[102]MRÓWKA I PSZCZOŁA.
W jesiennej porze, gdy straszna nawała
całe zniszczyła mrowisko
i, jak wieść niesie, dwa tysiące blisko
mrowiego ludu zalała,
jedna z nich biedna, płynąc przez czas długi,
na drobnej słomce, jakby Noe drugi
gdzieś się tam na brzeg wywlokła,
a szczęsnym pszczółkę napotkawszy losem,
zziębła, drżąca, głodna, zmokła,
[103]
takim zapłakała głosem:
»Posil mię, posil, pszczółko dobra, tkliwa,
patrz, jak jestem nieszczęśliwa,
nie mam i jutra czem dożyć.
Nikt na litości nie traci,
niebo ją stokroć odpłaci,
a i ty możesz zubożyć.
Wesprą cię wówczas, jak ty mnie w tej dobie,
bo, jak ty drugim, tak i drudzy tobie«.
»Wymowną jesteś!« pszczółka jej odpowie:
»lecz, kiedy taka boleść cię przenika,
przypomnij sobie owego konika,
co także w pięknej wymowie
twej się litości domagał.
Wszak o ziarnko tylko błagał,
a ty, nietylko, żeś mu nic nie dała,
jeszcześ mu skakać kazała«.
Mrówka się łzami w swym zalewa wstydzie,
zwraca się, milczy i umierać idzie,
kiedy z natury swej poczciwa pszczoła
tak ją odwoła:
»Wróć, wróć, nie chciałam z twojej szydzić biedy,
przybliż się, zasil w potrzebie,
lecz jeśli znowu wzbogacisz się kiedy,
a nędzarz przyjdzie do ciebie,
o niechże prośbą nie błaga daremną,
nie gardź tą niebios przestrogą:
pomnij, że i ty płakałaś przedemną,
i jak on byłaś ubogą«.[1]