Księżniczka dolarów/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Księżniczka dolarów
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 17.2.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Kłopotliwe pytania

Braddon zadowolony z siebie przechadzał się po pokładzie. Był w tak świetnym humorze, że polecił posłać kilka koszy pomarańczy dzieciom emigrantów z międzypokładu.
— Hallo — zawołał wesoło na widok zbliżającego się doń Listera.
— Czy zechce mi pan udzielić chwilki rozmowy? — zapytał poważnie Lister.
Wesoły uśmiech yankesa ustąpił miejsca lekkiemu zdziwieniu.
— Ależ oczywista. Zawsze jestem do pańskiej dyspozycji — odparł z pewnym znudzeniem w głosie.
— Doskonale. Zechce więc pan udać się ze mną do swojej lub do mojej kabiny.
— Do diaska! Czy to coś aż tak poważnego!
— Tak.
W kilka chwil potem siedzieli obydwaj w kabinie Rafflesa. Braddon spoglądał pytająco na lorda, który nerwowo palił papierosa. Braddon poszedł za jego przykładem i wyciągnął z kieszeni grube cygaro.
— Hugh! Fajka pokoju zapalona. — rzekł. — Możemy więc przystąpić do rozmowy.
— Well — odparł Lister. — Drogi Braddonie! Zaofiarował mi się pan kiedyś z pomocą w sprawie ewentualnego małżeństwa... Chciałbym teraz przypomnieć panu tę obietnicę.
Amerykanin spojrzał na Listera ze zdziwieniem.
— Ja? Ależ mój drogi, nie potrzebuje pan przecież żadnego pośrednictwa.
Ta sprawa jest już całkowicie załatwiona.
— Mimo to jednak proszę pana o pomoc.
— Na wszystkie śledzie oceanu! — odparł Braddon — Nie rozumiem ani słowa z całej pańskiej przemowy. Czy pan żartuję, Brighton?
— Nie. Ani mi to w głowie.
— Nie jestem przecież ani dzieckiem ani głupim. Czy sądzisz, że nie widzę, że miss Goulden i pan... Proszę mi wybaczyć niedyskrecję. Chciałbym wiedzieć cóż ja miałbym do powiedzenia w tej sprawie?
— Nie idzie o to. Chciałbym pana prosić, aby mi pan wskazał z pośród swych znajomych kobiet nazwisko damy, która chciałaby poślubić arystokratę. To wszystko.
— Nonsens! Ani jedna z nich nie jest tak bogata, jak miss Ethel. Ani jedna nie jest jej warta!
— To niechże mi pan wskaże kobietę biedniejszą.
Braddon odłożył swoje cygaro i spojrzał na Listera z politowaniem.
— Mój drogi, — rzekł — czy szczęście nie przekręciło panu w głowie?
— Ależ, Braddon...
— Nigdy jeszcze nie słyszałem głupszej prośby. Zachowuje się pan też conajmniej dziwacznie. Z początku nie chce pan słyszeć o żeniaczce. Następnie zapala się pan, jak zapałka i dzieckoby zrozumiało, że stracił pan głowę dla Ethel. Teraz prosi mnie pan o wskazanie choćby pół tuzina podobnych kobiet... Czy nie należy pan przypadkiem do sekty Mormonów?
Lister uśmiechnął się mimowoli.
— O nie... Mimo to ponawiam swą prośbę.
— A więc dobrze. Istnieje jeszcze miss Veldera.
— Ile?
— Dwadzieścia milionów.
— Za mało.
— Za mało?
Braddon spojrzał z podziwem na Listera
— Może pan ma jakieś bardziej zamożne?
— Oczywista.
— A więc mój przyjacielu, zechciej mi pan podać ich nazwiska.
Braddon nie wiedział co o tym wszystkim myśleć.
— Dobrze... — krzyknął zniecierpliwiony — Najbogatszą z nich już pan zna. Jest nią miss Ethel Goulden.
Lister odłożył papierosa. Ścisnął oburącz głowę i spojrzał na Braddona tak nieszczęśliwym wzrokiem, że milioner poczuł dla niego litość.
— Słuchajcie, Brighton — rzekł łagodnie — zdaje mi się, że coś wam dolega? Czy mam wezwać lekarza?
— Nie... nie... Dziękuję panu bardzo. Wyjdźmy lepiej na pokład. Brak mi powietrza.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.