Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/604

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

taka, jak ziemi od nieba, znajduje się w porównaniu odległość i różność. Jedni mówią, iż świat jest wieczny, a zatem jak nie miał początku, nie będzie miał końca. Drudzy go w granicach czasu określają i mieszczą, i jak gdyby byli przytomni, gdy brał pierwszą na siebie postać, ledwo nam nie obwieszczają, jak się zdziaływał, i co myślał wówczas ten, który był jego sprawcą.
Przyjaciel. Nie wiem, czemu się bardziej, czy głupstwu, czy zuchwałości dziwować.
Menip. Bardziejbyś się zdziwił, gdybyś słyszał, jak oni na domysł o rzeczach pod zmysły niepodpadających mówią; rozszerzają i ścieśniają, według upodobania, granice stworzenia. Są którzy mu dają nieograniczoność. Zamiast jednego świata, stwarzają światów 1000, i potępiają tych, którzy po staremu na jednym przestają. Najwyższa istność, Bóg nawet sam, pod ich zuchwałe mniemania idzie. Według jednych jest liczbą; przydają mu drudzy nie tylko człowieczą, ale i zwierząt postać. Jedni mnożą go w liczne podziały, tak dalece, iż każda część rzeczy ma swoje bóztwo; drudzy czyszczą zbyt zaludniony Olimp, i jednego przyznają Boga. Zatrudniają niebian jedni rządami ziemi i względną dla ludzi czułością, drugim zdaje się to być rzeczą mniej godną bóztwa. Idzie więc świat na oślep, a bogi próżniackie dobrych czasów używają; a jeżeli kiedy rzucą okiem na dół, to mają w korzyści, iż ich nasze głupstwo bawi. Są tacy (bo gdzież się głupstwo nie znajdzie) którzy chcąc wszystko ułatwić, wszystko niszczą : więc według nich rzecz jest, a nie masz tego, ktoby ją zdziałał. To więc, co jest, samo się urodziło, samo się opatruje, samo się trzyma.
Zastraszony wyrokami nowych, w postaci wspaniało brodatej Jowiszów, nie mogłem się zdobywać na odpowiedź, przeląkłem się, i w zadziwieniu milczałem. Wzmogłem się nakoniec, i postanowiłem u siebie dociekać, ile mi nieudolność moja pozwolić mogła, do którego się z tych mędrców udać, aby być przecież jakożkolwiek utwierdzonym w tem, co miałem nadal sądzić, i czego się trzymać. Nic takowego nie znalazłszy na ziemi, myśl mnie więc wzięta wznieść się ku niebu. Zuchwałość była w żądzy, ale pragnienie nadzwyczajne zmniejszyło niepodobieństwo zbyt śmiałego przedsięwzięcia. Widok skrzydeł, co ptaki wznoszą, wzbudził chęć dolotu : orle, sępie przymierzałem do ciężaru mojego ciała, i zdało mi się, iż je wznieść i w przedłużonym locie utrzymać potrafią.
Dostałem więc największych z rodzaju swego skrzydeł orła i sępa; złączyłem je mocno, a przywiązawszy tęgo do ramion, naprzód użyłem ich w chodzie, i wzniosły mnie dość sporo, iż niby, lubo blizki ziemi, podlatywałem. Wszedłem dalej na górę, i spuściłem się z niej, za pomocą przyprawionych skrzydeł; dalej z Hymetu blizkiej Aten góry, jednym ciągiem zaleciałem do portu Pyreum; przyszło do tego nakoniec, iż mając pod sobą Grecyą, z Tajgieckich skał przeleciałem aż do Koryntu. Ośmielony pomyślnym nad moje mniemanie lotem, odważyłem się więcej nad Dedala, i mało mając na bujaniu ponad ziemią, umyśliłem się wzbić nad obłoki. Olimp wybrałem miejscem wyprawy. A że podróż nad świat mniemałem długą, ośmieliłem się zwiększyć ciężar skrzydłom, biorąc z sobą, czembym się żywić mógł w podróży. Wzbiłem się więc z Olimpu ku obłokom. Zrazu omroczyła mnie niezmierna, którą pod sobą ujrzałem odległość, niebezpieczeństwo spadku zastraszyło : przemogłem jednak strach i odrazę, a wzbujały w locie, już dostrzegałem xiężyc blizko; ale mnie ciężar skrzydeł wstrzymywał i słabił : wzmogłem jednak tak dzielnie ostatnie siły, żem wpadł nakoniec w rzecz wstrzymałą, w ten bladawojasny względem nas okrąg, który zowiemy xiężycem. Odetchnienie pierwszym było spocznienia mojego celem, spuściłem oczy, i ów świat, który mnie tak troskliwie zatrudniał, obaczyłem pod nogami.
Przyjaciel. Miałeś widok jedyny; wznieca on we mnie nienasyconą ciekawość; racz ją uspokoić. Powiedz, coś widział, coś uczuł?
Menip. Sprawiedliwie się badasz, wchodzę w twoję usilność : staw się w myśli towarzyszem mojej podróży, i żebyś lepiej uczuł, co ci powiem, patrz na świat z góry. Z tej niezmiernej wysokości mniejszym się wydaje, niż od nas xiężyc. Oczy moje zdziwione szukały gór owych, które poeci niebotycznemi zowią. Plamkito były wśród słońca promieni, które ziemię, tak jak xiężyc, oświecają. Ocean w oczach naszych niezmierny, znikomą okręgu małego był cząstką, śklnił się blaskiem użyczonym, i stąd go w szczupłości samej tylko poznać można było. W tym tak osobliwym widoku, najhardziej mnie zastanawiały rozmaite, człowieczego życia odmiany i zwroty. Nie tylko w ogromności swojej narody i miasta, ale szczególne rodzaju ludzkiego stany, podpadały pod bystrą ciekawość mojego wzroku.
Przyjaciel. W tem coś teraz powiedział Menipie, dajesz pochop ku niedowiarstwu. Wyżej namieniłeś, iż góry i Ocean niknęły w oczach twoich, a teraz o szczególnych, któreś postrzegł, czynach i zwrotach rodzaju ludzkiego namieniasz.
Menip. Zarzut twój sprawiedliwy : ustanie jednak niedowiarstwo : gdy ci jednę okoliczność podróży mojej opowiem.

Dostawszy się do xiężyca, za zwrotem oczu na ziemię, nic w tej małości rozeznać nie mogąc, gdy frasowałem się wielce, stanął przedemną filozof Empedokles[1]. Znać jeszcze było z oparzelizny, iż się był z pożaru Etny, w którą wskoczył, nie wygoił. Przestraszyłem się na takowy widok, a on tak do mnie mówić począł : Jakem skoczył w Etnę, dym pożarów wzniósł mnie w górę, i tak był dzielny, żem się za jego pomiotem w xiężycu obaczył. Jestem teraz jego mieszkańcem, i rosą się pasę. Widzę, iż się nad tem troszczysz, że tak, jakbyś chciał, ziemi którąś opuścił, przypatrzyć się stąd nie możesz. Wielką mi łaskę uczynisz, rzekłem, jeżeli mi podasz sposób, iżbym mógł dostrzedz, co na ziemi każdy w szczególności działa. Jak się nazad powrócę, będę cię czcił, jak bożka. Obejdę się bez tej czci, rzekł Empedokles, i w tem co czynię, jedynie tego pragnę, abym żądaniu twojemu dogodził. Politowanie mnie do ciebie przywiodło, żebym ci dał poznać, iż masz sposób, którym wzrok twój natężyć możesz. Nie wiem o tem, rzekłem, ty chyba rozpędzić potrafisz ciemność, która mnie otacza. Gdyś tu leciał, rzekł, miałeś jedno skrzydło orle. Miałem wprawdzie, ale cóż to do wzroku służy? I wielce, rzekł Empedokles : ten rodzaj ptaków nad wszystkie inne ma wzrok najbystrzejszy; otrzyj niem oczy, i trzymaj je silnie prawą ręką, jak będziesz leciał; a wszystko tak, jak chcesz, obaczysz.

  1. Empedokles filozof rodem był z Agrygentu, miasta Sycylji; mówią o nim, iż w zgrzybiałej będąc starości, dobrowolnie wskoczył w otchłań Etny, i tak życia dokonał.