Przejdź do zawartości

Nasi okupanci/Lekarze zakopiańscy

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł Nasi okupanci
Wydawca Bibljoteka Boya
Data wyd. 1932
Druk Drukarnia T-wa Polskiej Macierzy Szkolnej
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Lekarze zakopiańscy

W CHWILI gdy oddawałem pod prasę artykuł p. t. Niebezpieczna fikcja, otrzymałem cenny dowód słuszność tezy, którą w nim postawiłem. Mówiłem o fikcji, którą stwarza znakomita organizacja opinji fałszowanej, urabianej, narzucanej, wyłudzanej, przy zupełnym prawie braku organów dla opinji prawdziwej i niezależnej, nie mówiąc o innych przeszkodach w wypowiadaniu się takiej opinji.
Otrzymałem tedy rodzaj adresu, podpisanego przez czterdziestu lekarzy zakopiańskich[1]. Pomijam to, co w tem piśmie było dla mnie aż nazbyt pochlebnego i zaszczytnego. Chodzi o rzecz. Otóż, rzecz jest taka: czterdziestu lekarzy zakopiańskich deklaruje swoją pełną solidarność ze sprawą regulacji urodzeń i poradni Świadomego Macierzyństwa, ze sprawą postępowych zmian nowego kodeksu karnego, wreszcie z projektem nowej ustawy małżeńskiej.
Czterdziestu lekarzy, a jest ich wszystkich w Zakopanem czterdziestu kilku; rzadka jest taka jednomyślność, a jeszcze rzadsza taka samorzutność w ujawnieniu jej. I jaki przekrój: lekarze zakopiańscy, to ludzie z najrozmaitszych stron Polski, ludzie pozatem z pewnością rozmaitych obozów i przekonań. Trudno tu już mówić — jak jest zwyczaj — o masonach, o Żydach, o klice. Tem może różnią się lekarze zakopiańscy od innych, że są bardziej niezależni, mniej podlegający ciśnieniu które dławi jednostki w mniejszych zwłaszcza środowiskach, nawykli bezpośrednio patrzeć na życie i na jego powikłania. No, i nawykli oddychać zdrowem górskiem powietrzem.
A równocześnie odbył się w Zakopanem wiec: w sprawie nowej ustawy małżeńskiej. Mam o nim relacje od naocznego świadka. Pod egidą miejscowego proboszcza wytrzęsiono na nim zwykłą porcję fałszów o komisji kodyfikacyjnej (o której wszak na wiecu w Warszawie pewien poseł do sejmu informował zebranych, że składa się ogółem z siedmiu członków, w tem pięciu Żydów a dwóch Polaków, »ale głupich i do tego masonów«) i o nowej ustawie małżeńskiej. W rezultacie, głosami obałamuconych bab góralskich, wyrażono »jednomyślnie« oburzenie »bolszewickiemu« projektowi komisji.
Takie wiece odbywają się obecnie w całym kraju. Fabrykowane wedle tego samego wzoru, roztrębywane następnie w całej prasie. Jako wyraz »opinji«. Otóż, gdyby nie prywatny niejako głos lekarzy zakopiańskich, któż znałby prawdziwe poglądy tak ważnego odłamu społeczeństwa w kwestji tej i innych pokrewnych? Możemy przypuszczać, że takich ośrodków opinji znalazłoby się w całym kraju bardzo wiele, ale nie ujawniają się, nie wiedzą może wręcz same o sobie. Któryś z moich korespondentów, podkreślając potrzebę organizowania się ludzi podobnie myślących, skarżył się na to odosobnienie. »Kto wie, — pisał, — może w tramwaju siedzi koło mnie ktoś, kto myśli tak samo jak ja, a ja o nim nie wiem, ani on o mnie«.
Bo na dowód, jak utrudnione jest porozumienie się i wypowiedzenie, dam jeszcze przykład. Fakt, którego udzielił mi jeden z lekarzy prowincjonalnych. Lekarz ten przesłał — właśnie w sprawach, o których mówi pismo zakopiańskich lekarzy, — do organu społeczno-lekarskiego artykuł p. t. Czemu milczymy? Odmówiono mu wydrukowania. O sprawach społeczno-lekarskich, w gazecie... społeczno-lekarskiej!!!... Gdyby ów lekarz wyrażał przeciwne poglądy, miałby do swojej dyspozycji kilka tuzinów wszelakich gazet i gazetek w całym kraju. Niech to będzie zarazem objaśnieniem, czemu niektóre sprawy, które, zdawałoby się, należą gdzieindziej, trzeba poruszać w... Wiadomościach Literackich.
Pismo lekarzy zakopiańskich wydaje mi się tedy znamiennym sygnałem ostrzegawczym. Świadczy ono, że nietylko nie znamy opinji ogółu w najważniejszych sprawach społecznych, ale — tak jak rzeczy stoją — nie mamy prawie możności jej poznać.





  1. Patrz na końcu Dokumenty.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Tadeusz Boy-Żeleński.