Przejdź do zawartości

Lucyan/Rozmowa VI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Lucyan
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


ROZMOWA VI.
Ikaro-Menip, albo wędrownik powietrzny.

Menip. I tak tedy od ziemi do xiężyca 30,000 mil, gdziem się nieco zatrzymał. Stamtąd do słońca nierównie dalej; z słońca do Empireum, gdzie Jowisz mieszka, i orły nie zmierzą.
Przyjaciel. Menipie! cóż cię to tak zatrudnia? od godziny cię ścigam; słyszę, że sam z sobą rozmawiasz, a z tego co słyszę, nic pojąć nie mogę : wraz powtarzasz o słońcu i xiężycu, o odległości, o milach, o locie orłów : racz powiedzieć co się to znaczy?
Menip. Nie dziw się przyjacielu, że o rzeczach zbyt wyniosłych sam z sobą rozmawiam : przypominam sobie podróż, którąm odprawił.
Przyjaciel. Możeś o gwiazdach myślał; co zwroty swojemi Fenicyanom ułatwiają żeglugę.
Menip. Mylisz się, mój lot był pomiędzy gwiazdy.
Przyjaciel. Więc to był sen?
Menip. Co będziesz o mnie myślał, gdy ci powiem, iż to było na jawie, i że powracam od Jowisza.
Przyjaciel. Od Jowisza? i Menip z przysionków boga bogów powraca!
Menip. Powraca. Widziałem i słyszałem rzeczy niewymowne. Cieszę się z twojej niewinności, bo czuję, iż moja szczęśliwość umysł ludzki przechodzi.
Przyjaciel. I mówisz to szczerze? Nie dziwi się temu mdły ziemi mieszkaniec, iż wzbił się mędrzec nad obłoki, i jak mówi Homer, przypuszczonym został do bóztwa. Racz jednak mieszkańcze Olimpu powiedzieć, jakeś się tam dostał. Orzeł cię tam nie zaniósł podobno, jak Ganimeda.
Menip. Żartuj bracie, jak ci się podoba. Nie mam ci za złe, iż mniemasz mnie bajarzem. Cokolwiek bądź, własnemi skrzydły tam zaleciałem.
Przyjaciel. Toś się pewnie przemienił w sokoła : byłoby to coś więcej, niż kunszt Dedala[1].
Menip. Ledwoś nie zgadł: jego kunsztu użyłem.
Przyjaciel. I nie bałeś się spadku Ikara?
Menip. Bynajmniej; jego pióra wosk trzymał, jam moje utwierdził lepiej.
Przyjaciel. Jakim sposobem? bo jak widzę, przyjdziesz może do tego, iż ja uwierzę.
Menip. Dwam skrzydła dostał, jedno było orle, a drugie sępa : jeżeli zaś chcesz, abym ci wszystko dostatecznie opowiedział, potrzeba będzie z góry rzeczy i zacząć.
Przyjaciel. Słucham : proszę cię i zaklinam Menipie, uspokoj moję niecierpliwość.
Menip. Po wielu uwagach nad istotą rzeczy przyrodzonych, uznałem, iż były czcze i godne wzgardy. Lekce więc ważąc bogactwa, władzę i te wszystkie fałszywe powaby, które nas od rzeczy prawdziwie potrzebnych odciągają; postanowiłem wznieść się nad gmin, i w tem wygórowaniu, dopiero rzucić okiem na to w czem byłem. Niepewność i powątpiwanie towarzyszyły krokom; moim, gdym chciał to poznać, co filozofowie zowią światem. Nie mogłem z siebie pojąć, kto i poco go zdziałał; jaki był jego początek, i jaki będzie koniec. Gorzej było, gdym go chciał w szczególności roztrząsać. Zdało mi się zrazu wszystko przypadkiem; ale się ten z porządkiem nie zgadza. Blask świateł górnych, łoskot grzmotu, deszczu wilgotność, nawałność gradów, białość śniegu; wszystko to dla mnie było niedocieczoną tajemnicą. Chcąc ją objaśnić, udałem się do filozofów; a jakem się nie miał udać, patrząc na długość bród, i bladość twarzy? Przyjęli ucznia, ale nie darmo : rozum drogi, i mój worek to uczuł. Ale jeżeli grzmot, śnieg, deszcz, zdziwił mnie, bardziej jeszcze oni. Zamiast wzmocnienia wzroku, zostałem ślepym. Za rzecz dali te słowa : Początek rzeczy, koniec rzeczy, atomy, ciąg, pociąg, odciąg, próżność, pełność, kształt, ciało, płynność : a co gorsza, każdy co inszego prawił, a jeden drugiemu nie kazał wierzyć.
Przyjaciel. A jak to między mędrcami być mogło?
Menip. Było, a więc mogło : śmiałbyś się, gdybyś był widział, jak się wzajemnie srożyli i dęli; tacy oni są jak i drudzy, ani chodem, ani się wzrokiem od innych nie różnią. Gdyby im jednak dać wiarę, wzrokiem przenikają obłoki, mierzą xiężyc, gwiazdy i słońce, i gdy ledwo wiedzą, jak daleko z Aten do Megary, śmieją upewniać, jakowa xiężyca od ziemi, gwiazd od xiężyca, od gwiazd do słońca odległość : mierzyciele nieba nie znają się na ziemi, a nie wątpiąc, albo raczej udając, iż o niczem nie wątpią, tym jawniej obwieszczają niewiadomość swoję. Sprzeciwienia nie lubią; gdy przeprzeć dowodu nie mogą, gotowi zaprzysiądz to, o czem nie wiedzą. Rzućmy okiem na rozmaite, które zdziałali systemata; taka, jak ziemi od nieba, znajduje się w porównaniu odległość i różność. Jedni mówią, iż świat jest wieczny, a zatem jak nie miał początku, nie będzie miał końca. Drudzy go w granicach czasu określają i mieszczą, i jak gdyby byli przytomni, gdy brał pierwszą na siebie postać, ledwo nam nie obwieszczają, jak się zdziaływał, i co myślał wówczas ten, który był jego sprawcą.
Przyjaciel. Nie wiem, czemu się bardziej, czy głupstwu, czy zuchwałości dziwować.
Menip. Bardziejbyś się zdziwił, gdybyś słyszał, jak oni na domysł o rzeczach pod zmysły niepodpadających mówią; rozszerzają i ścieśniają, według upodobania, granice stworzenia. Są którzy mu dają nieograniczoność. Zamiast jednego świata, stwarzają światów 1000, i potępiają tych, którzy po staremu na jednym przestają. Najwyższa istność, Bóg nawet sam, pod ich zuchwałe mniemania idzie. Według jednych jest liczbą; przydają mu drudzy nie tylko człowieczą, ale i zwierząt postać. Jedni mnożą go w liczne podziały, tak dalece, iż każda część rzeczy ma swoje bóztwo; drudzy czyszczą zbyt zaludniony Olimp, i jednego przyznają Boga. Zatrudniają niebian jedni rządami ziemi i względną dla ludzi czułością, drugim zdaje się to być rzeczą mniej godną bóztwa. Idzie więc świat na oślep, a bogi próżniackie dobrych czasów używają; a jeżeli kiedy rzucą okiem na dół, to mają w korzyści, iż ich nasze głupstwo bawi. Są tacy (bo gdzież się głupstwo nie znajdzie) którzy chcąc wszystko ułatwić, wszystko niszczą : więc według nich rzecz jest, a nie masz tego, ktoby ją zdziałał. To więc, co jest, samo się urodziło, samo się opatruje, samo się trzyma.
Zastraszony wyrokami nowych, w postaci wspaniało brodatej Jowiszów, nie mogłem się zdobywać na odpowiedź, przeląkłem się, i w zadziwieniu milczałem. Wzmogłem się nakoniec, i postanowiłem u siebie dociekać, ile mi nieudolność moja pozwolić mogła, do którego się z tych mędrców udać, aby być przecież jakożkolwiek utwierdzonym w tem, co miałem nadal sądzić, i czego się trzymać. Nic takowego nie znalazłszy na ziemi, myśl mnie więc wzięta wznieść się ku niebu. Zuchwałość była w żądzy, ale pragnienie nadzwyczajne zmniejszyło niepodobieństwo zbyt śmiałego przedsięwzięcia. Widok skrzydeł, co ptaki wznoszą, wzbudził chęć dolotu : orle, sępie przymierzałem do ciężaru mojego ciała, i zdało mi się, iż je wznieść i w przedłużonym locie utrzymać potrafią.
Dostałem więc największych z rodzaju swego skrzydeł orła i sępa; złączyłem je mocno, a przywiązawszy tęgo do ramion, naprzód użyłem ich w chodzie, i wzniosły mnie dość sporo, iż niby, lubo blizki ziemi, podlatywałem. Wszedłem dalej na górę, i spuściłem się z niej, za pomocą przyprawionych skrzydeł; dalej z Hymetu blizkiej Aten góry, jednym ciągiem zaleciałem do portu Pyreum; przyszło do tego nakoniec, iż mając pod sobą Grecyą, z Tajgieckich skał przeleciałem aż do Koryntu. Ośmielony pomyślnym nad moje mniemanie lotem, odważyłem się więcej nad Dedala, i mało mając na bujaniu ponad ziemią, umyśliłem się wzbić nad obłoki. Olimp wybrałem miejscem wyprawy. A że podróż nad świat mniemałem długą, ośmieliłem się zwiększyć ciężar skrzydłom, biorąc z sobą, czembym się żywić mógł w podróży. Wzbiłem się więc z Olimpu ku obłokom. Zrazu omroczyła mnie niezmierna, którą pod sobą ujrzałem odległość, niebezpieczeństwo spadku zastraszyło : przemogłem jednak strach i odrazę, a wzbujały w locie, już dostrzegałem xiężyc blizko; ale mnie ciężar skrzydeł wstrzymywał i słabił : wzmogłem jednak tak dzielnie ostatnie siły, żem wpadł nakoniec w rzecz wstrzymałą, w ten bladawojasny względem nas okrąg, który zowiemy xiężycem. Odetchnienie pierwszym było spocznienia mojego celem, spuściłem oczy, i ów świat, który mnie tak troskliwie zatrudniał, obaczyłem pod nogami.
Przyjaciel. Miałeś widok jedyny; wznieca on we mnie nienasyconą ciekawość; racz ją uspokoić. Powiedz, coś widział, coś uczuł?
Menip. Sprawiedliwie się badasz, wchodzę w twoję usilność : staw się w myśli towarzyszem mojej podróży, i żebyś lepiej uczuł, co ci powiem, patrz na świat z góry. Z tej niezmiernej wysokości mniejszym się wydaje, niż od nas xiężyc. Oczy moje zdziwione szukały gór owych, które poeci niebotycznemi zowią. Plamkito były wśród słońca promieni, które ziemię, tak jak xiężyc, oświecają. Ocean w oczach naszych niezmierny, znikomą okręgu małego był cząstką, śklnił się blaskiem użyczonym, i stąd go w szczupłości samej tylko poznać można było. W tym tak osobliwym widoku, najhardziej mnie zastanawiały rozmaite, człowieczego życia odmiany i zwroty. Nie tylko w ogromności swojej narody i miasta, ale szczególne rodzaju ludzkiego stany, podpadały pod bystrą ciekawość mojego wzroku.
Przyjaciel. W tem coś teraz powiedział Menipie, dajesz pochop ku niedowiarstwu. Wyżej namieniłeś, iż góry i Ocean niknęły w oczach twoich, a teraz o szczególnych, któreś postrzegł, czynach i zwrotach rodzaju ludzkiego namieniasz.
Menip. Zarzut twój sprawiedliwy : ustanie jednak niedowiarstwo : gdy ci jednę okoliczność podróży mojej opowiem.
Dostawszy się do xiężyca, za zwrotem oczu na ziemię, nic w tej małości rozeznać nie mogąc, gdy frasowałem się wielce, stanął przedemną filozof Empedokles[2]. Znać jeszcze było z oparzelizny, iż się był z pożaru Etny, w którą wskoczył, nie wygoił. Przestraszyłem się na takowy widok, a on tak do mnie mówić począł : Jakem skoczył w Etnę, dym pożarów wzniósł mnie w górę, i tak był dzielny, żem się za jego pomiotem w xiężycu obaczył. Jestem teraz jego mieszkańcem, i rosą się pasę. Widzę, iż się nad tem troszczysz, że tak, jakbyś chciał, ziemi którąś opuścił, przypatrzyć się stąd nie możesz. Wielką mi łaskę uczynisz, rzekłem, jeżeli mi podasz sposób, iżbym mógł dostrzedz, co na ziemi każdy w szczególności działa. Jak się nazad powrócę, będę cię czcił, jak bożka. Obejdę się bez tej czci, rzekł Empedokles, i w tem co czynię, jedynie tego pragnę, abym żądaniu twojemu dogodził. Politowanie mnie do ciebie przywiodło, żebym ci dał poznać, iż masz sposób, którym wzrok twój natężyć możesz. Nie wiem o tem, rzekłem, ty chyba rozpędzić potrafisz ciemność, która mnie otacza. Gdyś tu leciał, rzekł, miałeś jedno skrzydło orle. Miałem wprawdzie, ale cóż to do wzroku służy? I wielce, rzekł Empedokles : ten rodzaj ptaków nad wszystkie inne ma wzrok najbystrzejszy; otrzyj niem oczy, i trzymaj je silnie prawą ręką, jak będziesz leciał; a wszystko tak, jak chcesz, obaczysz.
Uczyniłem tak, i wzbiwszy się lotem w górę, skorom oczy nadół spuścił, znikła niezmierna odległość, i tak mi się wydała ziemia, jak gdybym po nad nią samą przelatywał. Ukazały się natychmiast miasta, domy, mieszkańcy, nawet postać ich rozeznać mogłem. Postrzegłem, jak Antygon nie po ojcowsku z synową sobie postępował; jak Agatokles na życie ojca własnego czuwał; jak Alexandra Tyrana Tesalskiego zdradziła żona, i nakoniec o śmierć przyprawiła. Pałace królów znalazłem zbrodni siedliskiem; szkoły mędrców dumy stolicą; ratusze, gdzie lud miał sprawiedliwość zyskać, miejscem przekupstwa, łakomstwa, zemsty i zdrady.
Przyjaciel. Musiały cię niezmiernie dziwić te niespodziewane widoki?
Menip. Mnogość ich podobna była do owego, który Homer opisał, Achillesowego puklerza, gdzie w szczupłych udziałach tyle rzeczy umieścił. U Getów była wojna : Scytowie błąkali się na wozach, po własnej dziczyznie : Egipcyanie przemyślnem zatrudniali się wśród Nilowych powodzi rolnictwem : Fenicyanie ku rozpostarciu handlu swego ładowali towarami okręty : Cylicyanie przygotowali się na rozboje : w Sparcie hartowano młodzież; brzmiały ogromne w Atenach przysionki, niespracowanych odgłosem krasomowców. A że się to wszystko razem w jednymże czasie działo, słysząc zostawałem jak w zamęcie. Staw się myślą wpośród tłumu muzykantów, z którychby każdy grał co innego, a w tenczas dopiero poznać będziesz mógł, w jakim naówczas zostawałem stanie.
Przyjaciel. Snadno pojmuję, co się z tobą naówczas działo : a jak brzęk niezgodny choć biegłych muzykantów, przykry; tak uczucie twoje było pewnie niemiłe i niedogodne.
Menip. Takie było wprawdzie, jak mówisz : wrzawa ta oznacza życia ludzkiego działania i obroty. Dźwięk głosów, sposób czynienia, myślenia, odzieże, postaci, zwyczaje, prawa, wszystko się to jedno z drugiem w powszechnem brzmieniu nie zgadza, i trwa dopóty, póki jak mistrz muzyczny, wyrok każdemu w szczególności nakazawszy milczenie, z liczby żywych nie wyłączy, i wtenczas dopiero są zgodni, gdy im śmierć milczenie nakaże.
Cokolwiek pod oczy moje podpadało, godne było śmiechu : w ledwo dojrzanym z xiężyca okręgu, ledwo dojrzane, choć już wzrok miałem bystry, pokazywały się cząstki; a tych cząstek dzierżyciele hardzi byli z tego, iż je posiadali, zazdrościli równie szczupłym sąsiadom swoim : i na tem się ich cały przemysł zasadzał, jak zwiększyć małość swoję. Co było śmiechem względem szczególnych, politowaniem stało się i wzgardą względem narodu. Przelewała się krew o pomknięcie granic Aten, Lacedemonji, Grecyi. Cóż to w porównaniu z okręgiem świata? A ten widziany z góry ledwo był Epikura atomem. Zgoła, lepszego ci w tem wszystkiem podobieństwa uczynić nie mogę, jak coś w mrowisku znalazł. Pracują mrówki, znoszą, biegają, wracają, gromadzą się, rozstępują; a te starania, biegi, zawody, o źdźbła i ziarna.
Nasyciwszy ciekawość moję dowoli, wzbiłem lot w górę, ale mnie w pierwszym zapędzie głos ogromny zatrzymał; byłto xiężyca, i tom usłyszał : Powiedz twoim współbraciom, iż się nad moją istotą niepotrzebnie w dziwacznej usilności swojej zastanawiają; niech raczej siebie patrzą, a pomniąc, iż noc bladym moim blaskiem oświecam, niech mi oszczędzają szkaradnych widoków, których bywam z odrazą świadkiem, gdy mniemają, iż ciemność ich wyuzdanej rozpuście służy.
Gdym coraz lot brał wyniosły, równie jak ziemia, zmniejszył się xiężyc, nakońcu ledwom go dojrzał.
Minąłem słońce, i przeprawiwszy się przez gwiazdy u drzwi niebios stanąłem. Skrzydlasty mniemałem, iż zyskam Jowiszowego ptaka przywilej : ale natychmiast strach mnie opanował, gdyby drugie sępie skrzydło niebianie postrzegli. Nie śmiejąc wlatywać w przysionki, stanąłem u drzwi, i zlekka w nie kołatać zacząłem. Wyszedł Merkuryusz, i spytawszy o nazwisko doniosł Jowiszowi. Wkrótce otworzyły się drzwi, i odpowiedział Merkuryusz, iż wnijść mogę. Przelękły, drżąc szedłem za nim, i wprowadzony zostałem wśród zgromadzonych bogów. Każdy z nich z zadziwieniem na mnie patrzał, i znać było, iż niebardzo się im podobało moje przybycie. Wtem Jowisz groźnem na mnie rzuciwszy okiem, piorunującym zawołał głosem :
Zuchwalcze! ktoś jest! skądeś? i pocoś tu przyszedł? Na tak straszliwy odgłos zmartwiałem wszystek, zmógłszy się jednak nieco, w największem upokorzeniu zacząłem opowiadać, co mnie do przedsięwzięcia tak śmiałej podróży przywiodło. Wyznałem chęć niewymowną poznania rzeczy : jakem się w tej mierze na filozofach zawiódł; namieniałem o skrzydłach, które mnie wzniosły, i o czem dowiedziałem się w xiężycu. Odmienił postać surową natychmiast, i łagodnie się uśmiechając, rzekł do bóstw, które go otaczały: dziwiliśmy się zuchwałości olbrzymów, a oto ten nikczemny, czego oni nie mogli zdziałać, dokazał. Obróciwszy się zatem do mnie, rzekł : jak się ułatwię, dam ci odprawę, i na świat powrócisz.
Szedł zatem na miejsce, skąd odgłosy ziemne niebios dochodzą : idąc zadawał mi niektóre pytania; na te, gdym według przemożenia dał odpowiedź, rzekł : Menipie! powiedz mi szczerze, co o mnie ludzie myślą. Ojcze bogów, odpowiedziałem, wszystkich myśli i żądania ku temu jedynie są natężone, aby się czcić i uwielbiać. Nie jest tak, jak ty mówisz, rzekł : wiem ja o tem lepiej, niż ty, który mi pochlebiasz. Był czas, w którym cześć odbierałem, jako wieszczek, i jako lekarz, i słuchano wyroków moich, posągi moje czczono, i dym ustawiczny kadzideł wzbijał się ponad obłoki. Ale jak się zjawił w Delfach Apollo, Dyana w Efezie, Eskulap jak założył aptekę w Pergamie; wszyscy tam w zawody biegną, a tymczasem na moich ołtarzach trawa rośnie.
Przyszliśmy zatem do miejsca, skąd Jowisz ludzi słucha : byłyto niby studnie przykryte zasuwami. Skoro jednę z nich odsunął, zbliżył tam ucho, a natychmiast dały się słyszeć odgłosy : Jowiszu! daj mi królestwo; Jowiszu! niech moje cebule rosną; Jowiszu! a kiedyż mój ojciec umrze! Jowiszu! niech ja po śmierci żony mojej dziedziczę; Jowiszu! niech się to nie wyda, żem brata zabił; Jowiszu! daj sprawę wygrać; Jowiszu! Ulecz pedogrę. Niezliczone odgłosy żądały razem deszczu, suszy, wiatru, pogody; rolnicy prosili o słońce, młynarze o deszcz; rzemieślnicy o zbytki : ubodzy o taniość; zgoła w całej tej wrzawie nic zgodnego słychać nie było. Wysłuchiwał, odrzucał Jowisz, i jakem mógł miarkować po następnych odgłosach, lubo wielom dogodził, same tylko narzekania wzbijały się do niego.
Nastąpił czas uczty : amhrozyą i nektarem zasilały się bogi, mnie właściwy dano pokarm, i jak się każdy domyślić może, lepiej niż przedtem na drogę, na powrót zasilony zostałem.
Zwołał nazajutrz bogi Jowisz, i zasiadłszy pierwsze miejsce w zgromadzeniu, tak mówił : dawno miałem w myśli wejrzeć w działania filozofów, teraz przybycie z ziemi Menipa daje mi pochop do objawienia wam myśli moich. Nieprawi mędrcy przybrali na siebie postać prawdziwych filozofów. Podzieleni na rozmaite zgromadzenia dali sobie nazwiska dziwaczne, aby tym łatwiej omamiać ludzi. Powierzchowność ich oznacza cnotę, wewnątrz są wszystkich zbrodni i niegodziwości składem. Nie mając nic wewnątrz, z czegoby się wynosić mogli, śmieją drugimi, których nie zwiedli, pogardzać; a łudząc młodzież łatwą i nieostrożną, zarażają tę początkową życia ludzkiego porę, i w źródle samem jad się ich umieszcza. Gardziciele bogactw pozorni, jedynie pragną zysku, a postać ich niby pokorna i wstrzemięźliwa, ukrywa najwyższą w natężeniu swojem wyniosłość. Prześladowcy w ostatnim stopniu, o samem znoszeniu i przebaczeniu śmieją mówić; a gdy się im kto sprzeciwia, przed zemsty ich zapalczywością schronienie takowemu znaleźć niepodobna. Takie są te dzikie potwory, których postać człowiecza kryje : targają się już i na nas, a zrazu nieznaczny podniósłszy rokosz, już widoczną i jawną wydali nam wojnę.
Powstał natychmiast powszechny bóztw odgłos : zniszcz, spal, skrusz, wielowładnemi pioruny świętokradców; niech z Tytanami w bezdenności legną. Przyjdzie ten czas, rzekł Jowisz, a obracając się do Merkuryusza, odejmij, rzekł, skrzydła Menipowi, i zanieś go na ziemię. Rozeszły się bogi, a Merkuryusz wziąwszy mnie za prawe ucho, w oka mgnieniu prawie wśród Aten, niedaleko Ceramika postawił. Nie dziwuj się więc przyjacielu, żem sam z sobą po tak dziwnych obrotach rozmawiał : pójdę teraz do filozofów, i powiem im, com widział i słyszał.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.
  1. Bajeczne Mitologji wieści twierdzą o Dedalu, iż tak wybornym był rzemieślnikiem, iż ruszały się i chodzić mogły zdziałane przez niego posągi. Zabiwszy przez zazdrość, aby go w kunszcie nie przeszedł, własnego synowca, schronił się do Krety, gdzie wystawił ów sławny gmach Labiryntu, w którym go Minos potem, wraz z Ikarem synem jego zamknąć kazał : wydobyli się z niego zrobionemi przez Dedala skrzydły : ale gdy Ikar zbyt się wzbił wysoko stopniał wosk, w którym osadzone były pióra, i wpadł w morze odtąd Ikaryjskiem zwane.
  2. Empedokles filozof rodem był z Agrygentu, miasta Sycylji; mówią o nim, iż w zgrzybiałej będąc starości, dobrowolnie wskoczył w otchłań Etny, i tak życia dokonał.