Krwawa hrabina/Rozdział VII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Antoni Wotowski
Tytuł Krwawa hrabina
Podtytuł Sensacyjna powieść historyczna
Wydawca Bibljoteka Echa Polskiego
Data wyd. 1933
Druk P. Brzeziński
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozdział VII.
SĄD GRAFA VON HERMANSTHALA

Komnata miała jedno tylko wyjście. Hajducy pozostali przy drzwiach, a Górka w podnieceniu chodził po pokoju.
Nie wątpił na chwilę, że graf uwierzy w prawdziwość zarzutów i stanie w jego obronie. Toć miał chyba przekonywujące dowody, a Ilona wraz z Maryjką znajdowały się w lochach. Niemiec, żeby nie wiedzieć jak nieprzychylnie dlań usposobiony, był bądź co bądź szlachcicem i rycerzem i musiał, dowiedziawszy się o ohydnych zbrodniach popełnionych przez hrabinę, wystąpić przeciw niej, a Górkę i obie uwięzione uwolnić. Jeśli początkowo zachowywał się ozięble, to jeno dlatego, że Górki nie znał a do hrabiny żywił całkowite zaufanie. O, jakże się zmieni a z jego oblicza spadnie kamienna maska, gdy z ust wojewodzica posłyszy o straszliwych tajemnicach Czeithy.
Wzburzony, ale całkowicie spokojny o ostateczny wynik sprawy, dziękował Górka teraz Niebu, że mu na odsiecz grafa zesłało. Czyż nie ległby pod dzidami zbójeckiej zgrai hajduków, gdy obecnie i życie ocalił i lada moment będzie wolny.
Chodził tedy po komnacie — i dziwne mu się jeno wydało, czemu graf tak długo nienadchodzi. Zapewne, musi mu różne kłamstwa gadać hrabina, lecz łgarstwa te pękną w świetle prawdy.
Wreszcie, w sąsiedniej komnacie rozległy się kroki. Weszła hrabina, z obojętną miną, za nią Hugo von Hermansthal i garbus Fitzke na ostatku.
Ujrzawszy go Górka wzruszył ramionami. Był przygotowany na walkę, lecz spokojny o jej wynik.
— Przybywam tu — począł graf, mierząc Górkę poważnem spojrzeniem — na wyraźną prośbę miłościwej hrabiny! Jam tylko gość w tym zamku i nie moją rzeczą jest sprawować sądy! Ale hrabina, nie chcąc być pomówiona, że skrytobójczo nastaje na wasze życie, sama żąda, bym wysłuchał wasze zarzuty!
— Bawiłem tu mości grafie, jako gość — spokojnie odrzekł Górka. — I ja miałem do hrabiny całkowite zaufanie. Lecz, doniesiono mi, że w zamku dzieją się rzeczy potworne i sprawdziłem to na własne oczy...
— Cożeście odkryli?
— W zamku istnieją potajemne lochy! W tych lochach więżą porwane dziewice...
Sądził, że ta wiadomość uderzy grafa. Ten wzruszył ramionami.
— Lochy? — powtórzył. — Nic w tych lochach niema niezwykłego.
— Ale te drugie... od których przejście znajduje się za kominkiem! — mówił wzburzony Górka. — Łączące się z narożną basztą! I te znacie, grafie!
— Zwiedzałem je przed chwilą.
— Wyście je zwiedzali?
— Prosiła mnie o to sama hrabina!
— Nie do wiary!
— I powtarzam! Nic w nich nie zastałem niezwykłego!
Górce przeciągnęła się twarz, a Elżbieta spojrzała nań ironicznie.
— Tak! Prosiłam o to grafa! — rzekła.
Oto była przyczyna przedłużającej się nieobecności grafa. Elżbieta, wiedziona kobiecym instynktem, postanowiła uprzedzić wszelkie zarzuty. Skoro więc tylko Górkę odwiedziono do jego komnaty, ze śmiechem, niby o żart chodziło, powtórzyła austryjakowi o co ten ją oskarżał. A później najspokojniej powiodła go do lochów. Mogła to śmiało uczynić, gdyż wnet potem, gdy przyłapano Ilonę z Maryjką i rozniosła się wieść, że działający z niemi w porozumieniu Górka, uciekł z zamku, kazała natychmiast uprzątnąć sekretne lochy i zatrzeć wszelkie ślady, domyślając się, że polak powróci z liczniejszą odsieczą, by uwolnić uwięzione. Sam, coprawda przez własną lekkomyślność wpadł z powrotem w jej szpony, lecz na odparcie zarzutów i wizytę nieoczekiwanych gości wszystko było przygotowane. Mogła więc bezpiecznie Hugonowi von Hermansthal zdradzić istnienie drugich podziemi, co uczyniła z taką miną, jakby wogóle nigdy z tej sprawy nie robiła sekretu. Dalej, powiodła go do zgoła innej celi, w której Ilona z Maryjką siedziały uwięzione, wiedząc, że austryjak nie rozumie słowa po węgiersku i nic z tego, co będą mówiły dziewczyny, nie pojmie. Wreszcie, pokazała mu mistrza Atrefiusa, a astrolog, pojąwszy w mig o co chodzi i bojąc się o własną skórę, oczywiście z oburzeniem jął wszystkiemu przeczyć. Na ostatek, przyszło świadectwo Fitzka — i niewinność hrabiny zajaśniała w pełni. Wtedy, dopiero, powiodła Niemca do Górki i ten odrazu z niedowierzaniem przyjął jego słowa.
Górka teraz nic nie pojmował.
— Tedy widzieliście — wymówił — sekretne przejścia! A widzieliście uwięzione?
— Widziałem! — znów lekceważąco odparł graf. — Dwie zuchwałe dworki, osadzone w loszku za jakoweś przewinienie! Cóż to waćpana obchodzi? Hrabina władna jest czynić, co zechce, ze swą służbą... Najwyżej o ułaskawienie może waść wnosić instancje...
— Na Boga! — wykrzyknął Górka, który doznawał uczucia, że miesza mu się w głowie. — Ależ to nie zuchwałe dworki! Jedna z nich, to porwana dziewczyna, znakomitego rodu.
— Nie wiadomo mi o tem!
— Jej służący — tłumaczył gwałtownie — wślad za nią pośpieszył do zamku, chcąc Ilonę ratować i tu z polecenia hrabiny wrzucony został do studni...
Po raz pierwszy na twarzy grafa wykwitło coś w rodzaju uśmiechu.
— Opamiętajże się, waszmość! — rzekł. — Wszak i waćpanu tłumaczyła hrabina, że to szaleniec!
— Kiedy....
— Próżno waść na hrabinę rzucał kalumje...
— Chryste! — prawie zawył. — Was tu wszyscy oszukują, grafie! I ja początkowo nie chciałem wierzyć, takie mi się to wydało potworne! Ale, zobaczyłem na własne oczy... A ten mistrz Atrefius... ta wiedźma...
— Mistrz Atrefius zwykły astrolog... Stara sługa powiada, żeście wy chcieli ją zabić...
Górka porwał się za głowę i chwilę wiódł po komnacie błędnym wzrokiem. Grunt usuwał mu się z pod nóg i doznawał takiego wrażenia, jakgdyby głową chciał przebić potężny mur. Hrabina przewidziała wszystko, a Niemiec tak wierzył jej ślepo, iż nie sposób mu było oczu otworzyć.
— Ależ uwierzcie mi grafie, — krzyknął w przystępie ostatecznej rozpaczy. — To wszystko, co wam pokazują, to jedna kabała! Zmowa, by was zmylić i zatrzeć wszelkie ślady! Hrabina jest potworną zbrodniarką a Atrefius i ten Fitzke — wskazał na garbusa — jej wspólnicy... Toć, jestem wojewodzic Górka, nie mniej, niżli wy znakomitego rodu i można zawierzyć moim słowom...
Nieuchwytny cień przemknął po twarzy Hugona von Hermansthala, wnet jednak odwrócił głowę.
Znajdował się naprawdę, w niezwykle ciężkiem położeniu. Choć udawał obojętność a nawet pozornie bronił hrabinę, znakomicie wyczuwał, że w zamku dzieją się podejrzane rzeczy. I te podziemia i dziewice, osadzone w lochach i ten garbus i mistrz Atrefius. Wprawdzie, zarzuty były tak potworne, że nie mieściły mu się w głowie, ale... O Górkach słyszał i wiedział, że stojący przed nim szlachcic jest potomkiem znakomitego rodu... Rozumiał, że powinien, właściwie wziąć pod swoją opiekę Polaka i dziewice... Tylko... Tylko, ta cała sprawa była mu nad wyraz nie na rękę.
Przybywał z polecenia cesarza Rudolfa, któremu szczerze był oddany. A cesarz, słaby i mało energiczny chwiał się na tronie i wszyscy intrygowali, aby go obalić a madziarska arystokracja najwięcej. Rudolfa władza na Węgrzech była prawie żadna, a Hermansthal podjął rozpaczliwy wysiłek ratowania jego tronu, objeżdżając poszczególne zamki i kaptując mu zwolenników. Wiedział, że Elżbieta jest niesłychanie bogata i wpływy jej sięgają daleko. Mieć za sobą hrabinę Nadasdy znaczyło wiele. Zamierzał odciągnąć ją od partji Gabora Batorego, kto wie, od niesłychanie bogatej kobiety, zaciągnąć dla wiecznie obdłużonego cesarza pożyczkę. W takich warunkach wszczynać z nią obecnie walkę było szaleństwem. I choć w duszy, zarzuty wysunięte przez Górkę napełniały go grozą, udawał, że je lekceważy, nie wiedząc, co począć. Zresztą, czy zdołałby go uwolnić wraz ze znajdującemi się w lochach dziewczynami ze swoją garstką rajtarów, gdy oddział hrabiny liczył z górą stu świetnie uzbrojonych i gotowych na wszystko hajduków?
Tymczasem wojewodzic, który obserwował zmieniające się uczucia na obliczu grafa, doszedł do wniosku, że wreszcie zdołał go przekonać. Chcąc wygrać bitwę ostatecznie, rzucił:
— Czy wy wiecie, grafie — wskazał ręką na Elżbietę — kim jest ona? Nie zbrodniarka jeno, ale i wiedźmą! Wygląda na lat dwadzieścia, a ma ich najmniej...
— Basta! Zuchwalcze! — rozległ się nagle podniesiony głos hrabiny, który zagłuszył resztę zdania Górki. — Dość długo pozwalałam ci znieważać się bezkarnie!
Swój, z góry obmyślony plan, wiodła znakomicie do celu. Znakomicie odgadywała, co się działo w duszy Hermansthala, a gdy Górka niebacznie potrącił o jej wiek — sprawę, która bolała ją najdotkliwiej i boli każdą najdotkliwiej kobietę — postanowiła pognębić go ostatecznie i położyć kres tej scenie.
— Dość pozwalałam się obrażać bezkarnie! — powtórzyła. — A wiecie szlachetny grafie, czemu ten młodzik takiemi wymysłami mnie obrzuca? Tego wam jeszcze nie rzekłam! Bo chce ze siebie zepchnąć podejrzenie! To zdrajca! Przeciwko cesarzowi Rudolfowi spiskuje!
— Co? — Hugo von Hermansthal ożywił się nie na żarty. — On?
— Spiskuje wraz z moim krewniakiem Gaborem! którego nie znam i znać nie chcę...
Żmijo! — ryknął Górka, ale Hermansthal groźnie już patrzył na niego.
— W zanadrzu nosi papiery, przeznaczone dla Gabora! — przypominała teraz szczegół, z którym wygadał jej się Górka a który rehabilitował ją w oczach grafa ostatecznie. — Ja wierna jestem najjaśniejszemu cesarzowi! Chciałam mu odebrać te papiery, a jego w turmie osadzić. Ot, czemu widzieliście, grafie, bitwę ze zdrajcą...
— A... — syknął, nie wierząc własnym uszom — Zdrajca? Ma papiery...
— Tak jest! Obszukajmy go natychmiast! Hajducy!...
Fitzke wychylił swój ohydny łeb i kilku drabów wpadło do komnaty.. Napad nastąpił na tyle nieoczekiwanie, że Górka nie miał czasu nawet się bronić. Porwany w łapy kilku niezwykle silnych hajduków, szarpał się tylko rozpaczliwie. Ale garbus przypadł do niego, rozdarł na piersi kontusz i wyciągnął z zań spory zwitek.
— Oto jest! — podał go hrabinie.
Elżbieta triumfowała. Czuła się ocalona. Wyciągnęła zwitek w stronę grafa, który pochwycił go, nie ukrywając swej niecierpliwości.
— Czarcie... Wcielony czarcie... — charczał wojewodzic, pełnym gniewu wzrokiem mierząc Elżbietę..
Tymczasem Hermansthal rozwinął zwitek i spiesznie czytał. Listy wiezione przez Górkę zawierały niezwykłe wiadomości. Mało tego, że znajdowało się tam oznajmienie, że spora liczba szlachty polskiej gotowa jest dopomóc Gaborowi nie tylko pieniędzmi, ale i szablami w odzyskaniu siedmiogrodzkiego tronu. Więcej jeszcze. Znajdowała się tam wiadomość, że Gabor winien natychmiast wykorzystać zamieszanie panujące w Austrji i na Węgrzech, bo cesarza Rudolfa obali lada dzień rodzony jego brat arcyksiąże Maciej, który gotów, jest uznać Gabora księciem w Siedmiogrodzie o ile ten dopomoże mu w wichrzeniach przeciw bratu...
Twarz grafa stała się kredowo blada.
— A — mruknął. — Tylko tyle....
Górka pojął, że jest nieodwołalnie zgubiony.
— Grafie! — zawołał. — Cóż ma jedno do drugiego. Niechaj zginę, lecz ocalcie dziewice! Zapewniam was...
— Milcz, waść! — huknął na niego Hermansthal ostro. — Jesteś Polakiem, a tu przybywasz spiskować przeciw najmiłościwiej nam panującemu cesarzowi? Dla mnie tyś zwykły zdrajca! Nie wierzę, ani jednemu twemu słowu.
— Grafie...
— Zmyśliłeś wszystko, zełgałeś o hrabinie... Nie wart jesteś mienić się szlachcicem! Te papiery zachowam dla siebie, a dostojna pani niech czyni z tobą co zechce!
— Do lochu go! — rozległ się groźny głos Elżbiety. — Fitzke, zamknąć łotra w lochu!
I podczas, gdy hajducy siłą wyciągali z komnaty opierającego się Górkę, dodała:
— Wszystko wam teraz jasne, grafie?
— Najzupełniej! — odrzekł z głębokim ukłonem. — Nie wiem, jak wam mam dziękować, mościa pani! W swojem imieniu i cesarza. A nie zapominajcie — dodał chytry dyplomata — że cesarzowi wszystko jedno kto panuje w Siedmiogrodzie, byle był przywiązany do niego! Ród Batorych umiłowany tam oddawna, lecz jeszcze tronu nie zajmowała kobieta!
Policzki Elżbiety stały się krasne z zadowolenia na tę mętną obietnicę. Wszak siedmiogrodzki tron był jej najgorętszem marzeniem.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Antoni Wotowski.