Przejdź do zawartości

Lucyan/Rozmowa IX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Lucyan
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


ROZMOWA IX.
SKARGA
Jowisz, Apollo.

Apollo. Powiadasz, że jakiś starzec[1] dobrowolnie się spalił w oczach zgromadzonego ludu na to widowisko.
Jowisz. Patrzałem na to, a dym z tego okropnego całopalenia, ledwo mnie nie udusił.
Apollo. Cóż go za rozpacz do tego przywiodła?
Jowisz. Taż sama co i Empedokla, co w Etnę skoczył, chęć sławy. Ale cóżto za poważna osoba do nas się zbliża. Poznaję Filozofią : widzę iż jest zmięszana, smutna, i łzy ma w oczach. Cóż ci się przytrafiło? czy nie cierpisz prześladowania? bo się, jak widzę, od śmierci Sokratesowej wszyscy zli i głupi na ciebie sprzysięgli.
Filozofia. Jestem dość poważaną, i skarżyć się na prześladowanie nie mogę. Ale jest jeden rodzaj ludzi, których nie wiem jak nazwać : przywdziewają oni na siebie nieprawie moję postać, i od tych największą cierpię obelgę.
Jowisz. Alboż to filozofowie przeciw tobie powstali, i na nich narzekasz?
Filozofia. Bynajmniej, prawdziwi uczniowie moi tak cierpią, jak i ja.
Jowisz. Któż cię więc znieważył?
Filozofia. Ten rodzaj, na który się skarżę; mają oni postać, nie istotę filozofów. Powiadają, iż są pod mojem przywództwem, iż mnie czczą, naśladują; a tymczasem ich postępki są pełne podstępu i zbrodni; przez co i mnie, i prawym moim uczniom, czynią krzywdę nienagrodzoną.
Jowisz. Słuszną masz przyczynę do skargi : ale powiedz dokładnie, i chciej to wyszczególnić; w czem jesteś ukrzywdzoną?
Filozofia. Uznasz ojcze, skoro mnie wysłuchasz. Gdy ludzie zostawali w dzikości, niewiadomość z niezgodą przewodziły na ziemi. Użaliwszy się nad tak nędznym stanem, posłałeś mię, abym złemu zabiegła, wykorzeniając niesprawiedliwość i gwałty, któremi się ludzie na wzór zwierząt trapili i wyniszczali wzajemnie.
Jowisz. Powiedzże mi, jak cię przyjęli?
Filozofia. Nie zaczęłam od Greków, łatwiejsze tam sądząc moje działania, gdyż już zaczynali zgromadzać się w towarzystwa; udałam się więc do Indyanów, i tak mi się tam poszczęściło, iż dotąd Brachmany stale się trzymają prawideł moich, równie jak i Gimnozofistowie. Odwiedziłam potem Egipt, gdzie kapłani z nauki mojej uczyniwszy ukrytą przed gminem tajemnicę, powierzyli ją następcom, w znakach sobie tylko wiadomych. W Babilonie, i jej okolicach uczyłam Magów i Chaldejczyków. Północne mnie kraje obaczyły, gdzie nieujęte przedtem żadnemi względami Scyty, przyjęty mnie nad spodziewanie moje. W Tracyi nakoniec dobrałam sobie Dumolpa, i Orfeusza w towarzystwo. Posłałam ich do Grecyi. Pierwszy objawił im tajemnicę moję, i obrządki na cześć bóztwa, drugi wdziękiem muzyki i rymotworstwa nieużyte umysły złagodził. Gdym za nimi przyszła, nie postrzegłam, iżby się do mnie ubiegano : nie zraziła mnie jednak takowa obojętność, i zyskałam siedmiu uczniów, a raczej przyjaciół, a dalej trzech innych z odleglejszych krajów, co jak widzisz, nie wielką liczbę czyni.
Po nich z zadziwieniem postrzegłam, iż się coraz rozmnażała wielka liczba Sofistów, którzy lubo nie odstępowali zupełnie od moich prawideł, przecież nie szli za niemi tak, jakby się należało. Jestto rodzaj podobny Centaurom : Jak ci zarywają na człowieka i konia, tak i oni zdają się trzymać środek między prawdą, a obłudą. Nie można im zadać niewiadomości, ale nie są dość stałemi, iżby się imali tego, co ja przykazuję. Zamiast istotnego widoku, cień im się tylko mojej postaci, jak pod mgłą wydaje i marzy. Przeświadczonemi są jednakże, iż wszystko doskonale poznają i wiedzą. Stąd pochodzi ich zapał przesadzony, upor dumny, zarzuty podstępne, odpowiedzi takowe, iż je, jak kto chce, tłumaczyć można. Kiedy się kto jednemu z nich sprzeciwi, natychmiast zwołują się na pospolite ruszenie, i gdy wstępnym bojem nie mogą, naówczas zdradą i podejściem wszyscy razem, i każdy z osobna usiłują szkodzić; gdy się dobra pora nadarzy, pognębić przeciwniki swoje. Jużem miała porzucić te potwory i wyrodki, ale mnie prawdziwi przyjaciele moi zatrzymali : mało ich liczyłam i liczę, a tych się liczba coraz bardziej zmniejsza.
Jowisz. Mówisz dotąd powszechnie: chciałbym, iżbyś jeszcze w szczególne okoliczności weszła.
Filozofia. Uczynię woli twojej zadosyć. Niezmierna jest w każdem zgromadzeniu liczba ludzi mało nawet zdatnych do kunsztów i rzemiosł, do których się dla wyżywienia swojego udawać muszą. Gdyby mieli sposobność tak jak drudzy, każdyby się w swoim stanie zbogacił, a przynajmniej tak zapomógł, aby miał o czem żyć uczciwie. Lecz że jej nie mają, rzucają rzemiosła, a idą do Filozofji. Te więc od szewców, krawców, stolarzów, malarzów, snycerzów, rozmaitego rodzaju kupców i rzemieślników zbiegi, nie wiedząc nawet dla przeszłego zatrudnienia o mojem nazwisku, gdy zczasem postrzegają w niedołężności swojej sławę i dobre mienie uczniów moich, zrazu im zazdroszczą, potem nie zważając na to, jak nabycie nauki trudne jest, i długiego czasu potrzebuje, zarwawszy nieco z porywczego czytania i rozmów wiadomości, mniemają, iż wszystko posiedli; a przywdziawszy zwyczajną głupim bezczelną śmiałość, bez względu na patrzących i słuchających, obwieszczają swoje wyroki : przywdziewają zatem na siebie wspaniałą postać, jak ów osieł, co się lwią skórą przykrył. Nie masz nic łatwiejszego nad naśladowanie, nie wiele ono przemysłu i kunsztu potrzebuje. Że im na tem nie zbywa, omamiają i łudzą nieostrożnych. Udają skromność, wstrzemięźliwość, wzgardę bogactw i dostojeństw, a są w istocie najrozpustniejszymi, najgwałtowniejszymi, najdumniejszymi z ludzi. Równość i miłość narodu Indzkiego jest ustawicznie w ich uściech, ale nie w sercu i myśli. Dlatego iżby nie mieli równych, udają się za filozofów, a co miłością narodu ludzkiego zowią, jest miłość ich własna; resztą gardzą i mają w nienawiści.
Jowisz. Widzę z powieści twojej, iż wiele od złych naśladowców cierpisz. Chcesz bym je piorunem strzaskał?
Filozofia. Bynajmniej : zostaw ich przy życiu ojcze! nie każ ich nawet prześladować, dość dla nich będzie kary, gdy otworzysz oczy tych, co ich wielbią : skoro i tylko bowiem istotnie poznanemi będą, tymże samym, których zwodząc łudzili, staną się widokiem wzgardy, i śmiechu i politowania.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.
  1. Peregrynus, filozof, widząc, że idzie w zapomnienie, dla ściągnienia na siebie oczu, sam się spalił w przytomności licznego ludu.