Zmarszczków z oblicza odstraszyć nie umie;
Starości, ani śmierć nie odstrasza.
Niczem nie zmiękczysz Plutona wyroków,
Choćbyś mu trzysta byków bił codziennie,
Jak raz Tytyja z Geryonem wziął w oków
Czarnego Stygu, tak trzyma niezmiennie.
A my, co ziemskie pożywamy płody
Radzi nie radzi pójdziem kiedyś wszyscy
Przez jego czarne przewozić się wody,
Wielcy królowie, pachołkowie nizcy.
Próżno nas stracha Mars srodze wojenny,
I unikamy burz Adryatyku;
Próżno, gdy powiew pociąga jesienny
Chronimy zdrowia od chorób bezliku.
W końcu przyjść musisz nad brzeg czarnej rzeki
Mknącej leniwo; patrzyć na tortury
Cór Danausa przeklętych na wieki,
I na Syzyfa trud u stoku góry.
Raz się oderwać trzeba — niema rady!
Od roli, domu, małżonki nadobnej;