Strona:PL Adam Mickiewicz - Pan Tadeusz.djvu/415

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

       90 Starsi rzędem na ławach siedzą, młodsi stają
I ciekawi przez głowy w środek zaglądają;
W środku marszałek stoi, wazon w ręku trzyma,
Liczy gałki, szlachta je pożera oczyma.
Właśnie wytrząsł ostatnią; woźni ręce wznoszą
       95 I imię obranego urzędnika głoszą.

„Jeden szlachcic na zgodę powszechną nie zważa.
Patrz, wytknął głowę oknem z kuchni refektarza,
Patrz, jak oczy wytrzeszczył, jak pogląda śmiało,
Usta otworzył, jakby chciał zjeść izbę całą;
       100 Łatwo zgadnąć, że szlachcic ten zawołał: „Veto!“[1]
Patrzcie, jak za tą nagłą do kłótni podnietą
Tłoczy się do drzwi ciżba, pewnie idą w kuchnię;[2]
Dostali szable, pewnie krwawy bój wybuchnie.

„Lecz tam na korytarzu Państwo uważacie
       105 Tego starego księdza, co idzie w ornacie, —
To przeor; Sanctissimum z ołtarza wynosi,
A chłopiec w komży dzwoni i na ustęp prosi.
Szlachta wnet szable chowa, żegna się i klęka,
A ksiądz tam się obraca, gdzie jeszcze broń szczęka;
       110 Skoro przyjdzie, wnet wszystkich uciszy i zgodzi.

„Ach! wy nie pamiętacie tego Państwo młodzi!
Jak wśród naszej burzliwej szlachty samowładnej,
Zbrojnej, nie trzeba było policyi żadnej.
Dopóki wiara kwitła, szanowano prawa,
       115 Była wolność z porządkiem i z dostatkiem sława!
W innych krajach, jak słyszę, trzyma urząd drabów,
Policyjantów różnych, żandarmów, konstabów;[3]

  1. veto (z łaciny), nie pozwalam!
  2. idą w kuchnię, (gwar.).
  3. konstab (z angielskiego constable), policjant.