Przejdź do zawartości

Kroniki lwowskie/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Lam
Tytuł Kroniki lwowskie
Podtytuł umieszczane w Gazecie Narodowej w r. 1868 i 1869, jako przyczynek do historji Galicji
Pochodzenie Gazeta Narodowa Nr. 71. z d. 25. marca r. 1868
Wydawca A. J. O. Rogosz
Data wyd. 1874
Druk A. J. O. Rogosz
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
13.
Nieco o Galilejczykach. — Konkordat i książęta polscy w Izbie panów. — Żałoba w obozie „Czasu“. — Różne pojmowania ustawy o małżeństwach. — Praktyczność naszych włościan. — Germanizatorowie ex propria diligentia. — O braku filozofii w tutejszym fakultecie filozoficznym.

Konkordat, to austrjackie „okopy świętej Trójcy“. Biskupi i reprezentanci feudalnego i absolutystycznego systemu rządowego zatknęli swój sztandar na tych okopach, i postanowili bronić ich do upadłego. Z szeregu liberalnego, kto powie dobrą mowę przeciw konkordatowi, zostaje od razu popularnym Pankracym! Galicja wysłała także swój kontyngens do obrony twierdzy, czyli raczej, między „panami,“ rekrutowanymi z Galicji, znaleźli się obrońcy na ochotnika. Zapewne „Nieboska komedja“ Krasińskiego stała im przed oczyma; sądzili, że jeden z nich więcej zrobi w obronie starych form, aniżeli kilkunastu niemieckich hrabiów Henryków. — Wszak Pankracy, po zdobyciu twierdzy, uznaje się pobitym i woła: Galilejczyku, zwyciężyłeś! Tymczasem tym razem Galilejczycy nie pomogli wiele, bo Izba panów uchwaliła ustawę, która zrobiła ogromny wyłom w okopach Bacha, Rauschera i Thuna, tej trójcy klerykalnej, wsławionej utworzeniem konkordatu. Ani ks. Sanguszko, ani ks. Jabłonowski, ani żaden z arcypasterzy lwowskich nie pokonał Pankracych, na których czele o zgrozo! szedł hrabia[1]. Tyle tylko zostało pociechy zwyciężonym, że Galileja i nadal nie przestała być Galileją, i zapewne przy najbliższej walce znajdzie się znowu w jednym szeregu z nieubłaganymi przeciwnikami każdej myśli liberalnej.
Galileja posiada kupkę ludzi, którzy zwracają uwagę swoją wszędzie, gdziekolwiek interesa klerykalne mogą być zagrożone, i gotowi są uciec w ich obronie na drugi koniec świata. Potem Niemcy, którzy sami najbardziej zapominają o tem, że inaczej ochrzcili naszą prowincyę, powiadają, że gorliwi ci obrońcy ultramontanizmu przychodzą z Polski. Tak więc klerykalne sympatje dwóch lub trzech książąt galicyjskich idą na karb narodu polskiego. Nie powinniśmy lekceważyć wrażenia, jakie to sprawia za granicą.
Uchwała Izby panów w sprawie ustawy o małżeństwach wywołała w Wiedniu iluminację. U nas ogół przyjął ją obojętnie, tylko Czas zapewne, jako gorliwy rzecznik wniosku odraczającego ową uchwałę, zechce — nie iluminować, ale owszem zaćmić Kraków, a obydwaj pracownicy w winnicy pańskiej, którzy go zasilają wiadomościami ze Lwowa, zechcą może na znak smutku i boleści uczynić to samo w naszem mieście. Szkoda, że przy kompletnem zaćmieniu, które i bez tego u nas panuje, demonstracje podobne byłyby niemożliwemi. Autor programatologii, pan Br. R. będzie więc musiał kontentować się odśpiewaniem Gorzkich żalów, i to poza obrębem Towarzystwa naukowo-literackiego[2], a ukrzyżykowany jego socius doloris wywnętrzy się zapewne z gorzkich swych uczuć w kilkuarkuszowej korespondencji, dla której obierze pogańską formę dyalogu. Będzie tam coś i o krzywdach kościoła, i o krzywdach Krakowa, i o bezbożności, z jaką u nas piszą dzienniki i zakładają stowarzyszenia, i o potrzebie ponownego ustanowienia komisji namiestniczej dla zachodniej Galicji w Krakowie, itd.
Zresztą u nas nie wszyscy wiedzą, co właściwie uchwaliła Rada państwa, w sprawie małżeństw. Jedni wyobrażają sobie, że teraz już o rozwód tak łatwo, jak o protest wekslowy. Są mężowie i żony, co budują bardzo romantyczne plany na tym niewinnym akcie ustawodawczym. Są dalej młodzieńcy, którym natura nie odmówiła niczego, oprócz możności popłacenia starych długów i kredytu do robienia nowych — ci pilniej niż kiedykolwiek odbywają na deptaku pod zabudowaniem dykasterjalnem i na wałach przegląd piękności, wychowanych według zakonu mojżeszowego, a posażnych według zakonu Rotszyldowego. Pod tym względem, ustawa dozwalająca małżeństw mięszanych ma większą doniosłość finansową, niż wszystkie projekta dr. Brestla. Niemniej praktycznie zapatrują się na tę kwestję nasi włościanie. Rozeszła się między nimi wiadomość, że teraz już można brać ślub w urzędzie powiatowym, bez księdza. Zaraz na drugi dzień zjechało się mnóstwo fur przed zabudowania różnych urzędów powiatowych, i panowie urzędnicy znaleźli się w formalnem oblężeniu. Ten prosi o ślub, bo ksiądz prychodnyk wymaga od niego zbyt wielkiej opłaty, tamten klnie się, że umie Otcze nasz doskonale, ale ksiądz prychodnyk nie chce mu dać ślubu, póki nie będzie wiedział, czy Boh diejstwitielno suszczestwujot? — uprasza tedy „najjaśniejszego cyrkułu“ o kupulację. Trzeci znowu radby wejść w związki małżeńskie z „Polką,“ czemu także sprzeciwia się prychodnyk, radby tedy, by urząd powiatowy czem prędzej ogłosił zapowiedzi. Ta niecierpliwość naszych włościan, dziwnie odbija od licznych adresów za utrzymaniem konkordatu, przedkładanych Radzie państwa przez panów polskich w imienin gmin włościańskich z Galicji. Widać, że adresy te powstawały w jakiś dziwny sposób, wbrew przekonaniu i potrzebom tych, którzy je podpisywali.
Wobec zmniejszenia i częściowego ubezwładnienia urzędowego aparatu germanizacyjnego, prywatne zabiegi usiłują nam wynagrodzić to, cośmy pod tym względem utracili. Nowy przedsiębiorca teatru niemieckiego, pan König, zapowiada nam cały najazd różnych wiedeńskich, hamburgskich i paryzkich znakomitości, które mają ożywić interes tutejszej publiczności dla opery i teatru niemieckiego. Równocześnie ma być wydawany dziennik niemiecki, poświęcony sprawom teatralnym i brukowym. — W parze z tem apostolstwem dramatyczno-dziennikarskiem idą uchwały fakultetu filozoficznego na wszechnicy lwowskiej, o których czytelnicy wiedzą już zapewne z innych artykułów Gazety[3]. Fakultet ten nazwany jest filozoficznym dla tego zapewne, że słuchacze jego po 3-letniem uczęszczaniu na kolegja przeświadczają się o tej prawdzie, od której Sokrates zaczynał swoje wykłady: „Wiem, że nic nie wiem“. Najważniejsze gałęzie nauki nie mają tam wcale katedr, inne znowu katedry obsadzane bywają bez wyboru. Fakultet potrzebuje sam gruntownej reformy, ażeby mógł, stosownie do powołania swego, kształcić nauczycieli, osobliwie teraz, kiedy w gimnazjach zaprowadzono język polski wykładowy. Tymczasem pp. profesorowie, dalecy od tego przekonania, ani chcą wiedzieć o tem, co się koło nich dzieje, i dotychczas nikt nie słyszał o znakomitych wykładach, któreby można było słyszeć na uniwersytecie lwowskim z historji, z matematyki, fizyki, ale natomiast często bardzo można dowiedzieć się, że die Träger der Cultur im äussersten Osten, niepodobni w tem do apostołów z pierwszych czasów chrześciaństwa, nie umieją nawet o tyle języka ludu, między którym chcą apostołować, by zrozumieli, czy gimnazjalna komisja egzaminacyjna uznała lub nie uznała ucznia dojrzałym do uczęszczania na wszechnicę? Dla ignorancji trzech czy czterech z pomiędzy tych panów, potrzeba tedy, ażeby lud, któremu przynoszą, skarby swej wiedzy, nauczył się wprzód ich języka! Wyraz „ignoracja“ brzmi wprawdzie dość dziwnie, jeżeli jest mowa o doktorach filozofii, i to jeszcze o doktorach niemieckich, ale tu jest on zupełnie na swojem miejscu, nazywamy bowiem ignorantem, nieukiem, każdego, który nie umie jakiejś rzeczy potrzebnej i pożytecznej. Panowie doktorowie nie mogą zaś zaprzeczyć, że znajomość języka polskiego jest rzeczą bardzo potrzebną i pożyteczną, jeżeli ktoś mieszka w polskiem mieście i jest profesorem polskiej młodzieży.

(Gazeta Narodowa, Nr. 71. z d. 25. marca r. 1868.)







  1. Hrabia Antoni Auersperg (Anastazy Grün). Zniesiono wówczas zaprowadzone wskutek konkordatu sądy duchowne w sprawach matrymonjalnych — w obronie postanowień konkordatu stawali polscy członkowie Izby panów. Zaprowadzono równocześnie w Austryi „fakultatywne“ śluby cywilne.
  2. Przy zawiązaniu się — poronionego Tow. naukowo-literackiego we Lwowie, wspomniany tu pan B. R. żądał, aby posiedzenie zaczęło od głośno zmówionego pacierza. Żądaniu temu nie mogło się stać zadość, bo zgromadzenie składało się z różnowierców.
  3. Fakultet ten, złożony wówczas z Niemców, nie chciał przyjmować uczniów ze świadectwami z egzaminu dojrzałości, wystawionemi w języku polskim.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Lam.