Strona:PL Lord Lister -42- Odzyskane dziedzictwo.pdf/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żyłem tu przyjść w porę, aby nie dopuścić do zbrodni.
— Nie ruszać się — krzyknął sir Douglas, nie zwracając najmniejszej uwagi na wypowiedziane słowa. — Otworzono moje drzwi, to mi wystarcza.
Człowiek z siwą brodą opanował się z trudem.
Henry Douglas wyskoczył z łóżka i pobiegł do szafy wciąż trzymając rewolwer zwrócony w stronę nieznajomego.
Nagle z ust baroneta padł okrzyk rozpaczy.
— Okradli mnie! Okradli mnie! — jęknął. — Zabrali mi portfel z pieniędzmi, zabrali mi portfel z dokumentami! Wszystko znikło... Oddaj mi to, coś mi ukradł, łotrze!
Sir Douglas zbliżył się do starca, tak, że lufa rewolweru dotykała prawie jego czoła.
— Oddaj mi to coś mi zabrał! — powtórzył.
— Ja nic nie ukradłem — odparł nieznajomy. — Ktoś inny zabrał panu przedmioty, których brak pan stwierdził. Jak już panu powiedziałem przybyłem o minutę zapóźno, aby przeszkodzić kradzieży. Sprawca jej wysunął się z moich rąk jak piskorz. Mam wrażenie nawet, że mnie zranił. Nic wielkiego... Tylko zadraśnięcie!
Nieznajomy podniósł lewą rękę. Mimo wielkiego wzruszenia sir Douglas spostrzegł, że ręka ta była dziwnie wąska i biała. Na napięstku perliło się kilka kropel krwi.
— Nie zwiedziesz mnie podobną komedią — odparł sir Douglas. — Zwróć mi moją własność, łobuzie!
Nieznajomy podniósł powoli obie ręce. Douglas sądził, że za chwilę wyjmie z kieszeni skradzione przedmioty. Stało się jednak zupełnie inaczej, biała broda otaczająca oblicze nieznajomego opadła nagle. Siwa peruka znikła z jego głowy i oczom sir Douglasa ukazała się młoda ogolona twarz.
Baronet oniemiał ze zdumienia. Sprzeczne uczucia odmalowały się na jego twarzy.
— Ta twarz... Ten głos... — szepnął do siebie. — Tak to możliwe. Będzie już chyba dziesięć lat... Jeśli się — nie mylę to lord...
— Lord Lister — odparł młody człowiek. — Lord Lister, pański przyjaciel z dziecinnych lat, sir Douglasie. Wszystko odbyłoby się inaczej, gdybym nie był się potknął.
Twarz młodego człowieka przybrała znów wyraz nieufności.
— To może być zwykłe podobieństwo — szepnął.
— Nie, to nie złudzenie — odparł Tajemniczy Nieznajomy. — Ma pan przed sobą, sir Douglasie, lorda Listera. Proszę chwilowo zadowolić się wyjaśnieniem, że dzięki dziwnemu przypadkowi dowiedziałem się o pewnych rzeczach, które mnie skłoniły do przyjazdu do Calais. Od dwóch dni oczekuję tu przybycia okrętu oraz pana. Chciałem pana ostrzec i pomóc panu radą i siłą. Nie tylko ze względu na naszą przyjaźń z lat dziecinnych...
Baron utkwił w nim pytające spojrzenie.
— Miał pan wuja — ciągnął lord Lister — wuja, który zaliczał się do najbogatszych ludzi w Anglii. Wuj pański zmarł niedawno.
— Mój wuj? Boże! Nie wiedziałem o tym zupełnie — zawołał sir Douglas ze smutkiem. — Wracam do Anglii jedynie po to, aby się z nim pogodzić. Niestety.... Jest już zapóźno.
Przez chwilę stał w milczeniu pochłonięty, swoim smutkiem. Następnie zwrócił się żywo do lorda Listera.
— Jaką mam gwarancję, że jest pan istotnie lordem Listerem. — Muszę odzyskać z powrotem moje dwa portfele. Pańskie wtargnięcie do kabiny wydaje mi się mocno podejrzane. Co pan tu robi?
— Chciałem pana uratować, baronecie. Proszę mnie zrewidować. Douglas nic nie odpowiedział. Zbliżył się do człowieka, który utrzymywał, że jest jego przyjacielem i nie spuszczając palca z cyngla rewolweru, począł przeszukiwać jego kieszenie. Poszukiwania te pozostały bez rezultatu.
Okoliczność ta zamiast go uspokoić wprawiła go w jeszcze większe zdenerwowanie.
Jakkolwiekby się sprawa przedstawiała, musiał pan tutaj mieć wspólnika. Jestem prawie pewny, że drzwi zostały otworzone przez dwóch włamywaczy. Jest pan moim więźniem i za chwilę wydam pana służbie okrętowej. Proszę się nie ruszać, gdyż w przeciwnym razie będę musiał zrobić użytek z broni.
Zbliżył się do dzwonka alarmowego.
— Baronecie — rzekł z powagą Lister. — Proszę się wstrzymać i wysłuchać tego, co powiem. Idzie o pańską przyszłość a może i życie.
Sir Douglas zawahał się. Obrzucił badawczym spojrzeniem twarz lorda Listera.
— A więc dobrze, słucham pana. — Proszę mi powiedzieć najpierw co pan miał mi do powiedzenia, a potem powezmę decyzję. Niech pan nie stara się uciec. Mój rewolwer przeszkodzi panu w tym niezawodnie. Proszę niech pan zaczyna.

Tajemnice Woodhausu

Pociąg zatrzymał się i wysiadło z niego wielu podróżnych. Tylko jeden z podróżnych wyskoczył z pociągu jeszcze przed jego zatrzymaniem i szybkim krokiem wyszedł ze stacji. Przed stacją czekał lekki powozik zaprzężony w dwa konie. Na koźle siedział mężczyzna od stów do głów otulony w długi płaszcz z nasuniętym na oczy kapeluszem. Nie było w tym nic dziwnego, ponieważ na dworze było zimno i mglisto.
Nowoprzybyły wskoczył szybko do powozu, który ruszył natychmiast naprzód. Woźnica uchylił trochę kapelusza. Ukazało się sprytne oblicze Freda Rogersa.
— Jak stoją nasze sprawy Dick — zapytał elegancko ubranego przybysza. — Bardzo ucieszyłem się, czytając twą depeszę. Masz więc wszystko?
— Niewątpliwie — odparł Dick sucho. — Sprawa załatwiona. — Zdobyłem portfel, zawierający papiery młodego sir Duglasa.
— Dlaczego siedziałeś tak długo? — zapytał Rogers. — Pokaż mi przede wszystkim portfel.
— Bez pośpiechu — odparł Dick ostrym tonem. — Niech pan uważa przede wszystkim na konie, panie Rogers. — Możemy lada chwila znaleźć się w rowie. Mgła jest tak gęsta, że możnaby ją krajać nożem. Portfelu zresztą nie mam przy sobie. Zostawiłem go w bezpiecznym miejscu.
— Widzę, że przygotowujesz nowy szantaż — rzekł Rogers. — Porzuć tę myśl. Do czego ci się przyda ten portfel? Do niczego. Chyba, że zechcesz sam z niego skorzystać, podając się za dziedzica sir Douglasa. Wiedz jednak, że...