[42]MINIONOŚĆ
Wargi, gniotące ciężkie winne grona,
Na podniebieniu lepkie i ciepłe banany,
Okno, podmuchem liści słodko łaskotane,
O, tęsknoto moja zielona!
Młodych dni, tamtych wiosen dziwna bezpowrotność,
Przeminęło, jak kwiecień, co pąkami pęka,
Przekwitło w owoc ciemny, dojrzały, jak męka,
I w jesienną senną samotność.
W godziny bardzo puste, wzniosłe i pogodne,
Widzę w niebie odbite me zgubione dłonie,
I gdy wyrwać się pragnę, znów przemoc je chłonie,
I nurza w luster głąb, jak w miody chłodne.
Na misie drżę uśpionem kołysaniem rtęci,
Pełgam martwo, nie przylgnę do niczyich rąk;
Nieuchwytny, jak zapach pół-skoszonych łąk,
Niematerjalny, jak święci.
[43]
Przez białe drogi toczę się: okrągłe zero,
W kulki srebrne rozsypię się nad ciemną wodą,
Wzlatam, jako więziony w balonikach wodór,
Ulatniam się wonią eteru.
W zębach chrzęszczące pesteczki malagi,
O, drzew muzyko, wysoka, jak słup,
O, na zawsze minione! Leżę wieczny, nagi,
Nieobudzony trup.
Gdy na drzew gołych żałobie
Listeczki budzą się z wiosną,
W moim przestronnym pobielanym grobie
Paznogcie zwolna rosną.