Przejdź do zawartości

Marja Wisnowska/Nie będziesz należała do nikogo...

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Antoni Wotowski
Tytuł Marja Wisnowska
Podtytuł W więzach tragicznej miłości
Wydawca „Drukarnia Teatralna“ F. Syrewicza i S-ki
Data wyd. 1928
Druk „Drukarnia Teatralna“ F. Syrewicza i S-ki
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


NIE BĘDZIESZ NALEŻAŁA DO NIKOGO...

Mimo całego tragizmu sytuacji w jakiej się znalazła i mimo wyrażonej zgody na wspólne samobójstwo, Wisnowska jeszcze nie wierzyła, aby cośkolwiek wymyśleć się nie dało, co mogłoby przynieść ocalenie. Byle sprawę jaknajdłużej przeciągnąć, byle przewlec, napewno zbawienie przyjdzie, jakiś cud się stanie.
— W jaki sposób mamy umierać? zapytała po dłuższem milczeniu.
— I to przewidziałem — pochylił się i z pod otomany wyciągnął spory flakonik z napisem: „Opium pulv“. Nasypiemy to do porteru i wypijemy jednocześnie!
— Dobrze — odrzekła spokojnie — opium podobno sprowadza rychłą i bezbolesną śmierć! Ale przecież przedtem muszę napisać choć parę słów, aby pożegnać się z rodziną...
— Ja również to samo uczynię! — oświadczył — i przełamawszy na pół wyciągnięty z kieszeni ołówek, począł go temperować. Gdy skończył wyjął z portfelu parę swoich biletów wizytowych i podał je wraz z ołówkiem aktorce.
— Więc piszemy! Nachyliła się nad wizytówką, myśląc coby skreślić, aby jaknajdłużej przeciągnąć sprawę. Zastanowiła się chwilę potem szybko pisała:
„Człowiek ten postępuje sprawiedliwie, zabijając mnie... Ostatnie pożegnanie ukochanej i świętej matce i Aleksandrowi... żal mi życia i teatru... Matko ty biedna i nieszczęśliwa, nie proszę o przebaczenie, gdyż umieram nie z własnej woli... Matko! my się jeszcze zobaczymy tam w górze, czuję to w ostatniej chwili. Nie igra się z miłością!“.
— Może to go wzruszy? — pomyślała — podając mu przez stół kartkę, Bartenjew pochwycił ją a wzamian podał napisaną przez siebie, brzmiała ona:
„Kochani rodzice, wybaczcie. Doniosą wam o moich długach, zapłaćcie je. Dosyć tych mąk. Kochający was i niegodny syn Al. Bartenjew, niechcieliście mego szczęścia!“
Kornet przeczytał bilet Wisnowskiej i bez słowa rzucił jej z powrotem.
— To go nie wzruszyło!... — stwierdziła. Zaraz piszę drugi! — rzekła i jęła znów kreślić:
„Do Jenerała Palicyna! Przyjacielu mój! dziękuje za przyjaźń szlachetną lat tylu... Przesyłam ostatnie pozdrowienie i prośbę o wydanie wszystkich pieniędzy, które mi się jeszcze należą z teatru za „Posąg“ 200 rb., składki z kasy, feu i pensji — proszę błagam...“
— Do tego pisma i ja się dołączę — zauważył nagle Bartenjew, który bacznie obserwował, co pisze Wisnowska i na innym bilecie napisał:
„Do jenerała Palicyna! Cóż, nie będziesz więcej jej miał!“
— Proszę to podrzeć, to sensu niema! zawołała, zapoznawszy się z treścią, a kiedy kornet uśmiechał się tylko, wyrwała mu bilet i porwała w kawałki.
— Najdroższemu nawet po śmierci nie chce przykrości zrobić! — zauważył sarkastycznie — Ha, trudno! Już pora, umierajmy!
Napełnił dwie szklanki porteru i dosypawszy truciznę, jedną z nich przysunął Wisnowskiej.
— Wzruszyć mi go się nie dało, kartką do Palicyna rozdrażniłam jeszcze bardziej — myślała, teraz żadne prośby ani błagania nie pomogą. Trzeba tak spróbować. Udam tylko, że piję porter, a później niby nieprzytomna osunę się na kanapę, a skoro na niego pocznie działać trucizna zerwę się i ucieknę z mieszkania. Tylko odwagi!
— Gotowam! — oświadczyła i przyłożywszy szklankę do ust, rzekomo jęła sączyć trunek. Bartenjew w tymże czasie pochwycił swoją i widząc, że aktorka wychyla truciznę — jednym haustem wypił nasycony opiumem porter. Poczem Wisnowska, udając osłabienie opadła na kanapę i przymknąwszy oczy, z pod powiek bacznie obserwowała Bartenjewa. Ten chwilę patrzył na nią, jakby z tęsknotą i żalem, następnie powoli, powoli poczęła osuwać się jego głowa aż całkiem opadła na ręce.
— Opium działa! pomyślała z radością, a gdy Bartenjew nie dawał znaku życia, szybko podkradła się do drzwi i nacisnęła klamkę.
— Kto tam! zawołał, ocknąwszy się nagle, gdyż snać zbyt mała dawka nie podziałała na przesycony alkoholem organizm — Kto tam?
— To ja! — cicho szepnęła Wisnowska, której pociemniało w oczach na myśl, iż ginie ostatnia deska ratunku — to ja! Ta trucizna działa zbyt powolnie! — znalazła szybko wymówkę.
— Tak! — mówił w półśnie Bartenjew — i na mnie nie działa. Zrobimy inaczej. Mam chloroform. Najprzód cię zachloroformuję a później zastrzelę... potem sam odbiorę sobie życie!
— Jestem zgubiona — skonstatowała z przerażeniem — teraz nie znajdę już nic, teraz naprawdę koniec! Och, gdyby to przewlec jeszcze chwilę, jeszcze choć kilka minut.
— Przypomniało mi się — nagle rzekła — muszę napisać jeszcze parę kartek!
— Pisz! — odparł obojętnie.
Usiadła i wsparła głowę na ręce. Tam za ścianami tego grobowca tętni pełną falą życie, ludzie krążą wolni, weseli, rozbawieni a ona tu ma zginąć tak marnie. Ona, co tak kocha życie... A ratunku niema, niema; próżno usiłowała czynić wszelkie próby, czuje się rozbitą, wyczerpaną. Ha! niech się prędzej skończy, lecz niech dowie się świat, jak było istotnie.
Poczęła znów pisać.
„Człowiek ten groził mi swoją śmiercią — przyszłam, żywą wyjść nie da!“
Może nie dość zrozumiale — przemknęło przez myśl — trzeba wyraźniej.
„A zatem moja ostatnia godzina wybiła. Człowiek ten żywą mnie nie puści. Boże, nie opuszczaj mnie! Ostatnia moja myśl: Matka i sztuka. Śmierć ta nie z mojej woli“.
A potem na trzeciej kreśliła już machinalnie, wirujące w głowie wrażenia: „Zasadzka... mam umrzeć, ten człowiek jest sprawiedliwością! Boję się... Drżę... Matce ostatnia moja myśl i sztuce. Boże wybaw mnie, ratuj! Wciągnęli mnie, to była zasadzka. Wisnowska“.
— Dość tego pisania! — zabrzmiał ostry głos.
Legła bezwolnie pchnięta na otomanie. Byle prędzej, byle skończyć, byle nie trwała już ta męka i bezcelowa szarpanina. Więc tak wyglądać będzie śmierć! — szeptała cicho — ja się jej tak bałam, a za chwilę ją poznam...
Bartenjew zlał chustkę chloroformem, podszedł i położył na twarz aktorki. Nie uczyniła nawet najlżejszego ruchu, aby się bronić, aby choć na moment przedłużyć życie. Poco? Wszak teraz już jej było tak wszystko jedno...
Poczuła mdły i słodki zapach, zaszumiało w głowie, przed oczami zawirowały duże złociste koła, straciła świadomość.
Bartenjew zbliżył się do bezwładnie leżącej, nieprzytomnej i począł ją namiętnie, długo całować.
Wisnowska majaczyła, iż jest gdzieś na wsi, śród pól i łąk, leży w woniejącej trawie a dokoła wesoło ćwierkają ptaszęta. Śniła, iż pochyla się nad nią jakiś piękny młodzian, przyciska do siebie i szepce gorące słowa miłości. Tak, to on, Olek, Olek... napewno, poznaje go, jest jej z nim tak dobrze, tak dobrze... Naraz poczuła przejmujące zimno... wstrząsnęły nią dreszcze...
Rozwarła oczy. Nad nią pochylała się konwulsyjnie wykrzywiona zwierzęcą namiętnością twarz Bartenjewa.
— Brr, wzdrygnęła się ze wstrętem; nie, nie o tobie myślałam, wyszeptała i znów zamknęła powieki, zapadając w nieświadomość.
Bartenjew skurczył się cały.
— A... o innym myślałaś? — powtórzył obłędnie, o innym... Nie, nie będziesz należała do innego!
Ręka oficera jęła szukać rewolweru. Pochwycił zimną broń i uchylając nieco peignoir Wisnowskiej, przyłożył lufę tam, gdzie cichem tętnem biło serce... Nacisnął kurek... padł przytłumiony strzał...
Jeszcze raz otwarła oczy, jakby zdumiona niespodzianym hukiem a stygnące wargi wyszeptały cicho:
— Na zawsze mi żegnaj Aleksandrze... na zawsze...

∗                    ∗

Stał czas jakiś nieprzytomny nad zwłokami aktorki, poczem cicho począł się śmiać.
— Nie będziesz należała do nikogo! — powtarzał bezmyślnie. — Tyś taka piękna, piękna! Muszę pięknie cię przybrać na śmiertelnem łożu! — i ująwszy pełną garść wiśni, obsypywał niemi zmarłą.
Poczem zamyślił się głęboko. Tak siedział parę godzin. Nagle powstał, lecz jakiś inny; przejrzał kartki pisane przez Wisnowską, podarł trzy ostatnie, dwie zaś pierwsze złożył na piersi nieboszczki. Nasunąwszy na głowę czapkę, wyszedł chwiejnym krokiem, zapominając nawet szabli. Szedł pieszo Alejami do Łazienek, z głową pochyloną... a wokół tonące w słonecznych potokach kwiaty i drzewa, śpiewały swój wielki, radosny hymn wesela i życia!...


∗                    ∗

Bartenjew za zabójstwo Wisnowskiej, skazany został na ośm lat ciężkich robót, poczem po roku cesarz ułaskawił go, degradując na szeregowca.
Zwłoki Marji Wisnowskiej spoczęły na cmentarzu Powązkowskim, pod katakumbami wprost bramy św. Honoraty, a na jej grobie widnieje skromny napis:

Marja Wisnowska,
artystka sceny polskiej
ur. 23 grudnia 1861 r. zmarła 1 lipca 1890 r.
Ukochanej córce — stroskana matka.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Antoni Wotowski.