Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przykrości zrobić! — zauważył sarkastycznie — Ha, trudno! Już pora, umierajmy!
Napełnił dwie szklanki porteru i dosypawszy truciznę, jedną z nich przysunął Wisnowskiej.
— Wzruszyć mi go się nie dało, kartką do Palicyna rozdrażniłam jeszcze bardziej — myślała, teraz żadne prośby ani błagania nie pomogą. Trzeba tak spróbować. Udam tylko, że piję porter, a później niby nieprzytomna osunę się na kanapę, a skoro na niego pocznie działać trucizna zerwę się i ucieknę z mieszkania. Tylko odwagi!
— Gotowam! — oświadczyła i przyłożywszy szklankę do ust, rzekomo jęła sączyć trunek. Bartenjew w tymże czasie pochwycił swoją i widząc, że aktorka wychyla truciznę — jednym haustem wypił nasycony opiumem porter. Poczem Wisnowska, udając osłabienie opadła na kanapę i przymknąwszy oczy, z pod powiek bacznie obserwowała Bartenjewa. Ten chwilę patrzył na nią, jakby z tęsknotą i żalem, następnie powoli, powoli poczęła osuwać się jego głowa aż całkiem opadła na ręce.
— Opium działa! pomyślała z radością, a gdy Bartenjew nie dawał znaku życia, szybko podkradła się do drzwi i nacisnęła klamkę.
— Kto tam! zawołał, ocknąwszy się nagle, gdyż snać zbyt mała dawka nie podziałała na przesycony alkoholem organizm — Kto tam?