Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/606

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

domyślić może, lepiej niż przedtem na drogę, na powrót zasilony zostałem.
Zwołał nazajutrz bogi Jowisz, i zasiadłszy pierwsze miejsce w zgromadzeniu, tak mówił : dawno miałem w myśli wejrzeć w działania filozofów, teraz przybycie z ziemi Menipa daje mi pochop do objawienia wam myśli moich. Nieprawi mędrcy przybrali na siebie postać prawdziwych filozofów. Podzieleni na rozmaite zgromadzenia dali sobie nazwiska dziwaczne, aby tym łatwiej omamiać ludzi. Powierzchowność ich oznacza cnotę, wewnątrz są wszystkich zbrodni i niegodziwości składem. Nie mając nic wewnątrz, z czegoby się wynosić mogli, śmieją drugimi, których nie zwiedli, pogardzać; a łudząc młodzież łatwą i nieostrożną, zarażają tę początkową życia ludzkiego porę, i w źródle samem jad się ich umieszcza. Gardziciele bogactw pozorni, jedynie pragną zysku, a postać ich niby pokorna i wstrzemięźliwa, ukrywa najwyższą w natężeniu swojem wyniosłość. Prześladowcy w ostatnim stopniu, o samem znoszeniu i przebaczeniu śmieją mówić; a gdy się im kto sprzeciwia, przed zemsty ich zapalczywością schronienie takowemu znaleźć niepodobna. Takie są te dzikie potwory, których postać człowiecza kryje : targają się już i na nas, a zrazu nieznaczny podniósłszy rokosz, już widoczną i jawną wydali nam wojnę.
Powstał natychmiast powszechny bóztw odgłos : zniszcz, spal, skrusz, wielowładnemi pioruny świętokradców; niech z Tytanami w bezdenności legną. Przyjdzie ten czas, rzekł Jowisz, a obracając się do Merkuryusza, odejmij, rzekł, skrzydła Menipowi, i zanieś go na ziemię. Rozeszły się bogi, a Merkuryusz wziąwszy mnie za prawe ucho, w oka mgnieniu prawie wśród Aten, niedaleko Ceramika postawił. Nie dziwuj się więc przyjacielu, żem sam z sobą po tak dziwnych obrotach rozmawiał : pójdę teraz do filozofów, i powiem im, com widział i słyszał.


ROZMOWA VII.
Okręt, albo żądania.
Lycynus, Tymolaus, Samip i Adymant.

Lycynus. Oto się nam właśnie nadarza największy badacz z rodzaju ludzkiego : on gotów od rana do wieczora bieżeć w zawody, byle tylko ciekawość swoję nasycił. Cóż tam słychać Tymolausie?
Tymolaus. Od niejakiego czasu o niczem innem nie mówiono, tylko że miał przybyć do portu naszego jeden z tych wielkich okrętów rzymskich, które z Egiptu do Włoch zboże przywożą; miał się u portu naszego zatrzymać, a więc chciałem go widzieć; a zapewne, i wy dla tego tam idziecie.
Lycynus. Zgadłeś, mieliśmy w towarzystwie Adymanta z Mirrhyny[1], ale w tłoku gdzieś się nam podział, był jednak z nami na okręcie.
Samip. Widok pięknej osoby, którą obaczył, tak go zniewolił, iż nas opuścił oglądających skład, kształtność, i inne ciekawości. Mamyż w powrocie czekać na naszego zbiega?
Tymolaus. Bynajmniej, dogoni on nas, nasyciwszy ciekawość swoję.
Lycynus. Ale to niegrzecznie, iść z kim razem, a potem go zostawić.
Samip. Ale i to niegrzecznie opuścić towarzysze, i jakby kazać się czekać. Czy jednak nadejdzie, czyli nie, zastanówmy się nad tem cośmy widzieli. Jaki okręt! jaka jego niezmierność! jaki kształt! jaki maszt! jakie żagle! Wszystko cokolwiek się stawia ku widokowi, zadziwia. A i to niespoślednie, iż tem wszystkiem zarządza i włada Heron, którego mi pokazano, staruszek nikczemny, zgrzybiały, skurczony; który jednak przy sterze siedząc, gmach ten niezmierny jak tylko chce, z największą łatwością wzrusza i obraca.
Tymolaus. Sławnym on jest od dawnych czasów w kunszcie swoim. Nie wiem czy wiesz jak tu przyszedł, i jak prawie cudem, ci co byli na okręcie, zachowanemi zostali.
Lycynus. Nie mam w tej mierze żadnej wiadomości, racz nam to opowiedzieć.
Tymolaus. Wiem o wszystkich przypadkach i osobliwościach tej żeglugi; wyszli z portu Alexandryi od sławnego półwyspu Pharos[2]. Burza nagła przypędziła ich do Sydonu[3]. Zagnała potem aż do skalistych brzegów[4] Chelidońskich, pomimo które nie bez wielkiego niebezpieczeństwa gdy przeszli, w okrutnej burzy postrzegli wieszające się u masztu światło, które Kastor z Polluxem względne na żeglarzów bóztwa, jako znak wybawienia niekiedy skazywać zwykli. Przez 77 dni błąkając się po morzu, dnia wczorajszego tu przecież zawinęli na spoczynek i wzmożenie, po tak niebezpiecznej żegludze.
Lycynus. Dał wprawdzie dowód rzadkiej w kunszcie swoim biegłości Heron w doprowadzeniu okrętu swojego, ale widzę do nas się Adymant zbliża. Cóż ci się stało, żeś tak ponury?
Adymant. Jestem zamyślony, bo mam do tego przyczynę.
Lycynus. Czy nie możnaby się o niej dowiedzieć?
Adymant. Nie śmiem mówić, żartowalibyście albowiem ze mnie, gdybyście się o niej dowiedzieli.
Lycynus. Mów śmiało.

Adymant. Oto gdyśmy na okręt weszli, mierzyłem właśnie wielkość kotwicy. Wtenczas gdyście się oddalili, pytałem majtków : wiele ten okręt właścicielowi na rok uczynić może? rzekł, iż pospolicie 12,000 talarów. Jakbym ja był szczęśliwym, pomyślałem sobie, gdyby on był moim. Raz albowiem sam wyprawiałbym się na nim, niekiedy najmowałbym drugim, albobym na nim ludzi moich posyłał. Gdym był w tych myślach zatopiony, zdało mi się, żem dóm ojczysty przedał, a z zarobku inszy nierównie wspanialszy wystawił. Sprawiałem sobie suknie rozmaite, kształtne i kosztowne : nakupowałem niewolników : posprzęgał konie, sporządzał siodła, i właśnie wyprawując się w dalekie kraje, siadłem na mój okręt, gdyście ciąg tak miłego marzenia przerywając, mój okręt do szczętu zgruchotali, a z nim i to co miałem, i co mieć mogłem, przepadło.

  1. Mirrhyna miasteczko w Attyce.
  2. Pharos wyspa portu Alexandryi, złączona sypaną i podmurowaną groblą z tem miastem; na niej była sławna owa wieża, na której szczycie w latarniach był ogień dla oświecenia okrętów w żegludze. Gmach ten liczono między cuda świata.
  3. Sydon miasto sławne i port Fenicyi niedaleko Palestyny i gór Libanu.
  4. Trzy skały nadbrzeżne zakryte w morzu, brzeg ten czyniły wielce niebezpiecznym.