Morituri/Część trzecia/V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Morituri
Wydawca Wydawnictwo M. Arct
Data wyd. 1935
Druk Zakłady Wydawnicze M. Arct Sp. Akc.
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Nazajutrz rano z mecenasem ostatecznie rozmówić się było potrzeba. Książę Robert już nie przybył, nadjechał tylko generał. Nim do rozmowy przyszło, kareta Garbowskich zaszła, murzyn popakował ich tłumoki, wybierali się odjeżdżać. Gozdowski zachodził około nich jeszcze.
— Cóż wam w głowie świta? — zawołał. — Czyż myślicie, że księżniczkę wam sprzedadzą? Wszakże gdyby nawet Zygmunt był jej równy, musiałby się starać, a niewiadomo, czyby go przyjęła.
— To jego rzecz, — rzekł stary — niech nam uroczyste słowo dadzą, że starać się pozwalają, że jeśli ona zechce, żenić się nie zabronią, pieniądze kładę na stół!
— Ale ja im tego powiedzieć nawet nie mogę, — krzyknął Gozdowski — w oczyby mi napluli. Oniby jeszcze może udzielnemu księciu robili trudności.
— Udzielnemu księciu, to co innego, — przerwał Zygmunt — udzielni książęta często teraz bywają wypraszani ze swych udziałów, a taki majętny szlachcic, jak tatko, pewien jest swojej kieszeni.
Na tem się skończyło, pożegnali się Garbowscy i pojechali.
— Powiedzże ty mnie, — spytał, podchodząc, generał — i nic z nimi nie zrobiłeś? czemu?
— Czemu? Bo obydwa warjaty, — zawołał plenipotent — niech się mnie pan generał o więcej nie pyta. Innej rady trzeba szukać.
Nachmurzony książę Hugon, nie dopytując w istocie, zamilkł.
— Z mecenasem już inaczej nie możemy traktować, — rzekł Gozdowski — tylko na tej podstawie, że część dóbr musimy na lat trzy dać zastawą.
Tak się w istocie stało, wniesiono projekt nowy. Mecenas spojrzał na Zembrzyńskiego, który nieznacznie dał znak głową, że przystaje. Dlaczego to uczynił, zrozumieć mecenasowi było trudno; znał jego wewnętrzne usposobienie, więc tego rodzaju powolności nie rozumiał. Zawarowano natychmiastowe objęcie dóbr i przejście ich na dziedzictwo, jeśliby suma wypłacona nie była. Lecz gdy przyszło do otaksowania, okazało się, że oprócz miasteczka Brańska i folwarku, który trzymał Żurba, wszystko z rąk wypuścić było potrzeba.
Kilka godzin przesiedziano nad papierami i nie zrobiono nic. Brańscy cenili dobra wysoko, mecenas nisko; sprzeczano się, pisano, rachowano, wieczór nadszedł i nie było nadziei układów. Z wielkiemi prośby dał się mecenas nakłonić i pozostał nazajutrz do rana — generał i Gozdowski pojechali znowu do Brańska.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.