Księżniczka dolarów/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Księżniczka dolarów
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 17.2.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Niespodziewane spotkanie

Mister Braddon przybył do jadalni w towarzystwie jakiegoś młodego człowieka, którego po przyjacielsku trzymał pod ramię. Skierował się prosto do stolika, przy którym siedział lord Lister.
— Proszę mi wybaczyć, drogi przyjacielu — rzekł familiarnie — pozwalam sobie przedstawić panu mego dobrego przyjaciela, pana, Squiresa.
Panowie skłonili się sobie w milczeniu.
Mister Squires powrócił po chwili do rozmowy poprzednio prowadzonej z Braddonem. Nagle Braddon wykrzyknął na głos:
— Hallo, hallo, miss Goulden! — zawołał. — Skąd się pan tu wziął, Braddon — odparł świeży głos — Cieszę się, żeśmy się spotkali!
Dziwię się, skąd się pani tutaj wzięła? Nie ma pani przecież na liście pasażerów. Kiedy pani wsiadła na okręt?
— Zeszłej nocy w Cherbourg. Wracam z Lucerny.
— Jak długo była pani w Europie?
— Cztery miesiące. Wracam, aby otworzyć jesienny sezon.
Lister nie mógł zobaczyć jej twarzy, ponieważ siedziała odwrócona do niego tyłem. Począł jednak tak manewrować, aby móc obejrzeć ją z przodu. O mało nie krzyknął ze zdziwienia. Miss Goulden była dokładnym portretem Alicji Portland! Ta sama szczupła drobna figura, delikatne rysy, dumne spojrzenie wielkich wyrazistych oczu. Tylko włosy były cokolwiek ciemniejsze od włosów szkockiej arystokratki. Podobieństwo pomiędzy dziewczętami było uderzające. Lister chcąc ukryć swoje zdumienie nie przerywał rozmowy swej ze Squiresem. Nie tracił jednak ani słowa z pogawędki prowadzonej przez młodą milionerką z Braddonem.
— Co słychać nowego, miss Goulden?
— Dziękuję. Papa na swym jachcie na kanale Kilońskim.
— Czemuż go pani opuściła?
— Ja? — zaśmiała się ironicznie — Nudziłam się okropnie. Zbyt dużo ceremonii jak dla mnie. Nie znam się na etykiecie germańskiej. Wolę naszą swobodę i młodość niż wszystkich tych utytułowanych panów z Anglii, Niemiec i Francji... Hallo! Oto i mister Squires! Co słychać nowego?
— Dziękuję, wszystko w porządku, miss Goulden.
Zbliżył się do niej i wyciągnął do niej rękę.
— Jak pańskie sprawy? Wraca pan na Broadway?
— Tak, wzywają mnie pilne sprawy.
— O... Bardzo przepraszam! Nie spostrzegłam, że rozmawia pan z tym gentlemanem. Nie będę więc zabierała panu dłużej czasu.
— Ten młody gentleman jest moim przyjacielem — wtrącił się Braddon.
— Świetnie... Niech mi go pan w takim razie przedstawi.
Braddon ujął lorda Listera pod rękę i przyprowadził do miss Goulden.
— Mój przyjaciel, baronet sir Edward Brighton... Miss Ethel Goulden, najbardziej interesująca młoda lady w całych Stanach Zjednoczonych.
Ethel zaśmiała się wesoło, lord Lister ukłonił się poważnie.
— Przepraszam, że przeszkodziłam panu w ciekawej rozmowie. Czy zechce pan towarzyszyć nam przy stole?
— Z przyjemnością, miss Goulden!
Naprzeciw nich usiedli Squires i Braddon.
— Czy udaje się pan po raz pierwszy do Ameryki?
— Tak jest — potwierdził poważnie lord Lister.
— Dla przyjemności?
— Niezupełnie. Mam do załatwienia parę spraw.
— Jak długo zamierza pan tam zostać?
— Jeszcze nie wiem. Będzie to zależało od załatwienia tych spraw.
— Mam nadzieję, że spodoba się panu moja ojczyzna.
— Nie będę pani mówił komplementów, miss Goulden, ale jeśli wolno mi będzie spędzić w niej czas w pani towarzystwie, wyniosę z pewnością najpiękniejsze wrażenie.
— Znam dobry sposób zatrzymania u nas tego młodzieńca — rzekł Braddon, wtrącając się do rozmowy. Cóż pani na to miss Goulden?
Braddon ze smakiem obgryzał skrzydełko kury. Mówił tak głośno, że inni pasażerowie słyszeli go z całą pewnością. Zaniepokojony zerknął w stronę miss Goulden i ze zdziwieniem stwierdził, że odparła mu tym samym tonem.
— Czy nie jest pan przypadkiem zainteresowany w zatrzymaniu dłużej swego przyjaciela? W jaki sposób mogłabym w tym panu pomóc?
Listera zdumiała szczerość tej odpowiedzi.
— Jeśli Brighton zechce, pomogę mu w jego sprawach — odparł. — Oczywiście żądam prowizji... Wypłaci mi ją po pierwszych zapowiedziach... Byłaby to dla mnie świetna reklama...
— Zaśmiał się i mrugnął do niej okiem.
Miss Goulden zaśmiała się wesoło. Jedynie Lister uważał tę rozmowę za niewłaściwą.
— Przepraszam... — ale — zwrócił się do miss Goulden.
Położyła mu rękę na ramieniu i rzekła po prostu:
— Przypuszczam, że uważa mnie pan za lady?
Uśmiechnął się i odparł:
— W takim razie jeszcze raz proszę panią o przebaczenie.
Amerykanin podniósł do góry kieliszek.
— Trzykrotne hurra, na cześć naszego angielskiego przyjaciela.
Wszyscy obecni wychylili ten toast. Miss Goulden wypiła go kieliszkiem lemoniady.
— Dziwne, jak trudno Anglicy przystosowują się do zwyczajów swego otoczenia — rzekła do Listera.
— Prawdziwy gentleman nie pozbywa się swoich zwyczajów a raczej zaszczepia je w swoim nowym otoczeniu.
— Robią to zresztą do pewnego stopnia wszyscy. Proszę wziąć naprzykład amerykańskich milionerów. Swoje zwyczaje starają się przeszczepić do Europy. Tylko niewielu z nich przejmuje nasze obyczaje, które zresztą są w o wiele lepszym tonie. Zapewniam panią, że w New Yorku, albo w New-Porcie będę się zachowywał tak, jak gdybym był w Anglii.
— Doskonale. Zastanowimy się jeszcze nad tą sprawą.
— Będzie pani miała możność o tym się przekonać.
— Chciałabym, aby dał mi pan kilka lekcyj angielskich zwyczajów, lordzie Edwardzie — rzekła miss Goulden — to będzie cudowne.
Mówiąc to zaczerwieniła się po raz pierwszy.
Lord Lister zdał sobie sprawę, że jej stosunek do niego uległ pewnej zmianie.
— Proszę mi wybaczyć — rzekła — Pragnę abyśmy zostali przyjaciółmi. Oto moja ręka.
Lister złożył na niej pełen szacunku pocałunek.
Lunch dobiegał końca i pasażerowie poczęli się rozchodzić.
— Do zobaczenia, sir Edwardzie.
— Do zobaczenia, miss Goulden.
Starsza dama, będąca jej towarzyszką, zbliżyła się do dziewczyny i obydwie opuściły salę jadalną.
Braddon zbliżył się do Listera.
— Czy chce pan pójść z nami do palarni?
— Chętnie.
Obydwaj usiedli w spokojnym kąciku.
— Czy gra pan w karty, Brighton?
— Niestety...
— Czyżby? — Braddon spojrzał na Listera ze zdumieniem.
— Cóż więc robi pan wieczorami w swym klubie?
— W klubie bywam bardzo rzadko... Dużo czytam, trochę piszę i uprawiam muzykę. Gra w karty i taniec nie sprawiają mi najmniejszej przyjemności. Uważam to za stratę czasu.
— Co za dziwny człowiek... Sądzę, że jest pan również nieczuły na piękność kobiet? I pomyśleć, że starałem się dla pana o zrobienie wyłomu w tak niepokonanej twierdzy, jak miss Goulden! Czy wie pan kim ona jest?
— Trudno mi było zorientować się w tym czasie naszej krótkiej rozmowy.
Braddon wybuchnął śmiechem.
— Bez blagi — rzekł — Czy wie pan, gdzie znajduje się kabina miss Goulden?
— Skądżeby?
— Zajmuje ona apartamenty zarezerwowane dla głów królewskich i dla członków rodzin książęcych. Mogłaby kupić pana oraz dwunastu takich jak pan na dokładkę. Szczęście uśmiechnęło się do pana, Brighton! Od czasu jak znam miss Goulden, nie widziałem, aby rozmawiała z kimkolwiek z młodych ludzi tak uprzejmie jak z panem. Wołałbym raczej wyskoczyć przez burtę okrętu, niż pozwolić panu na wypuszczenie z rąk tak świetnej okazji.
Lister palił obojętnie papierosa.
— Niechże więc pan lepiej skoczy zawczasu przez burtę, Braddon — odparł poważnie.
Braddon nie oczekiwał tego rodzaju odpowiedzi. W tej chwili wszedł chłopiec i skłoniwszy się przed Listerem rzekł po angielsku:
— Miss Ethel Goulden ma zaszczyt prosić się Edwarda Brightona na podwieczorek w swych prywatnych apartamentach.
Braddon spojrzał na Listera. Lord siedział w dalszym ciągu tak obojętnie, jak gdyby zaproszenie to nie odnosiło się do niego.
— Czy nie jest pan przypadkiem żonaty? — zapytał Braddon.
— Nie.
— Może zaręczony?
— Mister Braddon... — rzekł Lister marszcząc brwi.
— Wszystko mi jedno, czy pan patrzy na mnie takim czy innym wzrokiem — rzekł Braddon — Wściekam się na myśl o tym, że może pan przepuścić podobną okazję. Na Boga, bądźże pan rozsądniejszy. Idzie prawie o miliard dolarów.
— Nie mam zamiaru robić interesów na małżeństwie, — odparł zimno lord Lister.
— Wpędzi mnie pan w chorobę! Lekarze będą musieli wysłać mnie do Karlsbadu.
— Żałuję niezmiernie.
— Czy to pana ostatnie słowo?.
— Tak jest.
— Mimo to nie zamierza pan chyba odmówić zaproszeniu miss Goulden?
— Zostawmy lepiej tę sprawę. Jedno nie ma nic wspólnego z drugim.
— Nie zasługuje pan na to, aby żyć — rzekł wypiwszy jednym haustem sporą szklaneczkę brandy. — Jest pan pierwszym człowiekiem, któremu udało się wyprowadzić mnie z równowagi.
Wzruszył ramionami i wyszedł z palami. Na widok zawiedzionej miny Amerykanina Lister zaśmiał się serdecznie. Przez parę chwil siedział nieruchomo pogrążony w zadumie. Westchnął i skierował się w stronę kabiny, aby przebrać się w smoking i udać się na herbatkę do miss Goulden.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.