Przejdź do zawartości

Mieszczanin szlachcicem/Akt I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Molier
Tytuł Mieszczanin szlachcicem
Wydawca Wydawnictwo Zakładu Narodowego Imienia Ossolińskich
Data wyd. 1937
Druk Drukarnia Zakładu Narodowego Imienia Ossolińskich
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł orygin. Le bourgeois gentilhomme
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
AKT I

Orkiestra gra uwerturę, podczas gdy na środku sceny uczeń nauczyciela muzyki układa przy stole arję, którą p. Jourdain zamówił sobie jako serenadę.

SCENA PIERWSZA

NAUCZYCIEL MUZYKI, NAUCZYCIEL TAŃCA, TRZECH MUZYKANTÓW, DWÓCH SKRZYPKÓW, CZTERECH TANCERZY

Nauczyciel muzyki do śpiewaków. Chodźcie, chodźcie do tej sali i zaczekajcie aż nadejdzie.
Nauczyciel tańca do tancerzy. I wy także, o, z tej strony.
Nauczyciel muzyki do ucznia. Gotowe?
Uczeń. Tak.
Nauczyciel muzyki. Zobaczmyż... Doskonale!
Nauczyciel tańca. To coś nowego?
Nauczyciel muzyki. Tak, serenada, którą kazałem ułożyć naprędce, czekając aż się poczciwiec obudzi.
Nauczyciel tańca. Można zobaczyć...
Nauczyciel muzyki. Usłyszysz pan razem ze słowami, skoro on nadejdzie. Będzie tu lada chwila.
Nauczyciel tańca. Nie możemy się teraz skarżyć na brak zajęcia.
Nauczyciel muzyki. To prawda. Obaj znaleźliśmy człowieka jakiego nam było trzeba.[1] To mi gratka dla nas, ten pan Jourdain, ze swemi pretensjami do szlachectwa i elegancji! Należałoby życzyć pańskiemu tańcowi i mojej muzyce, aby wszyscy byli doń podobni...
Nauczyciel tańca. Niezupełnie; co do mnie, wolałbym, aby klient nieco więcej rozumiał się na rzeczy.
Nauczyciel muzyki. Prawda że się nie tęgo rozumie, ale tęgo płaci; a naszym sztukom trzeba tego obecnie więcej niż czegokolwiek.
Nauczyciel tańca. Co do mnie, przyznam, iż, mimo wszystko, sława ma jednak swój powab.[2] Poklask nie jest dla mnie rzeczą obojętną; uważam, że, w jakiejbądź dziedzinie sztuki, przykro jest dla artysty popisywać się przed stadem nieuków i zdawać swoje utwory na łaskę barbarzyńskich sądów lada cymbała. Mów co chcesz, jednak miło jest pracować dla osób zdolnych ocenić delikatne odcienie sztuki, umiejących odczuć piękność dzieła i pochlebnemi słowy uwieńczyć naszą pracę. Tak, najmilsza nagroda jaką można otrzymać za swą działalność, to wiedzieć że jest zrozumianą, słyszeć jak się spotyka z zaszczytnym poklaskiem. Nic, mojem zdaniem, nie może lepiej opłacić trudów; niema dla uszu wyborniejszej słodyczy niż oświecona i rozumna pochwała.
Nauczyciel muzyki. Zgadzam się na to i smakuję w nich nie mniej od pana. To pewna, nic milej nie głaska po sercu; ale cóż! z kadzidła nie zrobi się chleba. O samych zachwytach niedaleko człek zajedzie; trzeba dołączyć coś podstawniejszego: najlepszy sposób chwalenia, to chwalić pełnemi rękami. Jest to, w istocie, człowiek ograniczony, bez wykształcenia; paple i mędrkuje o wszystkiem trzy po trzy; jeśli co pochwali, to z pewnością najgłupiej w świecie; ale pieniądze jego prostują sądy jego umysłu; jego sakiewka ma wiele zdrowego rozsądku i smaku; pochwały, któremi nas raczy, posiadają dźwięk czystego złota. Sam widzisz, ten ciemny mieszczuch więcej wart jest dla nas od światłego magnata, który nas tu wprowadził.
Nauczyciel tańca. Jest w tem coś prawdy; jednakże, mojem zdaniem, za wiele nacisku kładziesz na stronę pieniężną; korzyści materjalne są rzeczą tak niską, że nie godzi się przyzwoitemu człowiekowi zdradzać do nich przywiązania.
Nauczyciel muzyki. Jednak i ty zgarniasz bez ceremonji dukaty, któremi poczciwiec cię obsypuje.
Nauczyciel tańca. Zapewne; ale nie pokładam w nich całego szczęścia; pragnąłbym, aby, przy swoim majątku, posiadał także nieco znawstwa i gustu.
Nauczyciel muzyki. I jabym wolał; nad tem też pracujemy ile w naszej mocy. Tymczasem, on daje nam sposobność zyskania w świecie jakiego takiego rozgłosu, i płaci za innych to, co inni będą chwalili za niego.
Nauczyciel tańca. Otóż i on.

SCENA DRUGA

PAN JOURDAIN w szlafroku i czapeczce nocnej, NAUCZYCIEL MUZYKI, NAUCZYCIEL TAŃCA, UCZEŃ nauczyciela muzyki, ŚPIEWACZKA, DWÓCH ŚPIEWAKÓW, TANCERZE, DWAJ LOKAJE

Pan Jourdain. [3] I cóż, panowie? Co słychać? Pokażecie mi teraz swoje figielki?
Nauczyciel tańca. Co? Jakie figielki?
Pan Jourdain. No, to... Jakże wy to nazywacie?... Prolog, czy dialog.
Nauczyciel tańca. A! a!
Nauczyciel muzyki. Wszystko przygotowane.
Pan Jourdain. Dałem wam troszkę czekać; ale bo też dzisiaj ustroję się tak, jak się ubierają ludzie dystyngowani. Szelma krawiec przysłał mi parę jedwabnych pończoch: uf! myślałem, że już nigdy nie wdzieję.
Nauczyciel muzyki. Najchętniej zaczekamy, aż pan będzie miał wolniejszą chwilę.
Pan Jourdain. Proszę was, nie odchodźcie, póki mi nie przyniosą ubrania; chciałbym, abyście mnie widzieli.
Nauczyciel tańca. Co pan rozkaże.
Pan Jourdain. Ujrzycie mnie w całej paradzie, od stóp aż do głowy.
Nauczyciel muzyki. Nie wątpimy o tem.
Pan Jourdain. O, kazałem sobie zrobić ten szlafrok...
Nauczyciel tańca. Prześliczny.
Pan Jourdain. Krawiec mi powiedział, że cały wielki świat ubiera się tak na rano.
Nauczyciel muzyki. Bardzo panu do twarzy.
Pan Jourdain. [4] Lokaje! Hej! Gdzie moi lokaje!
Pierwszy lokaj. Co pan rozkaże?
Pan Jourdain. Nic. Chciałem się przekonać, czy dajecie baczenie. (Do nauczyciela muzyki i nauczyciela tańca) Jak się wam podoba moja liberja?
Nauczyciel tańca. Wspaniała.
Pan Jourdain, rozchylając poły szlafroka i pokazując obcisłe spodnie z czerwonego i kamizelkę z zielonego aksamitu. To negliżyk, w którym zwykłem odbywać ranne ćwiczenia.
Nauczyciel muzyki. Bardzo zgrabny.
Pan Jourdain. Lokaje!
Pierwszy lokaj. Jaśnie panie?
Pan Jourdain. Drugi lokaj!
Drugi lokaj. Jaśnie panie?
Pan Jourdain zdejmując szlafrok. Trzymajcie. (Do nauczyciela muzyki i nauczyciela tańca) Dobrze tak?
Nauczyciel tańca. Wybornie, nie można lepiej.
Pan Jourdain. Pokażcież swoje sztuczki.
Nauczyciel muzyki. Chciałem przedtem, abyś pan usłyszał jedną aryjkę, ułożoną (wskazując ucznia) do serenady którą pan był łaskaw zamówić. To jeden z moich uczniów, obdarzony wielkim talentem do rzeczy tego rodzaju.
Pan Jourdain. Dobrze, ale nie trzeba było brać ucznia [5]; mogłeś pan sam sobie zadać tę fatygę.
Nauczyciel muzyki. Nie trzeba, szanowny panie, fałszywie sobie tłumaczyć nazwy uczeń. Tego rodzaju uczniowie nie ustępują największym mistrzom; co zaś do aryjki, jest poprostu zachwycająca. Niech pan posłucha.
Pan Jourdain do lokai. Dajcie szlafrok, lepiej mi będzie słuchać... Czekajcie, nie; zdaje mi się, lepiej będzie bez szlafroka. Nie, dawajcie zresztą, tak będzie lepiej.
Śpiewaczka.

Dzień i noc, wzdycham, Iris [6], długie lata,
Pod twojej chatki zbyt nieczułym progiem;
Jeśli to ma być miłości zapłata,
Cóżbyś uczynić mogła ze swym wrogiem?

Pan Jourdain. Piosenka coś trochę smutna; to mnie usypia; wolałbym, żebyście ją przypieprzyli tu i ówdzie trochę.
Nauczyciel muzyki. Melodja musi być dostrojona do słów, proszę pana.
Pan Jourdain. Kiedyś nauczył mnie ktoś bardzo ładnej nuty. Czekajcie... zaraz... jak on to powiada?
Nauczyciel tańca. Daję słowo, nie wiem.
Pan Jourdain. Coś tam jest o baranie.
Nauczyciel tańca. O baranie?
Pan Jourdain. Tak. Aha, mam! (śpiewa:)

Gdym spotkał mą Jagusię,
W wiosenny ów poranek,
Zrazum ją wziął za trusię,
Potulną, jak baranek.
Och, och! Och, och!
Dziś, patrząc na jej lico,
Wzdycham: ach, tygrysico!

A co, nie ładna?
Nauczyciel muzyki. Prześliczna.
Nauczyciel tańca. I śpiewa pan doskonale.
Pan Jourdain. To tak sam z siebie; nie uczyłem się nigdy muzyki.
Nauczyciel muzyki. Powinienby się pan uczyć, tak jak tańca. To dwie sztuki najściślej ze sobą złączone...
Nauczyciel tańca. Otwierające umysłowi najszlachetniejsze horyzonty...
Pan Jourdain. Czy ludzie dystyngowani uczą się także muzyki?
Nauczyciel muzyki. Oczywiście.
Pan Jourdain. Zatem będę się uczył. Ale nie wiem, doprawdy, gdzie znajdę czas na tę naukę; oprócz fechmistrza, który mnie kształci w robieniu szpadą, przyjąłem także nauczyciela filozofji: ma rozpocząć właśnie dziś rano.
Nauczyciel muzyki. Filozofja, zapewne, to też coś; ale muzyka, panie, muzyka...
Nauczyciel tańca. Muzyka i taniec... Muzyka i taniec, to wszystko czego człowiekowi potrzeba.
Nauczyciel muzyki. Niema nic, coby było równie pożyteczne dla Państwa jak muzyka.
Nauczyciel tańca. Niema nic, coby było ludziom tak niezbędne jak taniec.
Nauczyciel muzyki. Bez muzyki, Państwo nie mogłoby istnieć.
Nauczyciel tańca. Bez tańca, człowiek byłby do niczego niezdatny.
Nauczyciel muzyki. Wszystkie niesnaski [7], wszystkie wojny w świecie, wynikają tylko z zaniedbania wiedzy muzycznej.
Nauczyciel tańca. Wszystkie nieszczęścia ludzkie, klęski, których tak pełno w historji, głupstwa polityków, przegrane bitwy, wszystko to pochodzi jedynie z niedostatecznej umiejętności tańca.
Pan Jourdain. Jakże to?
Nauczycie! muzyki. Czy wojna nie wynika z braku jedności?
Pan Jourdain. To prawda.
Nauczyciel muzyki. Gdyby więc wszyscy uczyli się muzyki, czy nie byłoby to drogą do zgodnego zestroju, który zapewniłby pokój całemu światu?
Pan Jourdain. Ma pan słuszność.
Nauczyciel tańca. Skoro człowiek popełni jakiś błąd, bądź w sprawach rodzinnych, bądź w rządzeniu państwem, lub prowadzeniu armji, czy nie powiada się: zrobił fałszywy krok?
Pan Jourdain. Prawda; mówi się tak.
Nauczyciel tańca. A zrobienie fałszywego kroku czy może wynikać z czego innego niż z nieumiejętności tańca?
Pan Jourdain. Daję słowo, macie słuszność.
Nauczyciel tańca. Chcieliśmy panu tylko wykazać doskonałość i pożyteczność tańca i muzyki.
Pan Jourdain. Teraz mi to jest zupełnie jasne.
Nauczyciel muzyki. Czy chce pan obecnie poświęcić nam chwilę? [8]
Pan Jourdain. Dobrze.
Nauczyciel muzyki. Mówiłem już: jest to mała próba wyrażenia rozmaitych rodzajów uczuć zapomocą muzyki.
Pan Jourdain. Rozumiem.
Nauczyciel muzyki do śpiewaków. Proszę, chciejcie się zbliżyć. (Do pana Jourdain) Niech pan sobie wyobrazi, że oni są przebrani za pasterzy.
Pan Jourdain. Pocóż zawsze za pasterzy? Wszędzie teraz ci pasterze!
Nauczyciel muzyki. Skoro się każe ludziom wyrażać myśli zapomocą muzyki, trzeba, dla prawdopodobieństwa, przenieść ich w świat pasterski [9]. Śpiew był zawsze umiłowany przez pasterzy; nie byłoby zaś rzeczą naturalną, aby, naprzykład, książęta lub mieszczanie wyśpiewywali swe uczucia.

Pan Jourdain. Niechże i tak będzie. Zaczynajmy.

WSTAWKA MUZYCZNA

ŚPIEWACZKA i DWÓCH ŚPIEWAKÓW

Śpiewaczka.
Gdy duszą naszą owładnie kochanie,
Gdy w serce wedrze się młode,
Rozkoszą dlań tęsknota, rozkoszą wzdychanie,
A jednak, oto me zdanie,
Niemasz słodszego nic ponad swobodę.
Pierwszy śpiewak.

Ach, niemasz słodszego nic nad te zapały,
Nad płomień ów, mocny zarazem i tkliwy,
Co w sercach dwóch naraz zagości;
To życia balsam prawdziwy:
Odrzyjcie życie z miłości,
A powab zniknie zeń cały.

Drugi śpiewak.

I któżby się bronił miłosnej rozterce,
Ach, gdyby wierność była jej nagrodą;
Lecz czyliż spotkał kto pasterkę młodą,
By stałe w piersiach swych nosiła serce?
W tej płci niewdzięcznej, okrutnej,
Kto szczęścia szuka, los znajdzie zbyt smutny

Pierwszy śpiewak.
Chwilo słodyczy!
Śpiewaczka.
Swobody chwile!
Drugi śpiewak.
Rodzie zwodniczy!
Pierwszy śpiewak
Wabisz tak mile!
Śpiewaczka.
Was serce życzy!
Drugi śpiewak.
Napróżno wzgardzić się silę!
Pierwszy śpiewak.
Ach, porzuć dla miłości nienawiść tak srogą!
Śpiewaczka.
Serca bogate w wierności zalety
Istnieć na świecie wszak mogą!
Drugi śpiewak.
Ach, gdzież ich szukać, niestety!
Śpiewaczka.
By bronić więc naszej sławy,
Pokochać cię jam gotowa.
Drugi śpiewak.

Lecz któż ukoi obawy,
Czy umiesz dotrzymać słowa?

Śpiewaczka.

Spróbujmyż więc, czyje serce
Lepiej miłuje i mocniej.

Drugi śpiewak.

Tak, i niechaj przeniewiercę
Bogowie skarzą wszechmocni!

Wszyscy troje.

Uczyńmy stałość swą chlubą,
I złączmy nasze zapały;
Jak słodko kochać, jak lubo,
Gdy płomień wierny i trwały.


Pan Jourdain. Już koniec?
Nauczyciel muzyki. Tak.
Pan Jourdain. Doprawdy, niezgorzej sklecone; są tam różne przyśpiewki wcale sobie niczego.
Nauczyciel tańca. Oto znów, z mego zakresu, mała próbka najpiękniejszych ruchów i najwdzięczniejszych póz, jakiemi tylko taniec może być urozmaicony.
Pan Jourdain. Znów pasterze?
Nauczyciel tańca. Jak się panu podoba. (Do tancerzy) Proszę.

SCENA BALETOWA

Czterech tancerzy wykonywa rozmaite rodzaje kroków i ustawia się w różne grupy, stosownie do wskazówek nauczyciela tańców.









  1. Zanim p. Jourdain się pokaże, już poznamy dobrze jego charakter. Niejednokrotnie posługuje się Molier tym sposobem ekspozycji.
  2. Zabawne jest, iż właśnie nauczyciel tańca najwyżej niesie sztandar ambicji artystycznej.
  3. Od pierwszych słów p. Jourdain usprawiedliwia portret jaki zeń nakreślono.
  4. Każde słowo p. Jourdain dowodzi próżnego głupca.
  5. brać ucznia... Obok nieokrzesania, przebija tu rachunkowość kramarza, który chce, za swoje pieniądze, mieć towar »pierwszej jakości«.
  6. Iris, jedno z konwencjonalnych grecko-mitologicznych imion, któremi posługiwała się ówczesna czułostkowa poezja.
  7. Wszystkie niesnaski... Typowy ten rys »pedantyzmu« znajduje przykład w rzeczywistości; kiedy Baïf, w XVI w. założył swoją akademję, patent, który ją uprawnił, zawierał taki ustęp, poczęty w duchu platońskim: »Ważne jest niezmiernie dla obywateli, aby muzyka w ich kraju miarkowała się wedle pewnych praw, ile że większość umysłów ludzkich przeobraża się i prowadzi wedle niej, tak iż, gdzie muzyka jest bezładna, tam snadnie i obyczaje są wyuzdane, tam zaś gdzie zgodna z harmonją, tam i obyczaje cnotliwe«. Podobne enuncjacje i o tańcu.
  8. poświęcić nam chwilę... Nie zapominajmy, iż, jeżeli Molier okrasił ten utwór głębokiemi rysami komedjowemi, to są one prawie że mimowiednem pogłębieniem, którego, jak to słusznie powiedziano, »trudno mu było uniknąć«: głównym celem wszelako tej komedji było powiązać części taneczne i muzyczne.
  9. przenieść w świat pasterski. Od czasu powodzenia Astrei, zapanowała w powieści i w teatrze moda pasterska, która, jak wszelki konwenans, raziła i śmieszyła Moliera. Wycieczka ta godziła pośrednio w Operę włoską, wprowadzoną na dwór przez Mazarina. Trzeba wszelako zaznaczyć, iż, w dworskich swych widowiskach, i sam Molier (może pół-ironicznie) posługiwał się nieraz pastorałką.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Molier i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.