[300]Z czeskiego.
JAROSŁAW VRCHLICKY.
Na dwie starożytne maski i Tragedyę
i Komedyę.
Na cóż was z głębi wyjęto podziemnej?
Wyście dziś światu, jak myt stary, ciemny —
Co w ludzkie myśli wpada i wnet znika:
Obca dziś ludziom waszych czuć muzyka!
Nie zbudzą świata wasze głosy wieszcze,
Bo w nas zagasły wielkich myśli dreszcze,
Zapału ognie i mary płomienne!
Płaczcie, wstrząsajcie swe włosy promienne:
Chodzi i tańczy nasz wiek obojętnie,
Śmiechem ni bólem nie zadrgnie namiętnie.
[301]
A jakie światy kryją wasze twarze!
W tych białe zęby szyderstwo pokaże,
Te przerażeniem skrzywione boleśnie,
Spazmy im wargi ranią nawet we śnie.
W tych ślepe fatum, co i bóstwa goni,
W tych bezlitośny śmiech świszcze i dzwoni,
W tych cały Olimp, a w tych ziemia cała,
W tych żart i tan, w tych groza skamieniała.
Gdzież dni, gdy człowiek w skarbach pieśni złożył
Swój śmiech i bóle — i muzy z nich stworzył!
Dziś ziemia pusta. Dziś znikły z niej cuda:
Chmury nam kryją słońce i niebiosy.
Na progu świata siedzi zysk i nuda.
Poezya blada, rwąc rozpacznie włosy,
Odwraca twarz! Więc wy przemówcie maski,
Pokażcie światu swe zmroczone blaski,
Swój włos rozwiany, swe zbudzone oczy...
Czas, kiedy człowiek wciąż o zysk bój toczy,
Ustanie... Człowiek zajrzy do swych wnętrzy,
Gdzie walk bez końca huragan się piętrzy,
I bez rumieńca łzy wyleje srebrne
I śmiech wysnuje w radości podniebne —
I złoży wszystko, co go pali, dręczy,
Jak niegdyś w pieśni różnobarwnej tęczy.
W rysach się waszych wielkie sny wyryły,
Dawnych a wielkich czasów mary boże!
W rysach to waszych, odchodząc, ukryły
Muzy — odblaski swych lic — niby zorze.
Gdzie jest Pigmalion, coby tchnął w kamienie
Myśl swoją? Coby roztlił w nich płomienie?
[302]
O, wątpię, wątpię! Świat już takich niema,
I warga nasza już na wieki niema!
O, groźna masko! patrzę na cię blady.
Tyś furya — na twej głowie żmij gromady,
Tyś Edyp, który moc swych błędów waży,
Tyś Ajaks, hańby piętno na twej twarzy,
Tyś Prometeusz, co piorun porywa!
Nas wszystko gnębi: zapał, wiara żywa
I buntu groza, co kajdany łamie,
Nam słabość własna, nam i złoto kłamie.
Masko, twój groźny ból wstręty w nas budzi —
W twym gniewie piorun; w oku wzgarda ludzi,
W twych rysach plemię olbrzymów jaśnieje,
Plemię olbrzymów, a myśmy — pigmeje!
Faunie, na ciebie także patrzym ze łzą,
Po twojej brodzie krople wina pełzą
I w dziwny chaos włos ci oplótł skronie!
Przed chwilą snadź na białej nimfy łonie,
Rozkosze pijąc, w jej ucho różowe,
Szeptałeś cicho żarty Pryapowe!
O faunie, w oczach twoich błyszczą żary,
Kryjące w sobie śmiech Olimpu stary,
Co Homerową pieśń czarowną kreśli
I ogniem lśni w Arystofana myśli
I wkłada prawdzie na skroń czapkę błazna,
Bo prawda jest mu jak siostra przyjazna —
I ty dziś milczysz: tyś myt stary, ciemny!
Na cóż was z głębi wyjęto podziemnej —
Was, stare maski śmiechu i boleści?
[303]
Więc w trumnę świata, w jego gwar bez treści,
W dzieci i starców waśni, stare maski!
I w jego pychy pożądania harde —
Rzućcie znów obie swe promienne blaski,
Ty — swe cierpienia, a ty — swą pogardę.