Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nad nią jakiś piękny młodzian, przyciska do siebie i szepce gorące słowa miłości. Tak, to on, Olek, Olek... napewno, poznaje go, jest jej z nim tak dobrze, tak dobrze... Naraz poczuła przejmujące zimno... wstrząsnęły nią dreszcze...
Rozwarła oczy. Nad nią pochylała się konwulsyjnie wykrzywiona zwierzęcą namiętnością twarz Bartenjewa.
— Brr, wzdrygnęła się ze wstrętem; nie, nie o tobie myślałam, wyszeptała i znów zamknęła powieki, zapadając w nieświadomość.
Bartenjew skurczył się cały.
— A... o innym myślałaś? — powtórzył obłędnie, o innym... Nie, nie będziesz należała do innego!
Ręka oficera jęła szukać rewolweru. Pochwycił zimną broń i uchylając nieco peignoir Wisnowskiej, przyłożył lufę tam, gdzie cichem tętnem biło serce... Nacisnął kurek... padł przytłumiony strzał...
Jeszcze raz otwarła oczy, jakby zdumiona niespodzianym hukiem a stygnące wargi wyszeptały cicho:
— Na zawsze mi żegnaj Aleksandrze... na zawsze...

∗                    ∗

Stał czas jakiś nieprzytomny nad zwłokami aktorki, poczem cicho począł się śmiać.
Nie będziesz należała do nikogo! — powtarzał bezmyślnie. — Tyś taka piękna, piękna! Mu-