł — Sędzia mówił już o tej wolności!
Lecz nie pojmuję, co to ściąga się do włości![53]
Boję się, żeby to coś nie było z niemiecka!

Wszak wolność nie jest chłopska rzecz, ale szlachecka!
       540 Prawda, że się wywodzim wszyscy od Adama,
Alem słyszał, że chłopi pochodzą od Chama,
Żydowie od Jafeta, my szlachta od Sema,
A więc panujem jako starsi nad obiema.
Jużci pleban inaczej uczy na ambonie...
       545 Powiada, że to było tak w Starym Zakonie,
Ale skoro Chrystus Pan, choć z królów pochodził,
Między Żydami w chłopskiej stajni się urodził,
Odtąd więc wszystkie stany porównał i zgodził;
Niech i tak będzie, kiedy inaczej nie można!
       550 Zwłaszcza, że jako słyszę, i Jaśnie Wielmożna
Pani moja, Zofija, na wszystko się zgadza;
Jej rozkazać, mnie słuchać; jużci przy niej władza.
Tylko ostrzegam, byśmy wolności nie dali
Pustej i słownej tylko, jako za Moskali,
       555 Kiedy pan Karp’ nieboszczyk włościan wyswobodził,[54]
A Moskal ich podatkiem potrójnym ogłodził.
Radzę więc, aby chłopów starym obyczajem
Uszlachcić i ogłosić, że im herb nasz dajem.
Pani udzieli jednym wioskom Półkozica,
       560 Drugim niech swą Leliwę nada pan Soplica.
Natenczas i Rębajło uzna chłopa równym,
Gdy go ujrzy szlachcicem, wielmożnym, herbownym.
Sejm potwierdzi.


„A niech się mąż Pani nie trwoży,
Iż oddanie ziem Państwo tak bardzo zuboży;
       565 Nie da Bóg, abym rączki córy dygnitarskiej
Widział umozolone w pracy gospodarskiej.
Jest na to sposób. — W zamku wiem ja pewną skrzynię,
W której jest Horeszkowskie stołowe naczynie,
Przytem różne sygnety, kanaki, manele,[55]
       570 Kity bogate, rzędy, cudne karabele.
Skarbczyk Stolnika, w ziemi skryty od grabieży,
Pani Zofii jako dziedziczce należy;
Pilnowałem go w zamku, jako oka w głowie,
Od Moskalów i od was, Państwo Soplicowie.
       575 Mam także spory worek mych własnych talarów,
Uzbieranych z wysługi, tudzież z pańskich darów.
Myśliłem, gdy nam zamek wróconym zostanie,
Obrócić grosz na murów wyreperowanie;
Nowemu gospodarstwu dziś zda się w potrzebie —
       580 A więc, Panie Soplico, wnoszę się do ciebie,
Będę żył u mej Pani na łaskawym chlebie,
I kołysząc Horeszków pokolenie trzecie,
Wprawiać do scyzoryka Pani mojej dziecię,
Jeśli syn, — a syn będzie, bo wojny nadchodzą,
       585 A w czasie wojny zawżdy synowie się rodzą“.

Ledwie ostatnie słowa domówił Gerwazy,
Gdy poważnemi kroki przystąpił Protazy,
Skłonił się i wydobył z zanadrza kontusza
Panegiryk ogromny w półtrzecia arkusza.[56]

       590 Skomponował go rymem podoficer młody,
Który niegdyś w stolicy sławne pisał ody,[57]
Potem wdział mundur, lecz i w wojsku beletrysta[58]
Wiersze rabiał. Już Woźny przeczytał ich trzysta,
Aż gdy przyszedł do miejsca: „O ty, której wdzięki[59]
       595 Budzą bolesną radość i rozkoszne męki!
Która na szyk Bellony gdy zwrócisz twarz piękną,
Złamią się wnet oszczepy i tarcze rozpękną!
Zwalcz dziś Marsa Hymenem; srogiej niezgód hydrze
Niech dłoń twoja syczące z czoła żmije wydrze!“
       600 Tadeusz i Zofija ustawnie klaskali
Niby chwaląc, w istocie nie chcąc słuchać dalej.
Już z rozkazu Sędziego pleban stał na stole
I ogłaszał włościanom Tadeusza wolę.

Zaledwie usłyszeli nowinę poddani,
       605 Skoczyli do panicza, padli do nóg pani!
„Zdrowie Państwu naszemu!“ — ze łzami krzyknęli;
Tadeusz krzyknął: „Zdrowie spółobywateli,
Wolnych, równych, Polaków!“ — „Wnoszę ludu zdrowie“

Rzekł Dąbrowski; lud krzyknął: „Niech żyją wodzowie,
       610 Wiwat wojsko, wiwat lud, wiwat wszystkie stany!“
Tysiącem głosów zdrowia grzmiały naprzemiany.

Tylko Buchman radości podzielać nie raczył;
Pochwalał projekt, lecz go radby przeinaczył:
A naprzód komisyją legalną wyznaczył,
       615 Któraby... Krótkość czasu była na zawadzie,
Że nie stało się zadość Buchmanowej radzie.

Bo na dziedzińcu zamku już stali parami
Oficery z damami, wiara z wieśniaczkami.
Poloneza! krzyknęli wszyscy w jedno słowo.
       620 Oficerowie wiodą muzykę wojskową;
Ale pan Sędzia w ucho rzekł do jenerała:
„Każ Pan, żeby się jeszcze kapela wstrzymała.
Wiesz, że dzisiaj synowca mego zaręczyny,
A dawnym obyczajem jest naszej rodziny
       625 Zaręczać się i żenić przy wiejskiej muzyce.
Patrz, stoi cymbalista, skrzypak i kozice,
Poczciwi muzykanci; już się skrzypak zżyma,
A kobeźnik[60] kłania się i żebrze oczyma:
Jeżeli ich odprawię, biedni będą płakać;
       630 Lud przy innej muzyce nie potrafi skakać.
Niechaj ci zaczną, niech się i lud podweseli;
Potem będziem wybornej twej słuchać kapeli“.
Dał znak.

Skrzypek u sukni zakazał rękawek,
Ścisnął gryf[61] krzepko, oparł brodę o podstawek,
       635 I smyk jak konia w zawód puścił po skrzypicy.

Na to hasło stojący obok kobeźnicy,
Jak gdyby w skrzydła bijąc, częstym ramion ruchem
Dmą w miechy i oblicza wypełniają duchem;
Myśliłbyś, że ta para w powietrze uleci,
       640 Podobna do pyzatych Boreasza[62] dzieci.
Brakło cymbałów.

Było cymbalistów wielu,
Ale żaden z nich nie śmiał zagrać przy Jankielu;
(Jankiel przez całą zimę nie wiedzieć gdzie bawił,
Teraz się nagle z głównym sztabem wojska zjawił).
       645 Wiedzą wszyscy, że mu nikt na tym instrumencie
Nie wyrówna w biegłości, w guście i w talencie.
Proszą, ażeby zagrał, podają cymbały;
Żyd wzbrania się, powiada, że ręce zgrubiały,
Odwykł od grania, nie śmie i panów się wstydzi;
       650 Kłaniając się umyka. Gdy to Zosia widzi,
Podbiega, i na białej podaje mu dłoni
Drążki, któremi zwykle mistrz we struny dzwoni;
Drugą rączką po siwej brodzie starca głaska,
I dygając: „Jankielu — mówi, — jeśli łaska!
       655 Wszak to me zaręczyny, zagrajże Jankielu!
Wszak nieraz przyrzekałeś grać na mem weselu?“

Jankiel niezmiernie Zosię lubił, kiwnął brodą
Na znak, że nie odmawia; więc go w środek wiodą,
Podają krzesło, usiadł, cymbały przynoszą,
       660 Kładą mu na kolanach. On patrzy z rozkoszą
I z dumą; jak weteran w służbę powołany,
Gdy wnuki ciężki jego miecz ciągną ze ściany,

Dziad śmieje się, choć miecza dawno nie miał w dłoni,
Lecz uczuł, że dłoń jeszcze nie zawiedzie broni.

       665 Tymczasem dwaj uczniowie przy cymbałach klęczą
Stroją na nowo struny i próbując brzęczą;
Jankiel z przymrużonemi napoły oczyma
Milczy i nieruchome drążki w palcach trzyma.

Spuścił je, zrazu bijąc taktem triumfalnym,[63]
       670 Potem gęściej siekł struny jak deszczem nawalnym;
Dziwią się wszyscy, — lecz to była tylko próba,
Bo wnet przerwał, i wgórę podniósł drążki oba.

Znowu gra. Już drżą drążki tak lekkiemi ruchy,
Jak gdyby zadzwoniło w strunę skrzydło muchy,
       675 Wydając ciche, ledwie słyszalne brzęczenia.
Mistrz zawsze patrzył w niebo, czekając natchnienia.
Spojrzał zgóry, instrument dumnem okiem zmierzył,
Wzniósł ręce, spuścił razem, w dwa drążki uderzył:
Zdumieli się słuchacze. —

Razem ze strun wiela
       680 Buchnął dźwięk, jakby cała janczarska kapela[64]
Ozwała się z dzwonkami, z zelami[65], z bębenki:
Brzmi Polonez trzeciego maja! — Skoczne dźwięki
Radością oddychają, radością słuch poją;

Dziewki chcą tańczyć, chłopcy w miejscu nie dostoją. —
       685 Lecz starców myśli z dźwiękiem w przeszłość się uniosły,
W owe lata szczęśliwe, gdy senat i posły
Po dniu trzeciego maja w ratuszowej sali,
Zgodzonego z narodem króla fetowali,[66]
Gdy przy tańcu śpiewano: Wiwat król kochany!
       690 Wiwat sejm, wiwat naród, wiwat wszystkie stany!

Mistrz coraz takty nagli i tony natęża;[67]
A wtem puścił fałszywy akord jak syk węża,
Jak zgrzyt żelaza po szkle: przejął wszystkich dreszczem
I wesołość pomięszał przeczuciem złowieszczem.
       695 Zasmuceni, strwożeni, słuchacze zwątpili,
Czy instrument nie strojny? czy się muzyk myli?
Nie zmylił się mistrz taki! On umyślnie trąca
Wciąż tę zdradziecką strunę, melodyję zmącą,
Coraz głośniej targając akord rozdąsany,[68]
       700 Przeciwko zgodzie tonów skonfederowany;[69]
Aż Klucznik pojął mistrza, zakrył ręką lica
I krzyknął: „Znam! znam głos ten! to jest Targowica!“
I wnet pękła ze świstem struna złowróżąca...
Muzyk bieży do prymów, urywa takt, zmącą,[70]
       705 Porzuca prymy, bieży z drążkami do basów.[71]


Słychać tysiące coraz głośniejszych hałasów,
Takt marszu, wojna, atak, szturm, słychać wystrzały,
Jęk dzieci, płacze matek. — Tak mistrz doskonały
Wydał okropność szturmu, że wieśniaczki drżały,
       710 Przypominając sobie ze łzami boleści
Rzeź Pragi, którą znały z pieśni i z powieści,
Rade, że mistrz nakoniec strunami wszystkiemi
Zagrzmiał i głosy zdusił, jakby wbił do ziemi.

Ledwie słuchacze mieli czas wyjść z zadziwienia,
       715 Znowu muzyka inna: znów zrazu brzęczenia
Lekkie i ciche, kilka cienkich strunek jęczy,
Jak kilka much, gdy z siatki wyrwą się pajęczéj.
Lecz strun coraz przybywa, już rozpierzchłe tony
Łączą się i akordów wiążą legijony,[72]
       720 I już w takt postępują zgodzonemi dźwięki,
Tworząc nutę żałosną tej sławnej piosenki:
O żołnierzu tułaczu, który borem, lasem
Idzie, z biedy i z głodu przymierając czasem,
Nakoniec pada u nóg konika wiernego,
       725 A konik nogą grzebie mogiłę dla niego.
Piosenka stara, wojsku polskiemu tak miła!
Poznali ją żołnierze; wiara się skupiła
Wkoło mistrza; słuchają, wspominają sobie
Ów czas okropny, kiedy na Ojczyzny grobie
       730 Zanucili tę piosnkę i poszli w kraj świata;
Przywodzą na myśl długie swej wędrówki lata,
Po lądach, morzach, piaskach gorących i mrozie,
Pośrodku obcych ludów, gdzie często w obozie
Cieszył ich i rozrzewniał ten śpiew narodowy.
       735 Tak rozmyślając, smutnie pochylili głowy.


Ale je wnet podnieśli, bo mistrz tony wznosi,
Natęża, takty zmienia, coś innego głosi,
I znowu spojrzał zgóry, okiem struny zmierzył,
Złączył ręce, oburącz w dwa drążki uderzył:
       740 Uderzenie tak sztuczne, tak było potężne,
Ze struny zadzwoniły jak trąby mosiężne,
I z trąb znana piosenka ku niebu wionęła,
Marsz triumfalny: Jeszcze Polska nie zginęła!
Marsz Dąbrowski do Polski! — I wszyscy klasnęli,
       745 I wszyscy „Marsz Dąbrowski“ chórem okrzyknęli!

Muzyk, jakby sam swojej dziwił się piosence,
Upuścił drążki z palców, podniósł wgórę ręce;
Czapka lisia spadła mu z głowy na ramiona,
Powiewała poważnie broda podniesiona,
       750 Na jagodach miał kręgi dziwnego rumieńca,
We wzroku, ducha pełnym, błyszczał żar młodzieńca,
Aż gdy na Dąbrowskiego starzec oczy zwrócił,
Zakrył rękami, z pod rąk łez potok się rzucił:
„Jenerale — rzekł — ciebie długo Litwa nasza
       755 Czekała — długo, jak my Żydzi Mesyjasza,
Ciebie prorokowali dawno między ludem
Śpiewaki, ciebie niebo obwieściło cudem,[73]
Żyj i wojuj, o, ty nasz!...“ Mówiąc ciągle szlochał,
Żyd poczciwy Ojczyznę jako Polak kochał!
       760 Dąbrowski mu podawał rękę i dziękował,
On, czapkę zdjąwszy, wodza rękę ucałował.

Poloneza czas zacząć. — Podkomorzy rusza,
I zlekka zarzuciwszy wyloty kontusza
I wąsa pokręcając, podał rękę Zosi,
       765 I skłoniwszy się grzecznie w pierwszą parę prosi.

Za Podkomorzym szereg w pary się gromadzi;
Dano hasło, zaczęto taniec, — on prowadzi.

Nad murawą czerwone połyskają buty,
Bije blask z karabeli, świeci się pas suty,
       770 A on stąpa powoli, niby odniechcenia;
Ale z każdego kroku, z każdego ruszenia,
Można tancerza czucia i myśli wyczytać.
Oto stanął, jak gdyby chciał swą damę pytać,
Pochyla ku niej głowę, chce szepnąć do ucha;
       775 Dama głowę odwraca, wstydzi się, nie słucha;
On zdjął konfederatkę, kłania się pokornie,
Dama raczyła spojrzeć, lecz milczy upornie;
On krok zwalnia, oczyma jej spojrzenia śledzi,
I zaśmiał się nakoniec, — rad z jej odpowiedzi
       780 Stąpa prędzej, pogląda na rywalów zgóry,
I swą konfederatkę z czaplinemi pióry
To na czole zawiesza, to nad czołem wstrząsa.
Aż włożył ją na bakier[74] i pokręcił wąsa.
Idzie, — wszyscy zazdroszczą, biegą w jego ślady,
       785 Onby rad ze swą damą wymknąć się z gromady:
Czasem staje na miejscu, rękę grzecznie wznosi,
I żeby mimo przeszli, pokornie ich prosi;
Czasem zamyśla zręcznie na bok się uchylić,
Odmienia drogę, radby towarzyszów zmylić,
       790 Lecz go szybkiemi kroki ścigają natręty
I zewsząd obwijają tanecznemi skręty;
Więc gniewa się, prawicę na rękojeść składa,
Jakby rzekł: „Nie dbam o was, zazdrośnikom biada!“
Zwraca się z dumą w czole i z wyzwaniem w oku,
       795 Prosto w tłum; tłum tancerzy nie śmie dostać w kroku,

Ustępują mu z drogi i, zmieniwszy szyki,
Puszczają się znów za nim —

Brzmią zewsząd okrzyki:
„Ach to może ostatni! patrzcie, patrzcie młodzi,
Może ostatni, co tak poloneza wodzi!“ —
       800 I szły pary po parach hucznie i wesoło:
Rozkręcało się, znowu skręcało się koło,
Jak wąż olbrzymi w tysiąc łamiący się zwojów;
Mieni się cętkowata, różna barwa strojów
Damskich, pańskich, żołnierskich, jak łuska błyszcząca,
       805 Wyzłocona promieńmi zachodniego słońca
I odbita o ciemne murawy wezgłowia.
Wre taniec, brzmi muzyka, oklaski i zdrowia!

Tylko kapral Dobrzyński Sak ani kapeli
Nie słucha, ani tańczy, ani się weseli,
       810 Ręce wtył założywszy, stoi zły, ponury,
Wspomina swe dawniejsze do Zosi konkury:
Jak lubił dla niej nosić kwiaty, pleść koszyczki,
Wybierać gniazda ptasie, robić zauszniczki.
Niewdzięczna! Chociaż tyle pięknych darów strwonił,
       815 Choć przed nim uciekała, choć mu ojciec bronił.
On jeszcze! ile razy na parkanie siadał,
By ją dojrzeć przez okna; w konopie się wkradał,
Żeby patrzeć, jak ona pleła[75] swe ogródki,
Rwała ogórki, albo karmiła kogutki!
       820 Niewdzięczna! — Spuścił głowę, i nakoniec świsnął
Mazurka, potem kaszkiet na uszy nacisnął,
I szedł w obóz, gdzie stała przy armatach warta;
Tam dla rozerwania [się] zaczął grać w drużbarta[76]

Z wiarusami, kielichem osładzając żałość.
       825 Taka była dla Zosi Dobrzyńskiego stałość.

Zosia tańczy wesoło: lecz choć w pierwszej parze,
Ledwie widna zdaleka. Na wielkim obszarze
Zarosłego dziedzińca, w zielonej sukience,
Ustrojona w równianki i w kwieciste wieńce,
       830 Śród traw i kwiatów krąży niewidzialnym lotem,
Rządząc tańcem, jak anioł nocnych gwiazd obrotem.
Zgadniesz, gdzie jest, bo ku niej obrócone oczy,
Wyciągnięte ramiona, ku niej zgiełk się tłoczy.
Darmo się Podkomorzy zostać przy niej sili,
       835 Zazdrośnicy już z pierwszej pary go odbili;
I szczęśliwy Dąbrowski niedługo się cieszył,
Ustąpił ją drugiemu, a już trzeci śpieszył,
I ten zaraz odbity, odszedł bez nadziei.
Aż Zosia już strudzona, spotkała zkolei
       840 Tadeusza i, dalszej lękając się zmiany
I chcąc przy nim pozostać, zakończyła tany.
Idzie do stołu gościom nalewać kielichy.

Słońce już gasło, wieczór był ciepły i cichy,
Okrąg niebios gdzie niegdzie chmurkami zasłany,
       845 Ugóry błękitnawy, na zachód różany.
Chmurki wróżą pogodę, lekkie i świecące.
Tam jako trzody owiec na murawie śpiące,
Ówdzie nieco drobniejsze jak stada cyranek.[77]
Na zachód obłok, nakształt rąbkowych firanek,
       850 Przejrzysty, sfałdowany, po wierzchu perłowy,
Po brzegach pozłacany, w głębi purpurowy,
Jeszcze blaskiem zachodu tlił się i rozżarzał,
Aż powoli pożółkniał, zbladnął i poszarzał.

Słońce spuściło głowę, obłok zasunęło,
       855 I raz ciepłym powiewem westchnąwszy — usnęło.

A szlachta ciągle pije i wiwaty wznosi
Napoleona, Wodzów, Tadeusza, Zosi,
Wreszcie zkolei wszystkich trzech par zaręczonych,
Wszystkich gości obecnych, wszystkich zaproszonych,
       860 Wszystkich przyjaciół, których kto żywych spamięta,
I których zmarłych pamięć pozostała święta!

I ja tam z gośćmi byłem, miód i wino piłem,
A com widział i słyszał, w księgi umieściłem.



KONIEC.





  1. Arcy-serwis, t. j. arcydzieło serwisu; serwis (z francuskiego service) = naczynie srebrne, porcelanowe i t. p., które na środku stołu w wielkich domach podczas uczt uroczystych stawiano.
  2. nawściąż, naścieżaj mówiono dawniej, naoścież, jak najszerzej.
  3. staje, polska miara długości, rozmaicie u dawnych pisarzów określana, od 84 łokci do kroków 125 i więcej.
  4. ✽Radziwiłł-Sierota odbył dalekie podróże i wydał opis peregrynacji swojej do Ziemi Świętej.✽ Radziwiłł Mikołaj Krzysztof, zwany „Sierotką“, starosta wileński i marszałek wielki litewski, obywatel nadzwyczaj zasłużony, odbywał liczne podróże; przeszedłszy z kalwinizmu na katolicyzm, przedsięwziął w latach 1582—1584 podróż do Ziemi św. i Egiptu i opisał ją w osobnej książce; zmarł w r. 1616.
  5. na urząd = umyślnie.
  6. gest = ruch.
  7. persony = osoby.
  8. wotowanie = głosowanie.
  9. eksplikuje = wyjaśnia.
  10. nizać = nawlekać, skupiać.
  11. puszy = nadyma.
  12. kabale = losowi (w. 83).
  13. afirmatywa = potwierdzenie, zgoda na coś.
  14. negatywa = głos przeciwny.
  15. zbór, tu w znaczeniu zebrania.
  16. veto (z łaciny), nie pozwalam!
  17. idą w kuchnię, (gwar.).
  18. konstab (z angielskiego constable), policjant.
  19. przekreskowany = kreskami przy wyborach utrącony.
  20. kontuz = salceson; arkas = potrawa zimna z żółtek i śmietany; blemas (blamanż) = galareta migdałowa.
  21. ingredjencje = części składowe, domieszki, przyprawy; pomuchla = ryba z rodziny miętusowatych; figatele = farsze, nadzienia, pulpety.
  22. cybet (z francuskiego civet) = potrawka z zająca lub sarniny; draganty = cukry ozdobne; pinela = ziarnka z szyszek limby; brunela = prunela, małe, krągłe śliwki.
  23. wyżyny = wyzina, wyz, rodzaj jesiotra, ogromna ryba; kawjary = ikry jesiotrów i i.
  24. szczuka = szczupak; łokietny = łokciowy.
  25. flądra = ryba spłaszczona, zwana bokopław; karp’ ćwik = karp’ duży, stary.
  26. ✽W szesnastym i na początku siedmnastego wieku, w epoce kwitnienia sztuk, uczty nawet były przez artystów urządzane, pełne symbolów i scen teatralnych. Na sławnej uczcie, danej w Rzymie dla Leona X, znajdował się serwis, przedstawiający z kolei cztery pory roku, który służył zapewne za wzór Radziwiłłowskiemu. Zwyczaje stołowe zmieniły się w Europie około połowy wieku ośmnastego; w Polszcze najdłużej przetrwały.✽
  27. chińskie cienie = rysunki cieniste, rzucane na ekran, znikome mary, zjawiska.
  28. ✽Pinety, sławny na całą Polską kuglarz; kiedy u nas gościł, nie wiemy.✽ — Bisy = biesy, czarty.
  29. żmudna = marna, niewdzięczna.
  30. egzemplarze = okazy.
  31. tromblon = strzelba z szerokim wylotem; flankiery (z francuskiego), żołnierze broniący skrzydeł armji.
  32. egzulować (z łaciny), wyjść z kraju, stać się wychodźcą.
  33. temperować pióra; mowa o piórach gęsich, wyłącznie wówczas do pisania używanych. Trzeba je było scyzorykiem odpowiednio przycinać, czyli temperować, jak wtedy mawiano.
  34. Dembiński Henryk, jenerał polski (*1791—†1864), brał udział w wojnach napoleońskich, w powstaniu narodowem r. 1831, oraz w powstaniu węgierskiem r. 1849.
  35. Dwernicki Józef, jenerał jazdy (*1778—†1857), legjonista, w r. 1804 usztyftował własny szwadron i stanął na jego czele, brał udział w wyprawie r. 1812, w r. 1826 mianowany jenerałem, odznaczył się w wojnie narodowej 1830—1831.
  36. Różycki Samuel (*1784—†1834), do wojska wstąpił w r. 1806, odbył zaszczytnie kampanje r. 1812, walczył w szeregach narodowych 1830—1831 jako jenerał, umarł w Bernie w Szwajcarji.
  37. fechtarskie wykręty = szermierskie sztuki.
  38. tempy kontrpunktów = komendy fechtunku; tercet = ruch trzeci przy składaniu się szablą.
  39. szkoła kadetów, słynna szkoła wojskowa w Warszawie za Stanisława Augusta, której przełożonym był ks. Czartoryski Adam, generał ziem podolskich, a z której wyszli Kościuszko, Kniaziewicz, Niemcewicz i wielu innych.
  40. Pułascy, rodzina nadzwyczaj zasłużona, zwłaszcza w konfederacji barskiej; Józef, starosta warecki, należał do twórców konfederacji i był naczelnym wodzem jej sił zbrojnych; syn jego, Franciszek, zginął na polu walki w r. 1769; drugi syn, Kazimierz, wsławił się jako bohaterski przywódca konfederatów, zginął w wojnie amerykańskiej o niepodległość w r. 1799 pod Savannah. — Dzierżanowski Michał, konfederat barski, brał udział we wszystkich niemal współczesnych sobie wojnach, umarł w r. 1808.
  41. Sawa, dzielny konfederat, uwieczniony przez Słowackiego w „Śnie srebrnym Salomei“ i w „Beniowskim“.
  42. ✽Znajoma na Litwie pieśń żałosna o pani Cybulskiej, którą mąż w karty przegrał Moskalom.✽
  43. furgon = wóz wojskowy do przewożenia broni, amunicji i t. d.
  44. Dumouriez Karol Franciszek, jenerał i minister francuski, agent i organizator wojskowy z ramienia rządu francuskiego przy konfederacji barskiej (*1739—†1823).
  45. fizylier (z francuskiego), strzelec pieszy.
  46. saper (z francuskiego), żołnierz przeznaczony do robót ziemnych przy mostach i t. d.; kanonjer, w artylerji służący.
  47. ✽Moda przebierania się w suknie francuskie grasowała na prowincjach od r. 1800 do 1812. Najwięcej młodzieży przebrało się przed ożenieniem na żądanie narzeczonych.✽
  48. tiul (z francuskiego), przezroczysta tkanina; ptyfeń (z francuskiego), wyraz przekręcony, dziś niezrozumiały. Prawdopodobnie złączone dwa wyrazy francuskie: petit-fin (t. j. étoffe), może szalik mały, stroik damski i t. p z muślinu.
  49. blondyny, gatunek koronek; kaszemiry, część stroju z wełny kaszmirskiej.
  50. ✽Historja sporu Rejtana z książęciem de Nassau, przez Wojskiego nie doprowadzona do końca, wiadoma jest z tradycji. Umieszczamy ją kwoli ciekawemu czytelnikowi. Rejtan, obruszony przechwałkami książęcia de Nassau, stanął obok niego na przesmyku. Właśnie ogromny odyniec, rozjuszony strzałami i szczwalnią, leciał na przesmyk. Rejtan wyrywa książęciu z rąk strzelbę, swoję ciska o ziemię, a ująwszy oszczep i podając drugi Niemcowi: „teraz, rzekł, obaczym, kto lepiej robi spisą“. Już odyniec wpadał, kiedy wojski Hreczecha, opodal stojący, trafnym strzałem zwierza powalił. Panowie zrazu gniewali się; potem pogodzili się i hojnie wynagrodzili Hreczechę.✽
  51. kaprys = zachcianka.
  52. 502—505. Mickiewicz od lat uniwersyteckich, wspólnie z filomatami, uważał zniesienie poddaństwa za kardynalny warunek odbudowy społecznej Narodu polskiego. Równocześnie z tworzeniem „Pana Tadeusza“ takie Poeta dawał zbawienne rady „Przyjaciołom galicyjskim“: „Chłopom nie tylko w ogólności lepszą wróżyć przyszłość, ale w szczególności, ile tylko można, byt ich poprawić. Takim np., którzy znani są z zapału dla sprawy narodowej, takim, których dzieci w Polsce walczyły, jeśli można, nadawać własność i od czynszów uwalniać, domy budować, bydło kupować. Niechby w każdej wsi kilku, albo choć jednego gospodarza na rok tym sposobem wyposażono ze składki, zrobionoby więcej dla sprawy narodowej, niż wysyłaniem emisarjuszów zagranicę lub zakupywaniem niewczesnem broni, która wydaną i zabraną być może“. (Adama Mickiewicza „Pisma“, wydał Józef Kallenbach, T. IV. Brody, 1911, str. 332—333).
  53. ściąga się = dotyczy.
  54. ✽Rząd rosyjski nie uznaje ludzi wolnych prócz szlachty. Włościanie przez właściciela uwolnieni, są zaraz zapisywani w skazki (wykazy) dóbr stołowych cesarskich, i zamiast pańszczyzny muszą opłacać podatek zwiększony. Wiadomo, że w r. 1818 obywatele gubernji wileńskiej uchwalili na sejmiku projekt uwolnienia wszystkich włościan, i wyznaczyli w tym celu delegacją do cesarza: ale rząd rozkazał projekt umorzyć i nigdy więcej o nim nie wspominać. Nie było innego sposobu uwolnić człowieka pod rządem rosyjskim, tylko przybrać go do familji. Jakoż wielu tym sposobem uszlachcono z łaski lub za pieniądze.✽
  55. sygnet = pierścień z herbem; kanak = kosztowny naszyjnik kobiecy; manela = branzoleta, ozdoba na ręką lub naramiennik.
  56. panegiryk (z greckiego), pochwała, najczęściej przesadna, wierszem lub prozą na cześć czyjąś. Panegirykami zachwaszczona była literatura polska zwłaszcza w w. XVII.
  57. oda (z greckiego), pieśń wzniosła na cześć czyjąś.
  58. beletrysta (z francuskiego belles lettres), literat zajmujący się pisaniem utworów literackich, gładkim stylem. W zwrocie „wiersze rabiał“ zawarł Poeta ironiczną charakterystykę wartości tych wierszy.
  59. W. 594—599 są zupełnie w stylu Księstwa Warszawskiego. Typowe są przeciwstawienia: bolesna radość, rozkoszne męki, i t. d. Cały pseudoklasycyzm (t. j. naśladownictwo niewolnicze wzorów starożytnych) przebija z doboru takich zużytych formułek jak: szyk Bellony (bogini wojny), zwalcz Marsa (bożka wojny), Hymenem (małżeństwem), niezgód hydra (potwór bajeczny, któremu głowy po odcięciu odrastały), syczące żmije i t. p. Triumfujący romantyk umieścił tu jakby echo dalekich walk młodocianych.
  60. kobeźnik = grający na kobzie.
  61. gryf (z niemieckiego), rękojeść, część górna skrzypiec
  62. Boreasz, bajeczny władca wichru północnego. Obraz wzięty tu z licznych utworów malarskich.
  63. obacz objaśnienie w. 691.
  64. janczarowie, dawna milicja turecka, składająca się z żołnierzy, od dzieciństwa wychowanych w rygorze wojskowym; janczarska muzyka, wojskowa muzyka turecka, nadzwyczaj hałaśliwa, w w. XVIII modna we wschodniej Europie, także i w Polsce zaprowadzona.
  65. zele = krążki mosiężne, muzyczne.
  66. fetowali = ugaszczali.
  67. takt, miara czasu w muzyce.
  68. akord = brzmienie dwu lub więcej tonów zgodne lub, jak tu, zmącone.
  69. skonfederowany, połączony; tu aluzja do konfederacji targowickiej.
  70. prymy = najwyższe tony („cienkie“) w utworze muzycznym.
  71. bas (z francuskiego), ton niski.
  72. Tu znowu aluzja do utworzenia legionów włoskich.
  73. cudem = kometa r. 1811.
  74. na bakier = krzywo, na ukos, na bok.
  75. plęła, (gwar.) zamiast: pełła.
  76. drużbart, staropolska gra w karty.
  77. cyranka, rodzaj kaczki dzikiej.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adam Mickiewicz.