O miłości (Stendhal, tłum. Żeleński, 1933)/Tom I/Rozdział XXXII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | O miłości |
Wydawca | Bibljoteka Boya |
Data wyd. | 1933 |
Druk | Drukarnia Zakładów Wydawniczych M. Arct, S.A. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Tytuł orygin. | De l’amour |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I Cały tekst |
Indeks stron |
Największem szczęściem jakie może dać miłość, to pierwszj uścisk dłoni ukochanej kobiety.
W miłostce, przeciwnie, szczęście jest o wiele bardziej realne i więcej nastręcza pola do żarcików.
W miłości namiętnej oddanie się jest nietyle szczytem szczęścia, ile ostatnim krokiem do niego.
Ale jak odmalować szczęście, jeśli nie zostawia wspomnień?
Mortimer wracał drżący z długiej podróży; ubóstwiał Jenny; nie miał od niej odpowiedzi na listy. Przybywszy do Londynu, dosiada konia i jedzie do niej na wieś. Przybywa, zastaje ją w parku; biegnie z bijącem sercem; spotyka ją, ona podaje mu rękę i wita go ze wzruszeniem: widzi, że jest kochany. Kiedy się z nią przechadzał w parku, suknia Jenny zaczepiła się o krzak akacji. Niebawem Mortimer dostąpił szczęścia, ale Jenny zdradziła go. Ja mu dowodzę, że go Jenny nigdy nie kochała, on mi przytacza jako dowód miłości sposób w jaki go przyjęła po powrocie; ale nigdy nie umiał mi podać najmniejszego szczegółu. Drży tylko wyraźnie, ilekroć ujrzy krzak akacji: jestto w istocie jedynie rzeczywiste wspomnienie, które zachował z najszczęśliwszej chwili w życiu[1].
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Nie można dość wychwalać naturalności. Jestto jedyna zalotność, dozwolona w rzeczy tak poważnej jak miłość à la Werter, w której człowiek nie wie dokąd idzie; równocześnie zaś, szczęśliwym dla cnoty przypadkiem, jest to najlepsza taktyka. Bezwiednie, mężczyzna szczerze zakochany mówi rzeczy urocze, mówi językiem którego nie zna.
Biada mężczyźnie bodaj trochę sztucznemu! Nawet gdyby kochał, nawet przy wszystkich darach umysłu, traci trzy czwarte swoich zalet. Niech się da ponieść na chwilę przesadzie, w minutę później przychodzi moment oschłości.
Cała sztuka kochania sprowadza się, jak sądzę, do mówienia ściśle tego, czego dozwala stopień upojenia w danej chwili: to znaczy, innemi słowy, do słuchania swej duszy. Nie sądźcie, aby to było łatwo: człowiek, który naprawdę kocha, kiedy słowa ukochanej przepełniają go szczęściem, nie ma wręcz siły mówić.
Traci w ten sposób to, co byłyby mu zyskały jego słowa[3]; ale lepiej milczeć niż mówić rzeczy zbyt czułe nie w porę; to, co było na miejscu przed dziesięciu sekundami, nie jest na miejscu i razi w danej chwili. Za każdym razem kiedy zapomniałem o tej zasadzie[4] i powiedziałem coś co mi (przyszło na myśl trzy minuty wprzódy i co mi się wydało ładne, Leonora pobiła mnie na głowę. Powiadałem sobie później wychodząc: Ma słuszność, takie rzeczy muszą nadzwyczaj razić subtelną kobietę; jestto nieobyczajność uczucia. Raczej zniosłyby, jak retorzy bez smaku, nieco mdłości i chłodu. Ponieważ rzeczą, której kobiecie najbardziej trzeba się lękać u kochanka, jest fałsz, najdrobniejszy tedy, choćby najniewinniejsza nieszczerość niweczy w jednej chwili całe szczęście i pogrąża w nieufności.
Uczciwe kobiety mają odrazę do tego co gwałtowne i nieprzewidziane, a to są cechy namiętności; poza tem że gwałtowność rani ich skromność, bronią się.
Kiedy odruch zazdrości lub niesmaku sprowadzi chłód, można naogół spróbować słów zdolnych zrodzić owo upojenie sprzyjające mdłości i jeżeli, po paru wstępnych zdaniach, kochanek nie chybi sposobności oddania wiernie tego co dusza czuje, sprawi ukochanej żywą przyjemność. Błędem mężczyzn bywa to, że silą się na mówienie rzeczy, które im się wydają ładne, dowcipne, wzruszające; zamiast wyzwolić duszę ze światowego przymusu, aż do tego stopnia swobody i naturalności w którym się mówi poprostu to co się czuje w danej chwili. Jeśli kto ma tę odwagę, otrzyma natychmiast nagrodę w postaci pojednania.
Ta właśnie nagroda, równie szybka jak mimowolna, za przyjemność daną ukochanej istocie, stawia tę namiętność o tyle wyżej od innych.
Jeżeli istnieje doskonała naturalność, szczęście dwojga istot stapia się w jedno[5]. Na zasadzie sympatji oraz wielu innych praw naszej natury, jestto poprostu największe szczęście jakie może istnieć.
Nie jest bynajmniej łatwo określić znaczenie tego słowa naturalny, koniecznego warunku do szczęścia w miłości.
Nazywają naturalnem to, co nie odbiega od zwykłego sposobu postępowania. Rozumie się samo przez się, że nie trzeba nietylko kłamać kochanej osobie, ale nawet w najlżejszy sposób upiększać prawdy i kazić czystości jej rysów. Jeżeli się upiększa, uwaga zajęta jest upiększaniem i nie odpowiada już poprostu, niby klawisz fortepianu, uczuciu które jawi się w jej oczach. Ona odczuwa to natychmiast wrażeniem jakiegoś chłodu i sama znowuż ucieka się do zalotności. Czyżby nie tu tkwiła przyczyna, że niepodobna jest kochać kobiety zbyt głupiej? Bo przy takiej można bezkarnie udawać, że zaś udawanie jest wygodniejsze, brnie się z nałogu w brak naturalności. Z tą chwilą miłość nie jest już miłością, spada do rzędu pospolitych spraw: jedyna różnica, że, zamiast pieniędzy, zyskuje się rozkosz lub zadowolenie próżności, albo mieszaninę obu. Ale trudno mężczyźnie nie czuć wzgardy dla kobiety z którą można bezkarnie grać komedję; tem samem, aby ją rzucić, wystarczy mu spotkać coś lepszego. Nawyk lub przysięgi mogą zatrzymać; ale ja mówię o porywie serca, którego naturalnym pędem jest lecieć ku największej rozkoszy.
Wracam do tego słowa naturalny; naturalny a zwyczajny, to dwie różne rzeczy. Jeśli brać te słowa w jednakiem znaczeniu, jasne jest, że, im ktoś wrażliwszy, tem trudniej mu być naturalnym, ile że nawyk mniej ma wpływu na jego postępki; taki człowiek bardziej jest zdany na okoliczności. Wszystkie karty życia człowieka chłodnego są jednakie; weź go dziś czy jutro, ten sam kołek.
Człowiek uczuciowy, z chwilą gdy serce jego jest w grze, nie znajduje już w sobie śladów nawyku, któryby kierował jego czynnościami; w jakiż sposób mógłby iść drogą, której poczucie zatracił?
Czuje olbrzymi ciężar, przywiązany do każdego wyrazu jaki mówi do swej ukochanej; zdaje mu się, że jedno słowo rozstrzygnie o jego losie. Jakżeby się nie starał dobrze mówić? jak mógłby nie mieć bodaj poczucia, że dobrze mówi? Z tą chwilą przepadła naiwność. Zatem, nie trzeba silić się na naiwność, ową właściwość duszy, nie mającej świadomości siebie? Człowiek jest tem czem być może, ale czuje czem jest.
Zdaje mi się, że doszliśmy do ostatniego stopnia naturalności, o którą najsubtelniejsze serce może się kusić.
Człowiek namiętny może tylko — jedyna jego ucieczka w czasie burzy — przysiąc sobie najszczerzej że nigdy nie skazi prawdy i że będzie czytał wiernie w swem sercu; jeśli rozmowa jest żywa i urywana, może spodziewać się pięknych momentów naturalności, inaczej będzie zupełnie naturalny jedynie w chwilach gdy będzie kochał nieco mniej szalenie.
W pobliżu ukochanej naturalność zostaje zaledwie w ruchach, których nawyki tkwią wszakże tak głęboko w mięśniach. Kiedy podawałem ramię Leonorze, zawsze miałem uczucie że padnę, myślałem o tem aby dobrze iść. Wszystko co można uczynić, to aby nigdy nie być przesadnym dobrowolnie; wystarczy przeświadczenie, że brak naturalności jest największą wadą i że łatwo może być źródłem największych nieszczęść. Serce ukochanej kobiety nie rozumie już twego, tracisz ten nerwowy i mimowolny odruch szczerości, która odpowiada na szczerość. To znaczy stracić wszystkie środki wzruszenia, omal nie powiedziałbym uwiedzenia jej. Nie abym przeczył iż kobieta godna kochania może widzieć swój los w owem wdzięcznem godle bluszczu, który umiera jeśli się nie przywiąże: to prawo natury. Ale jestto zawsze stanowczy krok ku szczęściu, dać szczęście człowiekowi którego się kocha. Zdaje mi się, że rozsądna kobieta powinna użyczyć kochankowi wszystkiego nie wcześniej aż będzie niezdolna się bronić, najlżejsze zaś podejrzenie co do szczerości twego serca wraca jej natychmiast nieco siły, dosyć przynajmniej aby opóźnić jeszcze o jeden dzień jej porażkę[6]. Czy potrzebuję dodawać, że, aby uczynić to wszystko bezgranicznie śmiesznem, wystarczy zastosować to do miłostki?
- ↑ Życie Haydna, str. 288.
- ↑ „Po pierwszej sprzeczce, pani Ivernetta zerwała z biednym Bariac. Bariac był szczerze zakochany, zerwanie to pogrążyło go w rozpaczy; ale przyjaciel jego, Wilhelm Balaon, którego życiorys piszemy, pomógł mu wielce i dokonał tego cudu, iż ułagodził srogą Ivernettę. Zawarto pokój, a zgoda była tak luba, że Bariac przysiągł Balaonowi, iż chwila pierwszych faworów kochanki nie była tak słodka, jak to rozkoszne pojednanie. Opowiadanie to zawróciło głowę Balaonowi, zapragnął poznać tę rozkosz którą opisywał mu jego przyjaciel etc. etc. (Nivernois, Życie trubadurów, t. I. str. 32).
- ↑ Ten właśnie rodzaj nieśmiałości jest rozstrzygający, i dowodzi namiętnej miłości u inteligentnego człowieka.
- ↑ Czytelnik przypomina sobie, że, jeżeli autor używa niekiedy słówka ja, to aby wprowadzić pewne urozmaicenie w formę tego studjum. Nie ma bynajmniej zamiaru zajmować czytelników własnemi uczuciami. Stara się udzielić, w sposób najmniej suchy, tego co zauważył u innych.
- ↑ Tak iż mieści się ściśle w tych samych uczynkach.
- ↑ Haec autem ad acerbam rei memoriam, amara quadam dulcedine, scribere visum est... ut cogitem nihil esse debere quod amplius mihi placeat in hac vita. Petrarca, Ed. Marsand.
15 stycznia, 1819.