Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Człowiek ten żywą mnie nie puści. Boże, nie opuszczaj mnie! Ostatnia moja myśl: Matka i sztuka. Śmierć ta nie z mojej woli“.
A potem na trzeciej kreśliła już machinalnie, wirujące w głowie wrażenia: „Zasadzka... mam umrzeć, ten człowiek jest sprawiedliwością! Boję się... Drżę... Matce ostatnia moja myśl i sztuce. Boże wybaw mnie, ratuj! Wciągnęli mnie, to była zasadzka. Wisnowska“.
— Dość tego pisania! — zabrzmiał ostry głos.
Legła bezwolnie pchnięta na otomanie. Byle prędzej, byle skończyć, byle nie trwała już ta męka i bezcelowa szarpanina. Więc tak wyglądać będzie śmierć! — szeptała cicho — ja się jej tak bałam, a za chwilę ją poznam...
Bartenjew zlał chustkę chloroformem, podszedł i położył na twarz aktorki. Nie uczyniła nawet najlżejszego ruchu, aby się bronić, aby choć na moment przedłużyć życie. Poco? Wszak teraz już jej było tak wszystko jedno...
Poczuła mdły i słodki zapach, zaszumiało w głowie, przed oczami zawirowały duże złociste koła, straciła świadomość.
Bartenjew zbliżył się do bezwładnie leżącej, nieprzytomnej i począł ją namiętnie, długo całować.
Wisnowska majaczyła, iż jest gdzieś na wsi, śród pól i łąk, leży w woniejącej trawie a dokoła wesoło ćwierkają ptaszęta. Śniła, iż pochyla się