Odzyskane dziedzictwo/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Odzyskane dziedzictwo
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 25.8.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Tajemnice Woodhausu

Pociąg zatrzymał się i wysiadło z niego wielu podróżnych. Tylko jeden z podróżnych wyskoczył z pociągu jeszcze przed jego zatrzymaniem i szybkim krokiem wyszedł ze stacji. Przed stacją czekał lekki powozik zaprzężony w dwa konie. Na koźle siedział mężczyzna od stów do głów otulony w długi płaszcz z nasuniętym na oczy kapeluszem. Nie było w tym nic dziwnego, ponieważ na dworze było zimno i mglisto.
Nowoprzybyły wskoczył szybko do powozu, który ruszył natychmiast naprzód. Woźnica uchylił trochę kapelusza. Ukazało się sprytne oblicze Freda Rogersa.
— Jak stoją nasze sprawy Dick — zapytał elegancko ubranego przybysza. — Bardzo ucieszyłem się, czytając twą depeszę. Masz więc wszystko?
— Niewątpliwie — odparł Dick sucho. — Sprawa załatwiona. — Zdobyłem portfel, zawierający papiery młodego sir Duglasa.
— Dlaczego siedziałeś tak długo? — zapytał Rogers. — Pokaż mi przede wszystkim portfel.
— Bez pośpiechu — odparł Dick ostrym tonem. — Niech pan uważa przede wszystkim na konie, panie Rogers. — Możemy lada chwila znaleźć się w rowie. Mgła jest tak gęsta, że możnaby ją krajać nożem. Portfelu zresztą nie mam przy sobie. Zostawiłem go w bezpiecznym miejscu.
— Widzę, że przygotowujesz nowy szantaż — rzekł Rogers. — Porzuć tę myśl. Do czego ci się przyda ten portfel? Do niczego. Chyba, że zechcesz sam z niego skorzystać, podając się za dziedzica sir Douglasa. Wiedz jednak, że...
Rogers wykonał ruch podobny do uderzenia sztyletem.
— Myli się pan — mruknął Dick. — Nie zrobiłem tego, o czym pan mówi.
— Co mówisz? Nie zrobiłeś... Do licha! To sprzeczne z naszą umową. Chcesz więc ostatecznie poróżnić się ze mną. Dlaczego nie dokonałeś tego, co ci poleciłem? Okazji ci prawdopodobnie nie brakło. Zabrawszy dokumenty mogłeś również zrobić i to drugie.
Rogers nie posiadał się ze zdenerwowania. Dick odparł z największym spokojem.
— To długa historia. Będę mógł ją panu opowiedzieć. Kończyłem już moją robotę, gdy nagle ktoś mi przeszkodził. Nie wiem, kto to był. Może steward a może kto inny. Myślałem wówczas tylko o ucieczce i szczęśliwy byłem, gdy znalazłem się po za obrębem okrętu. Następnego dnia wsiadłem na jakiś inny podły statek, to cud, że dotąd żyję. Widziałem baroneta w chwili, gdy wysiadał na ląd angielski.
— Jak on wygląda? Czy był zdenerwowany? Czy pobiegł na posterunek policji?
— Musiał prawdopodobnie meldować o kradzieży jeszcze w Calais. Nie wyjaśniłem tej okoliczności. Z nim razem wysiadł jakiś Brazylijczyk o ciemnej cerze. Być może, że to on przeszkodził mi w zadaniu ciosu. Baronet wyjechał do Londynu, ale zabawił tam krótko. Tego ranka wsiadł wraz ze swym dziwnym towarzyszem do tego samego pociągu, co i ja, poczem wysiadł na tej samej stacji. Uważam za stosowne przestrzec pana, mister Rogers, że młody Douglas znajduje się teraz właśnie w drodze do Woodhausu.
— Przeklęta historia — mruknął Rogers. — Byłem przekonany, że nam tego oszczędzisz. Może ma on jeszcze jakieś papiery?
— Nie ma żadnych — odparł Dick. — Zabrałem wszystkie. Z tej strony nie ma powodów do obaw. Może będzie się starał dowieść swych praw w inny sposób i przypuszczam, że wszyscy uwierzą mu na słowo.
Po dwugodzinnej jeździe zbliżali się właśnie do pałacu w Woodhaus, gdy Rogers zakomunikował towarzyszowi parę rzeczy; a mianowicie:
— Jim i Tom dostali się do więzienia, adwokata Windhama okradziono sromotnie, przyczym bohaterem zdobycia jego kasy ogniotrwałej był sam Raffles. Wreszcie — że do pomocy w prowadzeniu zbrodniczego planu zjawi się nazajutrz narzeczona Rogersa Betsy Long..
— Jeśli tak, to w porządku — zawołał Dick. — Betsy Long może nam oddać większe usługi, niż Jim i Tom razem wzięci. Teraz jestem spokojny. Baronet może śmiało przyjechać razem ze swym towarzyszem.
Minęła godzina. Znajdowali się już w ciepłym pokoju pałacu, wygodnie rozlokowani, gdy dał się słyszeć odgłos zajeżdżającej bryczki. Była to bryczka, którą sir Douglas wynajął na dworcu kolejowym.
Młody dziedzic zeskoczył na ziemię, towarzyszący mu człowiek o oliwkowej cerze zajął się wyładowywaniem bagaży.
— Kogo mam zaanonsować — zapytał Rogers — zwracając się w stronę nowoprzybyłych.
— Nie wiem, czy panu wiadomo, że posiadłość ta znajduje się chwilowo pod sekwestrem. Czy mają panowie jakiś specjalny cel w złożeniu nam teraz wizyty?
— Tak — odparł młody człowiek, z niezmąconym spokojem. — Jestem sir Henry Douglas, bratanek zmarłego baroneta — przybywam tu na miejsce, aby dowiedzieć się o okolicznościach, towarzyszących śmierci mego stryja.
— Cóż słyszę, sir Henry Douglas — zawołał Rogers, udając zdumienie, choć wargi jego drżały ze zdenerwowania. — Proszę mi wybaczyć, moi panie, ale to zakrawa na zwykły żart. Jak mi wiadomo, bratanek baroneta zmarł przed kilku laty.
— To omyłka — odparł młody Douglas. — Jeśli tego rodzaju nowina dotarła do Europy muszę ją sprostować. W czasie wojny z Argentyną zostałem zraniony ciężko, lecz nie śmiertelnie. Wskutek tego powstała ta plotka.
Rogers wzruszył ramionami.
— Nie do mnie należy decyzja — dodał. — Zechcą panowie wejść do środka.
Ironiczny uśmiech zarysował się dokoła jego ust. Sir Henry nie zauważył tego. Natomiast Brazylijczyk z po za kufrów rzucił na Rogersa badawcze spojrzenie.
Rogers zaprowadził sir Douglasa do obszernej komnaty, w której adwokat Windham trząsł się z zimna. Siedział tuż przy kominku. Był w zdecydowanie złym humorze. Myśli jego krążyły dokoła śmiałej kradzieży, której padł ofiarą. Adwokat spojrzał niechętnie na gościa i niedbale odpowiedział na jego pytanie. Młody człowiek powtórzył prawnikowi to, co już raz powiedział Rogersowi.
Mister Windham spoważniał nagle. Wskazując sir Douglasowi fotel rzekł:
— To bardzo ciekawe... Jest więc pan człowiekiem, który zmartwychwstał. Wkrótce po śmierci starego baroneta, otrzymaliśmy wiadomość, że zginął pan w walkach prowadzonych przez Brazylię z Argentyną. Przywiózł pan prawdopodobnie z sobą dowody, stwierdzające pańską tożsamość. Zmarły, którego miałem zaszczyt być radcą prawnym, zapewniał mnie niejednokrotnie, że zabrał pan z sobą wszystkie dokumenty rodzinne. Mam wrażenie, że przechował je pan starannie.
— Do niedawna znajdowały się one jeszcze w moim posiadaniu. — W porcie Calais skradziono mi je w bardzo dziwnych okolicznościach.
— To bardzo smutne — odparł Windham. — A więc nie ma pan przy sobie żadnego dowodu, stwierdzającego, kim pan jest?
— Skradziono mi wszystkie papiery rodzinne — ciągnął dalej baronet spokojnym tonem. — Ponieważ jednak w Brazylii służyłem w wojsku w stopniu oficerskim, mógłbym sprowadzać stamtąd dokumenty, stwierdzające prawdziwość moich słów. Znam w Brazylii wiele osób na najwyższych stanowiskach, które oświadczą, że jestem naprawdę sir Henry Douglasem, bratankiem zmarłego baroneta. Mam nadzieję, że to wystarczy.
— Kto wie — rzucił adwokat. — Wedle pańskich słów spędził pan conajmniej dziesięć lat w Brazylii. Opuszczając Anglię miał pan lat osiemnaście. A w dziesięć lat człowiek bardzo się zmienia, zwłaszcza pad tropikalnym słońcem.
Możliwe, że baronet Douglas ustanowił pana jedynym dziedzicem Woodhausu i innych dóbr. Powtarzam panu jednak, że ta tajemnicza kradzież wywoła tysiączne trudności, biorąc wszystko z jaknajlepszej strony, będzie pan musiał wszcząć długi kosztowny proces. Zwracam panu uwagę, że jako sekwestrator nieruchomości nie będę mógł podjąć się obrony pańskich praw. W obecnych warunkach muszę pana traktować jako człowieka obcego. Mam nadzieję, że wyraziłem się dość jasno.
— Bardzo jasno — odparł młody człowiek, nie tracąc spokoju. — Zrozumiałem z tego, że nie wolno mi zostać dłużej w Woodhaus, gdzie upłynęło moje całe dzieciństwo. Nie rozpakowałem jeszcze moich bagaży. Poszukam sobie miejsca.
— O nie, to zbyteczne — zawołał Rogers, który znalazł się nagle tuż przy drzwiach. — W najbliższym miasteczku nie znajdzie pan prawdopodobnie żadnego miejsca. W każdym razie może pan skorzystać z tradycyjnej angielskiej gościnności i pozostać w Woodhaus tak długo, dopóki nie zapadnie właściwa decyzja. Mamy tu sporo gościnnych pokoi. Natychmiast wydam polecenie, aby zainstalowano pana jaknajwygodniej.
— Dziękuję panu — odparł Douglas z goryczą. — Bardzo to uprzejmie z pańskiej strony, ale mam wrażenie, że będę tu tyko tolerowany. Tym niemniej pragnąłbym pójść na grób mego stryja i dowiedzieć się, w jaki sposób spędził ostatnie lata swego życia. Dlatego też przyjmuję pańską ofertę, biorąc na siebie wszelkie koszta, związane z moim tutaj pobytem. Żegnam pana, panie Windham.
Ukłonił się zimno adwokatowi, który odpowiedział mu w sposób równie mało serdeczny. Rogers kilka minut przed tym opuścił już komnatę.
— Mam go — szepnął do siebie wesoło. — Jest tutaj i moją już będzie głową, aby stąd nie wyszedł. Podobieństwo jego ze zmarłym jest uderzające. To nie żaden oszust! Woodhaus odegra tu rolę najlepszej pułapki. Dick i Betsy Long dokonają reszty.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.