O Pycinie, której mąż zgolił głowę, a potym ta głowa piórami porosła

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Karol Mátyás
Tytuł O Pycinie, której mąż zgolił głowę, a potym ta głowa piórami porosła
Pochodzenie Z za krakowskich rogatek
Redaktor Michał Arct
Wydawca Michał Arct
Data wyd. 1894
Druk Józef Jeżyński
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


3. O Pycinie, której mąż zgolił głowę, a potym ta głowa piórami porosła.

Jeden chłop nazywał się Pyta i miał babę okropną pijaczkę, z którą sobie nie mógł w żaden sposób dać rady. Ano więc raz okropnie się ta baba spiła, tak się strasznie spiła, że nie wiedział, co z nią ma poradzić. Ano więc dosyć na tem, że obciął jej włosy do goluteńkiej pałki, wyprowadził ją pod las i tam ją położył.
I ona sobie spała bardzo paradnie. W nocy, jak się obudziła, jak się troszkę przetrzeźwiła, maca się po głowie: niema włosów! — i pyta się:
— Czy já Pyciná? czy já nie Pyciná? Pyciná já? E, nie! já nie Pyciná!
I biegnie prędko do swojej chałupy i staje za oknem, puka do szyby i woła:
— Pyta! jes twoja kobiéta?
A Pyta się odzywa:
— O! jest: dobrá, grzecná, śpi, nie pijácka...
— O! to já nie Pyciná...
Zabrała się i poszła tam, skąd przyszła. I siadła sobie i siedzi. Patrzy się, a tu idą złodzieje, i woła na nich:
— Koledzy! jak sie mácie?
A oni mówią:
— A dobrze.
— Weźciez mnie ze sobą!
A oni mówią:
— Ano to chodźcie! ale bedziemy musieli wám dużo wódki dać...
— Nie trápcie sie o to, bo já wám bede dobrze kraść.
— Chodźcie, chodźcie! a żywo! bo nie mamy czasu.
Pycina się zerwała, poszła z niemi. Wszędzie im było dobrze z nią, bo umiała dobrze kraść, ale jej musieli dużo wódki dawać.
Ano więc jednego razu posłali ją kraść do kómory. Oni czekali na polu, a ona była w kómorze i brała co się jej nawinęło pod rękę. Nareszcie bierze, bierze, i namacała chłopa, co spał w kómorze, i woła na złodziei:
— Koledzy! chcecie poletki? bo tu są, a tłuste! a wielkie!
— Dawáj! dawáj!
Chłop jak nie poczuje, że go coś pomacało, jak się nie zerwie, jak nie zacznie uciekać z kómory, ano tak Pycina nabrała, co się jej tylko żywnie podobało, zabrała się i wyszła.
Ci złodzieje, jak im już dużo nakradła, tak się im sprzykrzyła, bo się też bali, że jak się kiedy upije, to ich wyda. Znów jednego razu poszli kraść na plebanję, bo tam były tłuste wieprzki, a Pycinie dali orzechów i posadzili ją pod dzwonnicą przy kościele, a kościół był zaraz przy plebanji. Ano więc ona sobie siedzi, siedzi pod tą dzwonnicą i tłucze orzechy, nareszcie jeden orzech potoczył się jej na ziemię, a ona woła:
— Orzesku, pódze haw! Orzesku, pódze haw!
A tu idzie kościelny dzwonić na „Anioł Pański” rano, tylko jeszcze ciemno było, a ten kościelny nazywał się Orzechoski.
Jak usłyszał głos pod dzwonnicą, tak się okropnie przeląkł, bo myślał tak, że który z nieboszczyków woła na niego: „Orzesku, pódze haw!” Więc leci prędko do księdza na plebanję i mówi, że jakiś duch siedzi pod dzwonnicą i woła na niego:
— Orzesku, pódze haw!
Ano więc ksiądz był okropnie tłusty, tak, że nie mógł chodzić, więc się kazał nieść pod tę dzwonnicę; ubrał się w komeżkę, kościelny wziął kropidło i święconą wodę i niosą księdza ku dzwonnicy. Jak Pycina zobaczyła, że coś niosą, tak myślała, że jej koledzy niosą wieprzka, ano więc woła:
— Niesiecie go! dawájcie go tu!
Ksiądz się okropnie przeląkł, jak nie umiał chodzić, tak się prędko nauczył i uciekł.
Więc złodzieje spokojnie sobie powynosili przez ten czas wieprzki. Ale potem już złodzieje nie chcieli Pyciny, żeby z niemi chodziła, żeby ich nie wydała z temi wieprzkami, więc wypędzili ją.
Pycinie teraz okropnie bieda dokuczała, i poszła do służby do rzeźnika takiego, który bił drób: kury, gęsi, kaczki... Więc tam służyła u tego rzeźnika, ale ten rzeźnik nie mógł sobie z nią dać rady. Chciał ją wypędzić, nie chciała odejść, więc coby jej tu poradzić, coby jej tu na złość zrobić, żeby ona poszła. Ano więc dał jej tak dużo wódki, żeby się okropnie spiła. Ona się okropnie spiła, i on jej oblepił głowę stolarskim klejem, a na wierzch pierzem. Pycina się obudziła, maca się znów po głowie i pyta się:
— Czy já kaczka? czy já kura? czy já téż Pyciná?.. Przecie já téż nie kaczka, ani nie kura, tylko Pyciná.
Zabrała się i uciekła od tego rzeźnika. Uciekła od tego rzeźnika i przyszła do swojego męża i zaczęła go okropnie prosić, żeby ją przyjął, że już nie będzie wódki piła.
A on mówi tak:
— Widzis! widzis! nie pij wódki! widzis, jakie ci to pióra na głowie porosły, wszystko z gorzáłki.
Pyta ją zbił, potym jej nagrzał wody, umył jej głowę, zaprowadził ją do księdza, żeby się poprawiła. Potym Pycina dobra kobieta była i każdej babie pijaczce radziła, żeby wódki nie piła, bo jej pióra na głowie porosną.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karol Mátyás.