pamięci mojej się należy plus
to wielkie wycie buta na księżycu drogi
zimne doświetlne przechodzenie
między jedną północą a trzecią
śród moczopędnych elizejskich kwiatów
w rozpasanym cięciu świata wpław tymczasem:
w źródle lustra sucha przystań oglądających rysy za twarzą co drugi to cezar z pompejuszem oka wycięty na świat swego miecza pod farsalos wołowa co druga to santa jakby madonna z hejnału a zakręcona w lok poczesnej trąbki składają się na mnie rozkładają
o szmelcowani przyjaciele minus
poznaję was po błysku wytartego
miejsca na pancerz tuż przy sercu
ciągle macie swoją prawą nogę przy mej prawej
więc obok a odwrotnie więc wciąż przed siebie
a do tyłu rozstawiacie te kąpiele luster
dla mojej w was nieobecności
wróćmy więc do lustra jest przypływ i twarze po kolana podniosły swoją dozwoloną wartość cezar wyżej dźwiga głowę pompejusza i patrzy mi w oczy po jego źrenice czy urosłem przez tę nieobecność madonna oczy spuszcza i mnie zamyka czy otwarłem się w takim zamknięciu cała już w aniołach do kolan
tymczasem równa się:
przechodzi gradobicie słów ubezpieczeni
cieszą się i zjadają pszenne alleluja
razem z paschalnym wypiekiem
patrzą na ślepe wzgórze skąd mojżesz
ma im odrzucić naprawione oko
nawet but mój łypie językiem
do widoku na paście
wracam zatem do lustra jest odpływ a więc co w nim się oddala jest powrotem nic nie widzę poza ramą z obecnych
POSTULAT ZNACZENIOWY
skubanka i na dąsach
z całej zawiesiny twarzy
robi dania kluskowe
każdy zaokrągla swoje
porachunki z obcymi
rysami nie chce wdać się
we własną nieścisłość
kalka logiczna
ONUS PROBANDI
bieg się ściera z niewytchnienia
bok się dziurawi i z adama
wychodzi coś jak sama przechadzka
on śpi dalej ona mu koszulę
ściąga z boku i drapie go
w senną odleżynę ewy bez dowodów
na ciało i na przebudzeniu staje ślad
podobny do swego ciężaru
PRAWO KOMPOZYCJI
dźwięczna wędrówka w żyle
gramofonu i na własnym
głosie stręczycielski
porost zasłyszenia
najlepiej nikogo
nie słuchać z chałatu
wszystkie dzwonki odpasać
i mieć szabas
na wytrawnej głuszy