Strona:PL Lord Lister -42- Odzyskane dziedzictwo.pdf/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jako sekwestrator nieruchomości nie będę mógł podjąć się obrony pańskich praw. W obecnych warunkach muszę pana traktować jako człowieka obcego. Mam nadzieję, że wyraziłem się dość jasno.
— Bardzo jasno — odparł młody człowiek, nie tracąc spokoju. — Zrozumiałem z tego, że nie wolno mi zostać dłużej w Woodhaus, gdzie upłynęło moje całe dzieciństwo. Nie rozpakowałem jeszcze moich bagaży. Poszukam sobie miejsca.
— O nie, to zbyteczne — zawołał Rogers, który znalazł się nagle tuż przy drzwiach. — W najbliższym miasteczku nie znajdzie pan prawdopodobnie żadnego miejsca. W każdym razie może pan skorzystać z tradycyjnej angielskiej gościnności i pozostać w Woodhaus tak długo, dopóki nie zapadnie właściwa decyzja. Mamy tu sporo gościnnych pokoi. Natychmiast wydam polecenie, aby zainstalowano pana jaknajwygodniej.
— Dziękuję panu — odparł Douglas z goryczą. — Bardzo to uprzejmie z pańskiej strony, ale mam wrażenie, że będę tu tyko tolerowany. Tym niemniej pragnąłbym pójść na grób mego stryja i dowiedzieć się, w jaki sposób spędził ostatnie lata swego życia. Dlatego też przyjmuję pańską ofertę, biorąc na siebie wszelkie koszta, związane z moim tutaj pobytem. Żegnam pana, panie Windham.
Ukłonił się zimno adwokatowi, który odpowiedział mu w sposób równie mało serdeczny. Rogers kilka minut przed tym opuścił już komnatę.
— Mam go — szepnął do siebie wesoło. — Jest tutaj i moją już będzie głową, aby stąd nie wyszedł. Podobieństwo jego ze zmarłym jest uderzające. To nie żaden oszust! Woodhaus odegra tu rolę najlepszej pułapki. Dick i Betsy Long dokonają reszty.

Tragiczne noce

Z licznej służby znajdującej się w Woodhaus za życia starego baroneta, pozostało zaledwie kilka osób. Pokoje były przeważnie zamknięte. W całym prawym i lewym skrzydle nikt nie mieszkał. Kilka frontowych pokoi wystarczyło najzupełniej potrzebom obecnych mieszkańców Woodhausu.
Po wyjściu z komnaty Rogers udał się natychmiast do swego wspólnika Dicka.
— Musisz teraz zabrać się do odegrania swej roli — szepnął — powiedziałem już służbie, że zostałeś przyjęty w charakterze nowego intendenta. Uwierzyli mi i z ich strony nie masz czego się obawiać. Tylko od ciebie zależy unieszkodliwienie intruza nazawsze. Bądź ostrożny. Gdyby tutaj stało się jakieś nieszczęście — Rogers wypowiedział te słowa z naciskiem — nie moglibyśmy tego ukryć.
— Dobrze już, dobrze! — odparł Dick. — Odpowiadam za wszystko. Niedawno grałem rolę wytwornego pana, nie wątpię, że wywiążę się równie dobrze z roli intendenta.
Zwołano służbę, która szybko zabrała się do sprzątania jednej z komnat w środkowej części gmachu.
— Gdzie umieścimy służącego baroneta — zapytał Rogers.
— Gdzieś w środkowej części budynku — odparł Dick. — Ten biedak czuje się nieswojo w Europie. Możecie się nim nie zajmować. Biorę go na siebie.
— O ile to możliwe, bez gwałtu — rzekł Rogers. — Ściągnęlibyśmy niepotrzebnie na siebie podejrzenia.
— Nie myślę o tym — odparł Dick. — Gdyby coś stało się Douglasowi, jego mulat nie mógłby nam niczym zaszkodzić. Opuściłby Woodhaus i poszukałby innego miejsca, aby się tam powiesić. Musimy więc zająć się tylko naszym dziedzicem.
W ten sposób sir Douglas został zaproszony do Woodhaus. Myśl, że on prawy dziedzic zamku, uważany jest tylko za natręta, była mu nad wyraz przykra. Mimo to, opanował się i nie dał poznać po sobie tego co myśli. Zadowolił się tylko zamienieniem kilku cichych słów ze swym służącym Antonio. Kolację podano w wiekiej sali. Adwokat Windham nie zjawił się przy stole. Przy końcu posiłku stary służący z kandelabrem w ręce zaprowadził baroneta do pokoju dlań przeznaczonego.
Sir Douglas znał dobrze pokoje położone w tej części zamku. Jako dziecko bawił się jeszcze w tym skrzydle. Zdziwił się jedynie, dlaczego go tu umieszczono.
— Oto pański pokój — rzekł służący, stawiając na stole kandelabr. — Czym mogę jeszcze panu służyć?
Douglas chciał rzucić jakieś pytanie, spostrzegł jednak w porę ostrzegawcze spojrzenie Antonio i zamilkł.
— Nie, dziękuję — rzekł. — Gdzie umieściliście mego służącego?
— W części centralnej pałacu. Pokój dla niego jest już przygotowany. Jeśli pan nie będzie potrzebował jego pomocy, będzie mógł pójść. Tym samym korytarzem, którymśmy przyszli dojdzie do pokojów dla służby.
Służący wyszedł z pokoju.
Brazylijczyk poczekał, aż odgłos jego kroków umilknie na korytarzu. Podszedł do drzwi, przyłożył ucho do dziurki od klucza i zasunął zasuwę.
— O co chciał pan zapylać tego człowieka? zapytał doskonałą angielszczyzną.
Nie miał potrzeby kaleczyć języka, który znał doskonale. Sir Douglas odwrócił się w stronę swego tajemniczego towarzysza.
— Byłem trochę zdziwiony — rzekł. — O ile pamiętam ta część pałacu znajduje się w najgorszym stanie. Nie rozumiem dlaczego mnie tu umieszczono.
— Odgadłem pańską myśl — oświadczył Brazylijczyk. — Dlatego też ostrzegłem pana wzrokiem. Zupełnie niepotrzebne było stawianie takich pytań. Zorientowałem się odrazu, że mury a zwłaszcza sufit grożą zawaleniem. Mówmy jednak ciszej: mury choć zrujnowane mogą mieć jednak uszy.
Sir Douglas pochylił się ku niemu.
— Jestem teraz najmocnej przekonany, że jest pan lordem Listerem moim przyjacielem z lat dziecinnych — szepnął.
Nie mam zaufania do tych łotrów — odparł Lister. — niech się pan ma na baczności. Grozi panu niebezpieczeństwo, lecz postaram się niebezpieczeństwu temu zapobiec.
Gdy Raffles opuścił pokój, baronet zamknął drzwi na zasuwę, zgasił dwie świece, i jak gdyby zmorzony snem, rzucił się na łóżko. Pozostał w nieruchomej pozycji kilka chwil, ziewnął przeciągle i przekonawszy się, że rolety były szczelnie zasunięte, zgasił trzecią świecę.
Słychać było jeszcze w pokoju szelest po-