Uczyniłem tak, i wzbiwszy się lotem w górę, skorom oczy nadół spuścił, znikła niezmierna odległość, i tak mi się wydała ziemia, jak gdybym po nad nią samą przelatywał. Ukazały się natychmiast miasta, domy, mieszkańcy, nawet postać ich rozeznać mogłem. Postrzegłem, jak Antygon nie po ojcowsku z synową sobie postępował; jak Agatokles na życie ojca własnego czuwał; jak Alexandra Tyrana Tesalskiego zdradziła żona, i nakoniec o śmierć przyprawiła. Pałace królów znalazłem zbrodni siedliskiem; szkoły mędrców dumy stolicą; ratusze, gdzie lud miał sprawiedliwość zyskać, miejscem przekupstwa, łakomstwa, zemsty i zdrady.
Przyjaciel. Musiały cię niezmiernie dziwić te niespodziewane widoki?
Menip. Mnogość ich podobna była do owego, który Homer opisał, Achillesowego puklerza, gdzie w szczupłych udziałach tyle rzeczy umieścił. U Getów była wojna : Scytowie błąkali się na wozach, po własnej dziczyznie : Egipcyanie przemyślnem zatrudniali się wśród Nilowych powodzi rolnictwem : Fenicyanie ku rozpostarciu handlu swego ładowali towarami okręty : Cylicyanie przygotowali się na rozboje : w Sparcie hartowano młodzież; brzmiały ogromne w Atenach przysionki, niespracowanych odgłosem krasomowców. A że się to wszystko razem w jednymże czasie działo, słysząc zostawałem jak w zamęcie. Staw się myślą wpośród tłumu muzykantów, z którychby każdy grał co innego, a w tenczas dopiero poznać będziesz mógł, w jakim naówczas zostawałem stanie.
Przyjaciel. Snadno pojmuję, co się z tobą naówczas działo : a jak brzęk niezgodny choć biegłych muzykantów, przykry; tak uczucie twoje było pewnie niemiłe i niedogodne.
Menip. Takie było wprawdzie, jak mówisz : wrzawa ta oznacza życia ludzkiego działania i obroty. Dźwięk głosów, sposób czynienia, myślenia, odzieże, postaci, zwyczaje, prawa, wszystko się to jedno z drugiem w powszechnem brzmieniu nie zgadza, i trwa dopóty, póki jak mistrz muzyczny, wyrok każdemu w szczególności nakazawszy milczenie, z liczby żywych nie wyłączy, i wtenczas dopiero są zgodni, gdy im śmierć milczenie nakaże.
Cokolwiek pod oczy moje podpadało, godne było śmiechu : w ledwo dojrzanym z xiężyca okręgu, ledwo dojrzane, choć już wzrok miałem bystry, pokazywały się cząstki; a tych cząstek dzierżyciele hardzi byli z tego, iż je posiadali, zazdrościli równie szczupłym sąsiadom swoim : i na tem się ich cały przemysł zasadzał, jak zwiększyć małość swoję. Co było śmiechem względem szczególnych, politowaniem stało się i wzgardą względem narodu. Przelewała się krew o pomknięcie granic Aten, Lacedemonji, Grecyi. Cóż to w porównaniu z okręgiem świata? A ten widziany z góry ledwo był Epikura atomem. Zgoła, lepszego ci w tem wszystkiem podobieństwa uczynić nie mogę, jak coś w mrowisku znalazł. Pracują mrówki, znoszą, biegają, wracają, gromadzą się, rozstępują; a te starania, biegi, zawody, o źdźbła i ziarna.
Nasyciwszy ciekawość moję dowoli, wzbiłem lot w górę, ale mnie w pierwszym zapędzie głos ogromny zatrzymał; byłto xiężyca, i tom usłyszał : Powiedz twoim współbraciom, iż się nad moją istotą niepotrzebnie w dziwacznej usilności swojej zastanawiają; niech raczej siebie patrzą, a pomniąc, iż noc bladym moim blaskiem oświecam, niech mi oszczędzają szkaradnych widoków, których bywam z odrazą świadkiem, gdy mniemają, iż ciemność ich wyuzdanej rozpuście służy.
Gdym coraz lot brał wyniosły, równie jak ziemia, zmniejszył się xiężyc, nakońcu ledwom go dojrzał.
Minąłem słońce, i przeprawiwszy się przez gwiazdy u drzwi niebios stanąłem. Skrzydlasty mniemałem, iż zyskam Jowiszowego ptaka przywilej : ale natychmiast strach mnie opanował, gdyby drugie sępie skrzydło niebianie postrzegli. Nie śmiejąc wlatywać w przysionki, stanąłem u drzwi, i zlekka w nie kołatać zacząłem. Wyszedł Merkuryusz, i spytawszy o nazwisko doniosł Jowiszowi. Wkrótce otworzyły się drzwi, i odpowiedział Merkuryusz, iż wnijść mogę. Przelękły, drżąc szedłem za nim, i wprowadzony zostałem wśród zgromadzonych bogów. Każdy z nich z zadziwieniem na mnie patrzał, i znać było, iż niebardzo się im podobało moje przybycie. Wtem Jowisz groźnem na mnie rzuciwszy okiem, piorunującym zawołał głosem :
Zuchwalcze! ktoś jest! skądeś? i pocoś tu przyszedł? Na tak straszliwy odgłos zmartwiałem wszystek, zmógłszy się jednak nieco, w największem upokorzeniu zacząłem opowiadać, co mnie do przedsięwzięcia tak śmiałej podróży przywiodło. Wyznałem chęć niewymowną poznania rzeczy : jakem się w tej mierze na filozofach zawiódł; namieniałem o skrzydłach, które mnie wzniosły, i o czem dowiedziałem się w xiężycu. Odmienił postać surową natychmiast, i łagodnie się uśmiechając, rzekł do bóstw, które go otaczały: dziwiliśmy się zuchwałości olbrzymów, a oto ten nikczemny, czego oni nie mogli zdziałać, dokazał. Obróciwszy się zatem do mnie, rzekł : jak się ułatwię, dam ci odprawę, i na świat powrócisz.
Szedł zatem na miejsce, skąd odgłosy ziemne niebios dochodzą : idąc zadawał mi niektóre pytania; na te, gdym według przemożenia dał odpowiedź, rzekł : Menipie! powiedz mi szczerze, co o mnie ludzie myślą. Ojcze bogów, odpowiedziałem, wszystkich myśli i żądania ku temu jedynie są natężone, aby się czcić i uwielbiać. Nie jest tak, jak ty mówisz, rzekł : wiem ja o tem lepiej, niż ty, który mi pochlebiasz. Był czas, w którym cześć odbierałem, jako wieszczek, i jako lekarz, i słuchano wyroków moich, posągi moje czczono, i dym ustawiczny kadzideł wzbijał się ponad obłoki. Ale jak się zjawił w Delfach Apollo, Dyana w Efezie, Eskulap jak założył aptekę w Pergamie; wszyscy tam w zawody biegną, a tymczasem na moich ołtarzach trawa rośnie.
Przyszliśmy zatem do miejsca, skąd Jowisz ludzi słucha : byłyto niby studnie przykryte zasuwami. Skoro jednę z nich odsunął, zbliżył tam ucho, a natychmiast dały się słyszeć odgłosy : Jowiszu! daj mi królestwo; Jowiszu! niech moje cebule rosną; Jowiszu! a kiedyż mój ojciec umrze! Jowiszu! niech ja po śmierci żony mojej dziedziczę; Jowiszu! niech się to nie wyda, żem brata zabił; Jowiszu! daj sprawę wygrać; Jowiszu! Ulecz pedogrę. Niezliczone odgłosy żądały razem deszczu, suszy, wiatru, pogody; rolnicy prosili o słońce, młynarze o deszcz; rzemieślnicy o zbytki : ubodzy o taniość; zgoła w całej tej wrzawie nic zgodnego słychać nie było. Wysłuchiwał, odrzucał Jowisz, i jakem mógł miarkować po następnych odgłosach, lubo wielom dogodził, same tylko narzekania wzbijały się do niego.
Nastąpił czas uczty : amhrozyą i nektarem zasilały się bogi, mnie właściwy dano pokarm, i jak się każdy
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/605
Wygląd
Ta strona została przepisana.